Polecany artykuł:
O tym, jak trudno dogadać się z dzieckiem doskonale wiedzą rodzice dwu-, trzy- a nawet czterolatków. Dlaczego? Bo to wiek, w którym dziecko żyje „tu i teraz”, a słowa, w których zapowiadasz co wydarzy się wieczorem, brzmią jak abstrakcja.
Z pewnością pamiętasz sytuację, w której wielokrotnie coś tłumaczyłaś, prosiłaś, a może nawet mówiłaś o konsekwencjach, a dziecko zdawało się nie brać twoich słów do siebie. Zdaniem psycholożki Joanny Madej to dlatego, że takie słowa do dziecka do 4. roku życia nie trafiają, bo „nie mają mocy sprawczej” - tę ma dopiero interwencja.
Prosisz, tłumaczysz i nic?
Joanna Madej to psycholożka dziecięca, która na Instagramie prowadzi pomocny profil @psychologiadomowa. Za pomocą przykładów dziecięcych zachowań i krótkich scenek tłumaczy rodzicom jak rozmawiać z maluchem, by zostać zrozumianym.
Sama jest mamą trójki dzieci i doskonale wie, że rodzicielstwo stawia przed nami wiele wyzwań, a dogadanie się z kilkulatkiem bywa trudne. Nie każdą radę wyczytaną w poradniku da się przełożyć na domowe realia - w końcu nasze rodziny różnią się.
Nie chodzi wcale o to, byśmy jako mamy znały odpowiedź na każde trudne pytanie dziecka, ale dysponowały narzędziami do tego, by radzić sobie w sytuacjach wymagających interwencji.
Tak jest np. w przypadku dość częstych próśb ze strony dziecka o włączenie bajki, kupienie słodyczy czy nowej zabawki.
W jednym z najnowszych postów poruszyła problem zakupów, podczas których maluch upiera się, by kupić mu lizaka. Prośby o odłożenie go na półkę nie działają, dziecko jeszcze silniej zaznacza potrzebę kupienia łakocia. Dlaczego nie słucha nawet wtedy, gdy zapowiesz, że w przeciwnym razie wieczorem nie będzie bajki?
− Proszę, tłumaczę, błagam, stawiam granice i jak grochem o ścianę. Moje dziecko po prostu mnie nie słucha
- mówi na nagraniu psycholożka Joanna Madej. Jednak jak wyjaśnia ekspertka, bycie stanowczym i surowym to nie są granice. Komunikaty takie jak „natychmiast odłóż tego lizaka na półkę” czy „jeśli tego nie zrobisz, wieczorem nie będzie bajki”, są jedynie oznaką wyprowadzenia rodzica z równowagi, a nie stawianiem granic.
Dla dzieci słowa nie mają mocy sprawczej
Psycholożka tłumaczy, że żądań, które wysuwa rodzic dziecko faktycznie nie słucha, bo to, przy czym się upiera zwyczajnie jest dla niego atrakcyjniejsze.
Dla dziecka, które żyje „tu i teraz” obietnica obejrzenia bajki wieczorem to tak odległa sprawa, że jawi się jako abstrakcja, której w dodatku nie jest w stanie powiązać z przedmiotem obecnej rozmowy.
− Granice to coś, co jest w nas, a dziecko ich nie zna, więc my chcemy je dziecku pokazać i czasem związane są z naszym konkretnym działaniem. „Potrzebuję, żebyś odłożył tego lizaka. Ok, widzę, że jest ci trudno mnie posłuchać. Wyciągam tego lizaka z twojej ręki i odkładam” (działanie)
- daje przykład Joanna Madej. Proponuje również, by dać dziecku alternatywę. Może to być zakup innego rodzaju przekąsek (np. suszonych owoców) i zapowiedzenie, że wspólnie zrobicie sobie w domu ucztę.
„Działanie zamiast słów, interwencja zamiast gróźb” - poleca ekspertka.