Joanna wzięła tabletkę poronną, lekarka wezwała policję. "Kazano mi się rozebrać"

2023-07-19 12:21

Joanna podjęła najtrudniejszą decyzję w życiu. Przyjęła tabletkę poronną, bo ciąża zagrażała jej zdrowiu. Poczuła się gorzej, o czym poinformowała swoją lekarkę. W szpitalu pojawiła się policja.

Smutna kobieta

i

Autor: Getti Images Joanna wzięła tabletkę poronną, lekarka wezwała policję. "Kazano mi się rozebrać"

Joanna zażyła tabletkę poronną. Jak sama przyznała, poczuła się gorzej zarówno fizycznie, jak i psychicznie, o czym powiadomiła swoją lekarkę. Pojechała do szpitala, ale tam, zamiast otrzymać fachową pomoc, poczuła się jak kryminalistka.

Od tego zdarzenia  w jednym z krakowskich szpitali minęły prawie trzy miesiące. W rozmowie z tvn24.pl kobieta opowiedziała, jak została potraktowana.

Zobacz także: Dorota była w 5. miesiącu ciąży, zmarła w szpitalu. W końcu znamy przyczynę śmierci

"Zechcę aborcji to będę ją miała" - Protest Kobiet w Krakowie

Kiedy legalna aborcja jest możliwa?

Wyrokiem wydanym 22 października 2020 roku przez Trybunał Konstytucyjny prawo aborcyjne zostało zaostrzone. Przedwczesne przerwanie ciąży, czyli usunięcie zarodka lub płodu z macicy zgodnie jest możliwe w polskim prawie tylko w kilku przypadkach.

Do takich sytuacji zaliczamy ciążę, która jest zagrożeniem dla zdrowia lub życia matki, ciążę, która jest efektem czynu zabronionego (gwałt, akt kazirodczy), a także wtedy, gdy istnieją przesłanki na istnienie ciężkich, nieodwracalnych upośledzeń płodu lub nieuleczalnych chorób zagrażających jego życiu.

Prawo to jest przez niektórych uważane za zbyt restrykcyjne, gdyż w wielu przypadkach zagraża życiu kobiety, a w niektórych doprowadza wręcz do jej śmierci, jak w przypadku 33-letniej Doroty z Nowego Targu. Jak się okazuje, w naszym kraju dochodzi również do sytuacji, w której kobieta, która zażyje tabletkę poronną, gdy ciąża zagraża jej zdrowiu, jest traktowana jak przestępca.

Policyjna interwencja

Joanna podkreślała, że podjęła bardzo trudną decyzję. Zamówiła tabletki poronne przez internet, bo ciąża miała zagrażać jej zdrowiu. Po ich zażyciu poczuła się gorzej, zadzwoniła więc do swojej lekarki i udała się do szpitala. Okazało się, że na miejsce została wezwana policja.

- Rozebrałam się. Nie zdjęłam majtek, ponieważ wciąż jeszcze krwawiłam i było to dla mnie zbyt upokarzające, poniżające i wtedy właśnie pękłam, wtedy wykrzyczałam im w twarz: "czego wy ode mnie chcecie?" – powiedziała kobieta.

Sami lekarze ze szpitalnego oddziału ratunkowego przyznali, że co chwilę pojawiały się pytania o telefon i laptopa.

- Czterech mężczyzn pilnowało jednej przestraszonej kobiety. Utworzyło kordon wokół pacjentki, utrudniało nam to pracę. Oni nie byli w stanie podać, dlaczego ta pacjentka jest przez nich zatrzymywana – opowiedział lekarz SOR-u, który chce pozostać anonimowy.

"Powtarzano nieustannie słowo przestępstwo"

Joanna zauważyła, że zniknął jej laptop. Policja wyjaśniała interweniującym lekarzom, że został „zabezpieczony na protokół zatrzymania”. Prosili także o nieutrudnianie ich czynność. Kobieta wciąż też słyszała słowo „przestępstwo”.

Lekarze pełniący tego dnia dyżur zostali wylegitymowani, a Joanna w eskorcie policji została przewieziona na oddział ginekologiczny do innego szpitala. Na miejscu czekał kolejny patrol. Wezwano też następny.

Pełnomocnik Joanny, adwokat Kamil Ferenc przyznał, że można się poczuć, jak w państwie totalitarnym.

- Można się poczuć jak w państwie policyjnym, jak w państwie totalitarnym, jak w sytuacji kafkowskiej – ocenił adwokat.

„Ta interwencja mnie złamała”

Joanna przyznała, że rozmawiając z lekarką przez telefon, mogła brzmieć dramatycznie. Zapewniała jednak, że nie chciała sobie nic zrobić. W rozmowie z portalem podkreślała, że samo obniżenie nastroju nie jest powodem na przyjazd policji.

Krakowska policja na pytanie o przyczynę podjętej interwencji, odesłała dziennikarzy do prokuratury. Tam poinformowano, że obecność funkcjonariuszy wynikała z konieczności asystowania Zespołowi Ratownictwa Medycznego i prowadzonego śledztwa z artykułu mówiącego o pomocy w aborcji i namowie do samobójstwa.

Kobieta powtarzała jednak policjantom, że nikt jej nie pomagał. Sama zakupiła tabletki przez internet.

Rozpatrujący skargę sąd przypomniał policjantom, że kobieta nie była podejrzaną. Nie było nawet widoków na stawianie jej żadnych zarzutów, ponieważ w Polsce nie odpowiada się za wywołanie u siebie aborcji.

- Ta interwencja policji mnie kompletnie złamała. Zniszczyła mnie – przyznała kobieta.

Źródło: fakty.tvn24.pl

Czytaj także: Aborcja w warszawskich szpitalach. Dyrektorzy placówek wydali stanowcze oświadczenie

Magda Mołek brutalnie o śmierci ciężarnej Doroty. "Dlaczego umieramy pod waszą opieką?”