Pod koniec zeszłego roku szkolnego w życie wszedł przepis dotyczący zniesienia prac domowych w szkołach podstawowych. Rozporządzenie bywa mylnie interpretowane. Już na etapie planowania mówiono o tym, że pewne przedmioty wymagają pracy w domu, a więc zakaz zadawania prac domowych może zaszkodzić uczniom. By tego uniknąć, ustalono wyjątki, głównie dla klas 1-3, w których dzieci muszą chociażby ćwiczyć pisanie i czytanie. Nauczyciele mogą więc zadawać:
- prace praktyczno techniczne;
- ćwiczenia dotyczące motoryki małej.
W klasach 4-8 z kolei, nauczyciele mają prawo zadawać chociażby dłuższe prace pisemne, jednak nie powinni wymagać ich wykonania, ani wystawiać za taką pracę ocen. Nauczyciel ma za to obowiązek sprawdzić wykonane zadanie w celu poprawienia błędów i wspierania edukacji ucznia. Dlaczego? Pomysłodawcy argumentują to twierdząc, że dziecko musi samo nauczyć się systematyczności i samodzielnej pracy.
Rozporządzenie o braku prac domowych samo w sobie jest kontrowersyjne. Gdy dołączyć do tego wyjątki, które przez rodziców są przeróżnie interpretowane, tworzy się niemały chaos. Właśnie w jego wyniku, na naszą redakcyjną skrzynkę [email protected] napisała pewna nauczycielka języka polskiego. Oddajemy jej głos.
Spis treści
Sfrustrowana nauczycielka: "To jest obowiązek ich dzieci"
„Widzę, że ostatnio dużo piszecie o pracach domowych, a właściwie ich braku w szkołach. Czuję się w obowiązku, opowiedzieć o tym, jak to wygląda ze strony nauczycieli. Jesteśmy w kropce. Jedni rodzice wprost sugerują, że są za tym, żeby ignorować przepisy i zadawać dzieciom prace. Twierdzą, że gdzieś ćwiczyć muszą, więc proszą o zadawanie wypracowań w ramach ćwiczeń… Czy ja się z nimi zgadzam? Po części tak, tylko, że mnie obowiązują przepisy. Zgodnie z nimi mogę zadać pracę pisemną, ale nie mogę za nią wystawić oceny. Komu się będzie chciało je robić bez takiej motywacji?
Co gorsza, cały czas muszę mierzyć się z mailami na Librusie od rodziców oburzonych tym, że rzekomo zadaję prace do domu. Ostatnio sprawa stała się tak ostra, że musiałam przyjść na zebranie jednej z klas, w której nie mam wychowawstwa. Rodzice nie mogli zrozumieć, dlaczego ich dzieci piszą w domu wypracowania, które potem są oceniane, a nie powinny… Na nic zdawały tłumaczenia w mailach, że to są prace pisemne, na które uczniowie mają czas na lekcji, ale wielu z nich zajmuje się wtedy swoimi sprawami, zamyślają się, gadają. To, że nie wystawiam im za to jedynek, a pozwalam dokończyć rzeczy w domu, to jest moja dobra wola, a nie łamanie przepisów. Ciężko było wytłumaczyć niektórym rodzicom, że praca na lekcji i wyrabianie się z wykonywaniem poleceń nauczyciela to jest obowiązek ich dzieci i nie ma on nic wspólnego z tym, że nie zadaje się do domu.
Z całego tego sporu między rodzicami, którzy są za, a tymi którzy są przeciwni pracy w domu wynikła afera, która jeszcze bardziej zniechęciła mnie do wykonywania zawodu. Czuję, że mi, jako nauczycielowi zostało wraz ze zniesieniem praco domowych odebrane jedno z głównych narzędzi pracy”
- czytamy w liście do redakcji.
Polecany artykuł:
Co nauczyciel ma prawo zadawać do domu?
Ciężko się nie zgodzić z opinią tej nauczycielki. Tym, którzy nadal mają wątpliwości co do tego, co nauczyciel może zadać do domu, wyjaśniamy. Nadal nauczyciele mają prawo zadawać:
- nauczenie się na pamięć wiersza;
- przyswojenie zakresu słówek z języka obcego;
- przeczytanie lektury, z której będzie sprawdzian.
Chodzi o wszelkie aktywności związane z powtarzaniem i utrwalaniem wiedzy, a także przygotowywaniem się na lekcje. Co więcej, uczeń ma obowiązek nadrabiać materiał opracowywany na lekcji nie tylko w razie nieobecności, ale też w sytuacji, gdy z własnej przyczyny nie wyrobił się z materiałem omawianym na danej godzinie lekcyjnej.