Dzieciństwo: co dzieciom uchodzi na sucho, a dorosłym nie wypada?
Dzieciństwo: co dzieciom uchodzi na sucho, a dorosłym nie wypada?
Dzieciństwo: skarżenie na porządku dziennym
Mamo, a ona mnie bije! Tato, a on się do mnie nie odzywa! Proszę pani, a oni nie chcą się ze mną bawić! Itd., itd. Znacie to? Z całą pewnością. Jak świat światem, a dziecko dzieckiem – skarżypytą bywa w dzieciństwie każdy. No, oczywiście wśród dorosłych też się tacy znajdą, ale na szczęście w mniejszości. A co by było, gdybyśmy mogli bezkarnie skarżyć na okrągło? Czy, gdybyśmy regularnie na siebie donosili i robili to w sposób jawny, świat byłby lepszy? Na pewno ciekawszy. Wyobrażacie sobie skarżenie np. w pracy: „szefie, a on się spóźnił!”, w sklepie: „proszę pani, ten pan się wepchnął bez kolejki”, albo na placu zabaw: „proszę pani, a pani syn zabrał foremkę mojej córce”. W dorosłym świecie na pewno popsułoby to relacje między ludźmi, chyba że od dzieci też przejęlibyśmy umiejętność szybkiego wybaczania.
foto: _photos.com|photos.com
Dzieciństwo: sygnały niewerbalne
Dorośli jako argumentów najczęściej używają słów, dzieci gestów. A co by się stało, gdybyśmy dziecięce gesty wdrożyli do swojej komunikacji i np. mogli pokazać nielubianej koleżance swój język, a pracodawcy, który oczekuje zbyt wiele, zagralibyśmy na nosie lub popukalibyśmy się w czoło? Na pewno byłoby łatwiej i mniej emocjonalnie, niż gdybyśmy skrywali swoje uczucia lub niespodziewanie wybuchali. Czy np. kierowcy, który zajechał nam drogę nie sympatyczniej byłoby pokazać język, łapiąc się jednocześnie za uszy, zamiast gotować się ze złości i kląć jak szewc? Czy nie prościej byłoby wytknąć kogoś palcem, niż bawić się w udawane „dyskretne” wskazania, skoro ta osoba dobrze wie, że o niej mówimy? No i nie byłoby niedopowiedzeń, bo słowami czasem ciężko oddać emocje, podczas gdy takimi gestami wyraźnie mówimy komuś „nie lubię cię”, „ mam cię w nosie” albo „nie zrobię tego!” .
foto: _photos.com|photos.com
Dzieciństwo: okazywanie miłości i sympatii
Nieskrywanie swoich uczuć, otwarcie na przyjaźnie i miłość, wylewność – to chyba najcenniejsze dziecięce zalety. Wszak chyba nie ma nic słodszego od miłosnego wyznania kilkulatka wobec np. nowej koleżanki w piaskownicy. Brak oporów w wyjawianiu emocji, niekrycie się ze swoimi uczuciami do innych i pokojowe nastawienie z pewnością zyskałoby sympatię wielu dorosłych. Z jednej strony fajnie by było, gdybyśmy mogli bez ustanku przytulać się do osób, które lubimy, bez doszukiwania się podtekstów. Równie pięknie byłoby, gdybyśmy nie wstydzili się swoich uczuć i umieli je okazywać. Nie wiadomo tylko, czy wszyscy byliby szczęśliwi, gdyby np. obce osoby na ulicy niespodziewanie rzucały się innym na szyję i całowały, tylko dlatego, że ktoś wzbudził w nich sympatię. No, powiedzmy, że to kwestia gustu :)
foto: _photos.com|photos.com
Dzieciństwo: brud i nieporządek przyjacielem człowieka
Rzadko które dziecko przejawia zamiłowanie do porządku i czystości. Rodzice często podzielają opinię, że „brudne dziecko to szczęśliwe dziecko” i nie wymagają od swych pociech sterylnego ładu i wyglądu. Choć większość dorosłych wygląda schludnie i jest otoczona porządkiem, niekoniecznie są fanami sprzątania i czyszczenia. A gdyby tak sprawić, że brudne ubranie, paznokcie czy okropny bałagan w domu nie stanowią o człowieku, a o jego szczęściu? Czy nie byłoby fajnie, gdybyśmy oceniali czyjąś radość z życia po stopniu zabrudzenia jego ubioru? Tak naprawdę to chyba jednak nie byłby dobry pomysł. Tak jak u własnego dziecka można przeżyć ubłocone buty, zaplamioną koszulkę, czy czarne kolana, tak u dorosłego taki wygląd mógłby raczej przerazić. Każdy chyba zgodzi się z tym, że zaśmiecona okolica, brudny samochód, czy niechlujny wygląd to raczej powód do wstydu, a nie dumy.
foto: _photos.com|photos.com
Dzieciństwo: co moje, to i twoje
Wśród dzieci nagminne bywa podbieranie czyichś zabawek czy zaglądanie do cudzych skrytek. Z pewnością nie raz przyłapaliście swoje dziecko na grzebaniu w waszym portfelu czy znoszeniu do domu nie swoich przedmiotów. To, co w dorosłym świecie nazywane jest kradzieżą lub naruszeniem czyjejś własności, w odniesieniu do dzieci jest tylko zwykłą psotą. I choć czasem niejeden dorosły marzy np. o posiadaniu motocykla kolegi albo jest ciekawy zawartości torby listonosza, nie do wyobrażenia jest pożyczenie czyjejś własności bez pozwolenia albo myszkowania po jego prywatnych dokumentach. Bezkarność w tej sytuacji byłaby raczej niemożliwa, a takie działanie z pewnością pogorszyłoby stosunki międzyludzkie. Wystarczy wyobrazić sobie, jak byśmy się czuli, gdyby samochód, którym chcemy jechać do pracy, nagle zniknął z parkingu, bo sąsiad go sobie bez pozwolenia pożyczył.
foto: _photos.com|photos.com
Dzieciństwo: jedzenie rękami
Powszechny zwyczaj jedzenia rękami mógłby nam dorosłym bardzo ułatwić życie. Dlaczego my się tak męczymy i utrudniamy sobie życie tymi wszystkimi sztućcami? Niejednej gospodyni sen z powiek spędza prawidłowe ułożenie łyżki, noża i widelca wokół talerza. Albo weźmy takie jedzenie owoców morza w restauracji. Zastanawiając się „czym to się je”, w głębi ducha można tylko zazdrościć siedzącemu obok dziecku, które ma w nosie zasady bon tonu i sprawnie radzi sobie palcami. Ono już wie, że najlepszą łyżką jest dłoń, widelcem – palce, a nożem – ostre zęby. Czyż nie łatwiej więc by było, gdybyśmy my też mogli jeść rękami? Czystymi oczywiście! Po pierwsze, cóż za bezstresowe jedzenie bez tych wszystkich sztywnych zasad. Po drugie, o ile mniej zmywania. A na dodatek - jaka frajda – oblizać palce po kurczaku.
foto: _photos.com|photos.com
Dzieciństwo: pomysłowość nie zna granic
Jak zakładać buty to tylko lewy na prawą, a prawy na lewą, sandały w zimie, a kozaki latem. Jak się ubierać – to zawsze tył na przód i nigdy nie do koloru. Jak się czesać, to tylko nietypowo np. na bok lub do przodu. Jak jeść – to tylko deser na obiad, a obiadu wcale. Jak wypoczywać – to tylko w ruchu i tylko w hałasie. Jak malować obrazek, to i do kompletu wymalować ściany i podłogi. To brzmi prawie jak kodeks dziecka. A jaki byłby dorosły człowiek, stosujący się do tego kodeksu? Szczęśliwy! Świat, po którym chodzą dziwnie ubrani i uczesani ludzie były z pewnością ciekawszy i radośniejszy. Jedząc tylko to, co lubimy, zawsze podnosilibyśmy swój poziom endorfiny. Zatracając się w pasji tworzenia, zrealizowalibyśmy swoje marzenia. Czasem robienie czegoś na opak, pod prąd jest szansą na przerwanie rutyny. To ważna nauka dla każdego dorosłego.
foto: _photos.com|photos.com
Dzieciństwo: noszenie na rękach
Ach, to bardzo przyjemna sprawa, niestety pozostaje domeną małych dzieci. Wystarczy, że taki maluch powie, że go nogi bolą albo będzie domagać się przytulenia, a zaraz rodzic weźmie go w ramiona. A czy nas dorosłych nie mają prawa boleć nogi? Przecież mamy prawo być zmęczeni po całym dniu pracy. A o ile łatwiej by było nam zasypiać, gdyby ktoś do snu ukołysał nas na rękach. Dlaczego nikt nas nie chce brać na barana i bujać na kolanach? Tak naprawdę, noszenie na rękach nie musiałoby być tylko dziecięcym przywilejem, gdyby nie pewien fakt. Z wiekiem przybieramy trochę na wadze i choć chętnych do bycia noszonymi na rękach byłoby wielu, mniej znalazłoby się tych chętnych, którzy podołaliby temu trudnemu zadaniu.
foto: _photos.com|photos.com
Dzieciństwo: impulsywne działanie
Charakterystyczna dla dziecka jest spontaniczność. To główna cecha, jaka odróżnia kilkulatka od dorosłego. Choć postępowanie w oparciu o impuls, bez głębszych przemyśleń i zastanawiania się nad konsekwencjami może być zawodne, to jednak zgodzicie się, że zachowując się w ten sposób, można lepiej, bo bardziej bezstresowo cieszyć się życiem. Niejednemu dorosłemu umiejętność nieprzejmowania się i niemyślenia o tym, co jutro, polepszyłaby stan zdrowia. Każdy o tym wie, że taka, nawet chwilowa spontaniczność uczy czerpania radości z małych rzeczy, których na co dzień się nie widzi. I choć niektórzy nazwą to dziecięcą naiwnością, warto choć raz na jakiś czas wrzucić na luz i w pierwszej kolejności posłuchać głosu serca.
foto: _photos.com|photos.com
Zamknij reklamę za s.
X
Zamknij reklamę
...