„Rodzic to dziś sługus albo oschły nauczyciel. Nie dziwi mnie, że rodziny mają siebie dość” [LIST]

2023-11-07 17:19

W obliczu coraz to nowych, dramatycznych doniesień z polskich rodzin, mówiących o depresjach u dzieci, wypaleniu wśród rodziców, wiele osób zaczyna kwestionować współczesne metody wychowawcze. Wśród nich jest nasza czytelniczka. „Nie będę dziecka bić, ani w drugą stronę, robić z siebie matki roku” – pisze mama dwójki dzieci prosząca nas o anonimowość.

 Nasza czytelniczka o tym, czy rodzic może być tylko sługą lub katem

i

Autor: Getty Images Nasza czytelniczka o tym, czy rodzic może być tylko sługą lub katem

Coraz więcej mówi się o kryzysie rodzicielstwa. A nawet szerzej - o kryzysie rodzin, bo przecież coraz więcej matek i ojców skarży się na wypalenie rodzicielskie, a jednocześnie jest mnóstwo dzieci zmagających się z depresją. Pod jednym z naszych artykułów opisujących ten problem pojawiło się mnóstwo pomysłów na rozwiązanie go.

Żaden z nich nie trafia jednak do naszej czytelniczki, która opisała swoją, jak sądzi, niepopularną opinię w liście do redakcji. „Kto by chciał żyć w domu, w którym jest albo terror, albo obojętność?” - pyta.

Przeczytaj też: Nie musisz być idealna, wystarczy, że kochasz. 15 małych gestów, dzięki którym dziecko czuje twoją miłość

Hejt w przedszkolu i szkole - Plac Zabaw odc. 1

Dowiedz się: Znów nawrzeszczałaś na dziecko? „Te matki były w dzieciństwie grzecznymi dziewczynkami”

Spór o... wypalenie rodzicielskie

Jej list to odpowiedź na dyskusję, która rozwinęła się w komentarzach pod artykułem o wypaleniu rodzicielskim. Mama dwójki dzieci nie chciała brać w niej udziału, w obawie przed hejtem. Nie zgadza się ona jednak z dwoma, głównymi wątkami w opiniach rodziców. Oto one:

„Dzieciom daje się coraz więcej praw a rodzicom coraz więcej obowiązków. Rodzic nie ma prawa dać klapsa czy krzyknąć ale dziecko może bić rodzica i na niego krzyczeć. Kiedyś trudne sprawy załatwiał jeden klaps dzisiaj są godziny tłumaczeń, próśb i wizyty u psychologa. Kiedyś rodzic był autorytetem i panem dzisiaj jest zredukowany do roli sługi i sponsora” – napisał pewien mężczyzna na naszym Facebooku.

Na odpowiedź pod tym komentarzem, nie trzeba było długo czekać. Wkrótce pojawiła się zupełnie odmienna opinia jednej z mam:

„Dzieci, które są bite, nie uczą się szacunku. One uczą się jak unikać bicia. Uczą się by ukrywać zachowania, zatajać sytuacje i robić rzeczy, które sprowokowałyby rodziców do przemocy, wtedy, gdy rodziców nie ma w pobliżu. Dzieci zachowują się posłusznie w obecności rodziców dlatego, by uniknąć konsekwencji, a nie dlatego, że zostały nauczone co powinny, a czego nie powinny robić. Uczą się strachu i posłuszeństwa. Później te dzieci będąc dorosłymi i rodzicami mają problemy w relacjach” – napisała jedna z mam.

Gdzieś pomiędzy tymi opiniami jest pisząca do nas czytelniczka, która na początku swojego listu przyznaje przewrotnie: - "Po części zgadzam się z każdą z tych opinii, a jednak w sumie nie podpisałabym się pod żadną z nich".

Poniżej publikujemy cały jej list. 

Czekamy na wasze listy
listy kwadrat

Autor: Getty images

Zachęcamy Was do podzielenia się z innymi mamami swoimi przeżyciami. Jeśli czujecie, że chciałybyście coś doradzić innym kobietom lub po prostu opowiedzieć o swoich doświadczeniach, piszcie.

Wysyłajcie listy wchodząc na stronę listydoredakcji.mjakmama24.pl/wspomnienia/

Co miesiąc nagrodzimy 3 najciekawsze listy i opublikujemy je w serwisie mjakmama24.pl.

"Jak krzyknie, to zaraz będzie, że się znęca"

Jestem mamą dwójki dzieci. Jedno poszło do szóstej klasy podstawówki, drugie jest w zerówce, ma 6 lat. W tym czasie sporo się naoglądałam. Rzeczywiście widzę, że dzieje się to co opisujecie. Rodziny są wypalone. Obserwuję, jak z biegiem lat niektórzy gasną. Wesołe dotąd dzieci tracą blask w oczach. Niektórzy rodzice też snują się po ulicach, jakby życie z nich ulatywało. Podczas rodzinnych występów w przedszkolu, szkolnych festynów, coraz mniej jest uśmiechniętych twarzy, cieszących się fajnymi, wspólnymi chwilami.

I jak czytam takie komentarze, jak te pod waszym artykułem o wypaleniu rodzicielskim na Facebooku, to nie dziwi mnie, że rodziny mają siebie dość. Po części zgadzam się z każdą z tych opinii, a jednak w sumie nie podpisałabym się pod żadną z nich, bo każda z nich jest skrajna, a taki radykalizm dusi rodziny od środka. W człowieku jest przecież tyle uczuć, że nie da się ich zamknąć w tak jednowymiarowych podejściach.

Jeden pan pisze o klapsach. O tym, że dzięki nim to kiedyś był autorytet, a teraz rodzice są zredukowani do roli sługusów i sponsorów. Ja przyznam, że moje starsze dziecko dostało ze dwa, trzy razy klapsa i nie polecam. Nie przyniosły nic dobrego. Jedyny efekt jaki dały to moje wyrzuty sumienia. Z drugiej jednak strony, ten pan ma rację pisząc, że dziś rodzicowi coraz mniej wolno, a coraz więcej musi. Musi logistycznie dopinać wszystko na ostatni guzik, a nie ma prawa na nerwy czy chociażby krzyk od czasu do czasu. Jak krzyknie, to zaraz będzie, że się znęca. A może zwyczajnie jest człowiekiem i warto, żeby dziecko widziało, że rodzic też miewa gorsze dni. Nie zgadzam się jednak z tym, że jakikolwiek terror podniesie rodzicowi autorytet. Według mnie, kłótnie i krzyk, o ile później przegadane, wyjaśnione mogą paradoksalnie wzmocnić więź, mogą podnieść autentyczność rodzica w oczach dziecka, ale tylko wtedy gdy nie noszą znamion przemocy, a zwykłej ludzkiej słabości.

"Dzieci nic tak nie rani jak obojętność rodziców"

Zgadzam się w tym z drugą opinią, że dzieci nadmiernie karane, terroryzowane uczą się tylko jak unikać konsekwencji. Ta pani pisze, że „później te dzieci będąc dorosłymi i rodzicami mają problemy w relacjach”. To żadna nowość, bo mówią o tym od lat przeróżni, wypowiadający się publicznie psycholodzy. Dobrze by jednak było, gdyby ci rodzice nie kończyli na tym, że "będę lepszy od moich rodziców i nie będę stosować przemocy", a niestety wiele osób myśli, że skoro nie biją, to już są super. Nie są. Jak obserwuję rówieśników mojego starszego dziecka, to mam wrażenie, że dzieci nic tak nie rani jak obojętność rodziców. Czasami może nawet wolałyby być skrzyczane i wiedzieć, że rodzicowi zależy. 

Gdy byłam matką jedynaka, zachwycali mnie rodzice, którzy książkowo reagowali na bunty dwulatka, byli zrównoważeni, nie dawali się wyprowadzić z równowagi. Nie to co ja, co czasem straszyłam dziecko, zawstydzałam, w nerwach szłam niekiedy tak szybko, że ledwo za mną nadążało. Nie jestem z siebie wybitnie dumna, ale wiem jedno. Gdy wszystko było dobrze, a moje dziecko np. szło uroczo do przedszkola z misiem przeważającym je pod pachą, to mało co nie rozpływałam się po drodze w wewnętrznym zachwycie i miłości. Łapaliśmy się za ręce, podskakiwaliśmy, wygłupialiśmy się. W podobnych sytuacjach, wielu z tych spokojnych rodziców, praktycznie nie zwracało na swoje dzieci uwagi. Może dlatego bywali tak opanowani w tych nerwowych momentach, że w ogóle nie byli emocjonalni? Nie mi to oceniać. Wiem jedno. Zgodnie z wieloma udzielanymi mi radami, moje dzieci miały nie być szczęśliwe, pewne siebie, a póki co, takie są. Dla jednych byłam za mało "twarda" i dawałam sobie na głowę wejść. Zdaniem innych byłam za mało opanowana, zbyt histeryczna. A moim zdaniem, jak patrzę na to po latach, to byłam po prostu człowiekiem.

"Dajmy sobie być ludźmi, ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami"

I taki jest nasz dom. Zdarza się sielanka, ale bywają też kłótnie i krzyki. Każdy ma prawo mieć gorszy dzień, ale uczymy nasze dzieci, że trzeba umieć sobie wszystko wyjaśnić i przeprosić. Wszyscy popełniamy błędy i na tym polega rodzina by mimo tych niedociągnięć się kochać i wspierać. Nie skorzystam więc z opinii pod waszym tekstem o wypaleniu rodzicielskim. Nie będę dziecka bić, ani w drugą stronę, robić z siebie matki roku, bo nie zamierzam wywierać presji ani na swoich dzieciach, ani na sobie. 

Wiem jednak, że są domy, w których właśnie wszystko jest czarno-białe, ale wtedy ludzie tłumią emocje i nie czują się dobrze. Kto by chciał żyć w rodzinie, w której jest albo terror, albo racjonalna obojętność? Nie uważam, że rodziców należy wrzucać do jakiś worków, że rodzic może być tylko dyktatorem, racjonalnym pedagogiem, albo sługusem. Może być każdym po trochu w dowolnej konfiguracji i właśnie wtedy będzie silny psychicznie bo nie stłumiony. To dotyczy oczywiście też dzieci. To samo dziecko może być jednego dnia grzeczną córcią, która odrobi lekcje i wstawi zmywarkę, a innego zbuntowaną nastolatką, która napyskuje i trzaśnie drzwiami od pokoju. I bardzo dobrze, że tak jest. 

Dajmy sobie być ludźmi, ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami, bo tylko tak będziemy wszyscy w rodzinach szczęśliwi. 

***

Zgadzacie się z tą mamą?

Zobacz: Matczyna wściekłość: gdy kochasz, a mimo to wybuchasz. To znak od ciała, że czas zadbać o siebie