Jako 10 letnia dziewczynka przeżyłam sytuację, z której ciężaru nie zdawałam sobie sprawy. A przecież ten ciężar był, gniótł mnie od środka i nie mogłam się od nie od niego uwolnić. Dziś wiem, że nie tylko mogłam, ale i powinnam to zrobić, ale... wtedy byłam dzieckiem.
Dzieci naszych przyjaciół są przyjaciółmi naszych dzieci?
Moja mama miała kiedyś koleżankę. Jako dziecko przyjaźniłam się z córką tej koleżanki. Wydawało mi się, że Martę znam od zawsze. I wszystko było w porządku, aż do dnia, w którym Ania (mama Marty) przyszła do nas do domu, po jednej z naszych poważniejszych kłótni.
Miałyśmy wtedy z Martą po 10 lat. Między nami zdarzały się sprzeczki. Być może tym razem padły słowa o zerwaniu znajomości, nie pamiętam... Mama Marty używała właśnie tego określenia. Jej słowa brzmią mi w uszach po dziś dzień:
Jeśli przestaniesz przyjaźnić się z Martusią, ona sobie coś zrobi, rozumiesz?
Mamy ani taty nie było wtedy w domu. Ta kobieta wpadła do mieszkania i od razu zaczęła na mnie krzyczeć. Że to wszystko moja wina, a nie wyobrażam sobie nawet jak będzie mi się żyło z Martą na sumieniu.Kazała mi pogodzić się z Martą.
Kiedy rodzice wrócili do domu starałam się zachowywać, jakby nic się nie stało. Ale czułam, jak bardzo wszystko jest nie tak. Kiedy wreszcie opowiedziałam o wszystkim mamie, uspokoiła mnie i zapewniła, że absolutnie nie powinnam się tym przejmować ani bać. Że porozmawia z mamą Marty i ona więcej już nie będzie mówić do mnie takich rzeczy.
Wiedziałam, że mama i tata są po mojej stronie, ale... czułam też, że muszę przyjaźnić się z Martą, bo może dojść do tragedii.
Prawie pięć koszmarnych lat
Pamiętam, że Marta na drugi dzień przyszła do szkoły, jak gdyby nigdy nic. Dostosowałam się, dostroiłam. I tak było przez kolejne lata - starałam się nie zrobić nic, by jej nie urazić, wystraszyć. Pamiętając, że według jej matki jestem najbliższą przyjaciółką tej dziewczyny. Marta oddalała się ode mnie, szukając towarzystwa u innych osób (wtedy czułam ulgę), potem znów się zbliżała (to było najgorsze). I tak to trwało prawie 5 lat.
Nasi rodzice przestali się przyjaźnić. Nie jakoś nagle, ale widać było, że cała ta sytuacja pokazała zupełnie nową twarz mamy Marty. Spotkania stawały się coraz rzadsze, a ja wcale się tym nie martwiłam. Na szczęście mojej "przyjaciółce" nie zależało, by iść do tej samej szkoły średniej co ja. Zastanawiałam się, czy może powinnam być przy niej i dalej czuć się za nią odpowiedzialna, ale rozsądek wziął górę.
Odkąd nasze drogi się rozeszły, mamy sporadyczny kontakt i przez wiele lat myślałam, że to wszystko już za mną.
Ostatnio słysząc przypadkiem, jak moja 7-letnia córka kłóci się z 8-letnią córką mojej koleżanki... zamarłam. Wyobraziłam sobie jak Kaśka, mama Julki za kilka lat szarpie moją Hanię i żąda, by wzięła odpowiedzialność za życie i śmierć jej dziecka.
Dziś wiem, że mama Marty zachowała się irracjonalnie. Mimo to na samą myśl, że moja córka miałaby przeżywać coś podobnego - dostaję gęsiej skórki. Może w ogóle nie powinno tak być, że narzucamy dzieciom zabawę z dziećmi naszych przyjaciół? Może to dzieci same powinny mieć wybór? Poza tym trudno wymagać, by takie dziecięce przyjaźnie trwały w nieskończoność a ich koniec może być trudny i dla dzieci, i dla dorosłych...
Magda
