Rodzice dzieci kształcących się w ramach edukacji domowej protestują i piszą petycję do ministerstwa z wnioskiem uchylenie "lex Czarnek", jak nazywa się pomysły ministra edukacji. Sprawa dotyczy 31 tys. dzieci uczących się w domu i zdaniem protestujących stanowi "być albo nie być" dla edukacji domowej.
Spis treści
- "Lex Czarnek" zagraża edukacji domowej
- Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze
- Minister broni "lex Czarnek"
"Lex Czarnek" zagraża edukacji domowej
Zdaniem rodziców i opozycji nowa ustawa dotycząca edukacji domowej ma na celu jej stopniowe zniszczenie. Jak czytamy w petycji, „metoda ustanawiania sztucznych zakazów, tworzenia arbitralnych barier zawartych w proponowanych przepisach automatycznie nasuwa myśl, iż mamy do czynienia z działalnością urzędniczo-lobbingową”.
O co dokładnie chodzi? Nowe przepisy zakładają, że domowe nauczanie będzie musiało być ściślej nadzorowane przez kuratorium, a egzaminy będzie można zdawać jedynie stacjonarnie, w obecności przedstawiciela kuratorium, nie zaś w trybie zdalnym, jak to jest teraz. Będzie to można zrobić jedynie w placówce w województwie, w którym zameldowane jest dziecko.
Zapisy na domowe nauczanie będą możliwe jedynie do 21 września, a nie w każdej chwili, jak to jest teraz. Szkoła może wydać zezwolenie na naukę domową jedynie 50 proc. swoich uczniów, a i tak musi mieć zapewnione dla nich miejsce.
Dla rodziców to „pójście w kierunku radykalnego ograniczenia edukacji domowej”, które utrudni, a nawet uniemożliwi przejście nowych uczniów na nauczanie domowe. Dla ministerstwa – to sposób na ograniczenie subwencji, które zdaniem ministra Czarnka są wypłacane często na podstawie fikcyjnych zapisów.
Czytaj również: Przemysław Czarnek chce wprowadzić kolejny nowy przedmiot. "Nowość na skalę niespotykaną"
"Godziny czarnkowe" w przedszkolach - czym są i dlaczego budzą taki sprzeciw?
Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze
Edukacja domowa wymaga zapisania dziecka do normalnej szkoły a następnie złożenia wniosku o realizowanie kształcenia poza placówką, dlatego szkoły publiczne tracą subwencje na korzyść szkół w chmurze, czyli placówek, które prowadzą działalność online, przeprowadzając także zdalnie egzaminy.
Do takich szkół może być zapisanych nawet kilkanaście tysięcy uczniów - największa warszawska Szkoła w Chmurze, gromadzi ok. 11 tys. dzieci. Subwencję na prowadzenie takiego nauczania wynoszą miliony złotych – czytamy na portalu dzienniki.pl, a realne koszty nauczania są nieporównywalnie niższe niż w szkłach publicznych.
Minister broni "lex Czarnek"
Zmian broni oczywiście ich autor, Przemysław Czarnek. W wywiadzie udzielonym portalowi wpolityce.pl powiedział, że zarzuty opozycji dotyczące niszczenia edukacji domowej to bzdura. Zdaniem ministra zmiany są konieczne, ponieważ edukacja domowa wymknęła się spod nadzoru. Przywołuje za przykład szkołę działająca online, w której uczy się kilkanaście tysięcy uczniów z całej Polski, zdając egzamin w trybie zdalnym bez jakiegokolwiek nadzoru kuratora oświaty.
„To jest w wielu przypadkach fikcja edukacji, a nie edukacja domowa” – powiedział Czarnek dla wpolityce.pl Dlatego resort chce, aby każdy uczeń z edukacji domowej zdawał egzaminy klasyfikujące w trybie stacjonarnym, a nie zdalnym. Zapisy do edukacji domowej do 21 września mają na celu uniknięcie chaosu organizacyjnego, zaś powrót rejonizacji ma umożliwić dzieciom zdawanie egzaminów stacjonarnie.