„Lila urodziła się w listopadzie, w okresie gdzie wszyscy zaczynają chodzić zakatarzeni i są potencjalnym źródłem zakażeń różnymi wirusami. Właśnie dlatego jeszcze przed narodzinami córeczki ustaliłam z mężem, że pierwsze odwiedziny naszej dziewczynki odbędą się, gdy skończy przynajmniej miesiąc i przejdzie pierwsze szczepienia” – pisze Edyta w liście do naszej redakcji. Niestety w praktyce postanowienie to okazało się niemożliwe do spełnienia. Jej teściowa tak nalegała na wizytę u wnuczki, że w końcu jej uległa i zgodziła się na odwiedziny wbrew temu, co podpowiadał jej rozsądek.
Teściowa nalegała na odwiedziny wnuczki. „Mam do nich prawo”
„Jeszcze, gdy byłam w ciąży teściowa potrafiła wpaść do naszego domu z infekcją, nic sobie nie robiąc z mojego stanu. Jest kobietą aktywną zawodowo, która pracuje jako nauczyciel w przedszkolu. Non stop więc znosi do domu różne wirusy. Z tego wniosku bałam się jej odwiedzin po urodzeniu córki. Gdy mój mąż poprosił ją, by nie odwiedzała nas przez jakiś czas, sądziłam, że to zrozumie i uszanuje naszą prośbę. Byłam naiwna. Jeszcze tego samego dnia zadzwoniła do mnie z wyrzutem, że utrudniam jej kontakty z jedyną wnuczką, a ona przecież ma do nich takie samo prawo jak ja. Stwierdziła, że nie zamierza do Bożego Narodzenia czekać, aż zobaczy Liliankę, kupiła prezent i razem z mężem i swoją siostrą zamierzają wpaść do nas kolejnego dnia w odwiedziny. Przepłakałam całe popołudnie mężowi w ramię. Gdy zadzwonił do matki, że nie zgadza się na jej wizytę, myślałam, że sprawa jest załatwiona. Niestety znów się myliłam” – przyznaje kobieta.
Teściowa zignorowała słowa syna i gdy ten pojechał następnego dnia do pracy zjawiła się w jego domu wraz z mężem i siostrą. „Jakież było moje zdziwienie, gdy w progu zobaczyłam teściów i ciotkę. Stali jakby nigdy nic z prezentami w dłoniach. Teściowa na mój widok tylko rzuciła „chyba nie każesz nam stać na dworze”. Co mogłam w takiej sytuacji zrobić? Wpuściłam ich do środka” – mówi Edyta ze smutkiem.
„Kogoś fanaberia, cierpienie mojego dziecka”
Świeżo upieczona mama była zaskoczona całą sytuacją i kompletnie nieprzygotowana na wizytę gości. Żałowała, że w ogóle otworzyła drzwi tego dnia. „Teściowa wparowała od razu do pokoju Lilianki. Nawet nie umyła rąk po przyjściu. W pewnym momencie zobaczyłam, jak całuje małą po rączkach. Zmroziło mnie. Gdy zwróciłam jej na to uwagę – wyśmiała mnie. „Wy młodzi to tacy sterylni jesteście. Dziecko będzie wam przez to chorowało” – rzuciła. Byłam załamana całą sytuacją, ale w duchu miałam nadzieję, że nic złego nie stanie się po tej wizycie” – czytamy w liście.
Jak się jednak okazało 3 dni po wizycie teściową rozłożyło poważne przeziębienia, a mała Lilianka zaczęła pokasływać. Pani Edyta i jej mąż czuli się zdrowi. „Gdy mąż powiedział mamie, że najprawdopodobniej przywiozła nam infekcję – ona stwierdziła, że to my dziecko zaziębiliśmy. W naszym mieszkaniu było jej zdaniem za zimno jak na noworodka. Dodam tylko, że utrzymujemy w domu temperaturę na poziomie około 22 stopni tak jak zalecają pediatrzy” – opowiada kobieta.
Leczenia tak małego dzieciątka nie chcą się podejmować pediatrzy w przychodniach. Małą Liliankę lekarz skierował więc do szpitala na oddział neonatologiczny. „I całe szczęście. W szpitalu okazało się, że maleństwo ma zapalenie oskrzelików. Pierwszą noc spędziłam z córką, śpiąc na zwykłym krześle, bo nie było dla mnie wolnej leżanki. Przez stres zaczęłam mieć mniej mleka. Cały czas targały mną wyrzuty sumienia. Miałam żal do siebie, że zawiodłam swoje dziecko. Ulegając czyjeś fanaberii, sprowadziłam na swoją córkę cierpienie” – pisze Edyta.
W szpitalu z córką spędziła łącznie 10 dni. Jej córeczka musiała mieć podawany dożylnie antybiotyk i robione inhalacje, przeszła też badanie rentgenowskie oraz inne liczne badania z krwi. „To co przeżyłam, wiem tylko ja. Tydzień nieprzespanych nocy przez strach, że choroba postąpi i dojdzie do zapalenia płuc. Zanim antybiotyk zaczął działać byłam kłębkiem nerwów” – wspomina ten czas.
„Nie bądźcie takie głupie jak ja”
Edyta napisała do naszej redakcji, by zaapelować do innych mam, by nie były takie uległe jak ona. „Ustalcie własne zasady i nie uginajcie się się. Nie bądźcie takie głupie jak ja. Nikt później jak się coś złego stanie, nie poczuje się do odpowiedzialności. Jej cały ciężar spadnie na was i na wasze dziecko” – tymi słowami kończy swój list.
Nie sposób nie zgodzić się z jej opinią. Intuicja rodzica jest najważniejsza. Choć niektórzy mogą nie chcieć akceptować zasad ustalonych przez rodziców nowo narodzonego dziecka, mają one do nich święte prawo, które powinno być respektowane.
Przeczytaj: Odwiedziny u noworodka mogą być niebezpieczne. Jak je ograniczyć?
Zachęcamy Was do podzielenia się z innymi mamami swoimi przeżyciami. Jeśli czujecie, że chciałybyście coś doradzić innym kobietom lub po prostu opowiedzieć o swoich doświadczeniach, piszcie.
Wysyłajcie listy wchodząc na stronę listydoredakcji.mjakmama24.pl/wspomnienia/
Co miesiąc nagrodzimy 3 najciekawsze listy i opublikujemy je w serwisie mjakmama24.pl.