Poszłam do ginekologa z infekcją, wyszłam z urażoną dumą. „Niech partner się myje”

2024-11-07 15:42

"Urodziłam dwoje dzieci i jak żyję nie byłam tak upokorzona u ginekologa. Kazał się dokładniej myć" - pisze w liście do naszej redakcji 34-letnia Wioleta, zbulwersowana swoją ostatnią wizytą w gabinecie ginekologicznym. To przykre, że lata mijają, a kultura niektórych lekarzy nadal pozostawia wiele do życzenia.

Mama i żona opowiada o upokorzeniu w gabinecie ginekologa

i

Autor: Getty Images Mama i żona opowiada o upokorzeniu w gabinecie ginekologa

Wizyty u ginekologa dla wielu kobiet są mocno stresujące. Badania ginekologiczna są krępujące, poruszana w gabinecie tematyka dość intymna. Nic więc dziwnego, że od lekarzy tej specjalizacji oczekujemy większej wrażliwości na uczucia pacjentek. Jak się jednak okazuje, lata mijają, wydawałoby się, że jesteśmy coraz bardziej świadomi jako społeczeństwo, a w miejscach, gdzie potrzebujemy czuć się bezpiecznie, często spotykają nas niewybredne żarty, mierzymy się z ocenianiem i złośliwościami.

Taka nieprzyjemna sytuacja spotkała jedną z naszych czytelniczek. Mama dwójki dzieci poczuła się poniżona po tym, jak lekarz do którego zgłosiła się z infekcją zaczął z wyczuwalną złośliwością komentować higienę jej i jej męża.

Oddajmy głos Wioli.

Kazał się dokładniej myć mojemu mężowi

Myślę, że jako kobiety wciąż zbyt mało wymagamy od lekarzy i nie poruszamy kwestii praw pacjenta, czując się u ginekologa jak uczennice na dywaniku u dyrektora. Przynajmniej ja i moje koleżanki mamy tego typu odczucia. Nie wiem z czym to się wiąże. Być może sama sytuacja badania ginekologicznego stawia nas w pozycji, w której tracimy poczucie kontroli. Po ostatniej sytuacji, w której byłam mam sama do siebie pretensje, że nie zareagowałam ostro tylko przemilczałam pewne podłe komentarze.

Urodziłam dwoje dzieci, od kilkunastu lat jestem żoną i jak żyję nie byłam tak upokorzona u ginekologa. Kazał się dokładniej myć mojemu mężowi, kwestionując też moją higienę i dobór bielizny i nasze zwyczaje seksualne. Choć zgłosiłam się do niego z infekcją intymną, to chyba każdy głupi wie, że to często wynika z różnych innych kwestii nie tylko z brudu.

Komentował nawet moją bieliznę

Infekcja intymna, pojawiła się u mnie po antybiotykoterapii. Tydzień wcześniej wyleczyłam zapalenie płuc. Przez dwa pierwsze dni próbowałam się leczyć środkami dostępnymi w aptece bez recepty, ale nie pomagały. Do lekarza zapisałam się w ramach pakietu medycznego z pracy męża. Googlując lekarza, który miał pierwszy wolny termin sprawdziłam, że za wizytę w innej przychodni wycenia się na 300 zł. Jak miałabym dać mu tyle kasy, za takie chamstwo to - dziękuję, zrezygnuję.

W każdym razie zbadał mnie zaczął już na fotelu zaczął narzekać, że współczesne kobiety noszą koronkową bieliznę, a taka to tylko na randki, bo na co dzień to bawełnianą się nosi. Ja specjalnie miałam na sobie sukienkę, żeby nie paradować po gabinecie półnaga, więc nie wiem skąd te obserwacje kierowane w moją stronę.

Okazało się, że mam grzybicę pochwy. Zapytałam, czy mąż też powinien stosować jakiś lek. Lekarz w ogóle nie zwrócił uwagi na osłabienie mojego organizmu po antybiotyku. Rzucił tylko:

Niech partner się myje. Ma mydło? Musi odsuwać sobie wszystko tam, a nie, że się gromadzi. Dokładnie trzeba myć. I zawsze przed niech się myje

- po tych słowach poczułam jakby dał mi w twarz.

Potraktował mnie jak jakiś margines społeczny, tak jakby grzybica pochwy była czymś świadczącym o złym prowadzeniu się. Dla męża oczywiście nic mi nie zapisał, a czytałam potem w internecie, że u mężczyzn infekcja przebiega bezobjawowo, a niewyleczona może ponownie przenosić się na partnerkę.

Z pewnością do tego lekarza nie wrócę, a na kolejne tego typu sytuacje będę już uzbrojona w dużą dozę asertywności.

Co sądzicie o takim zachowaniu lekarza? Macie podobne doświadczenia z gabinetów? Piszcie do nas na [email protected]