33-letnia Dorota zmarła w podobnych okolicznościach jak Izabela z Pszczyny. Wówczas wywołało to ogólnopolski protest przeciwko restrykcyjnej ustawie aborcyjnej. Prawniczka rodziny zmarłej kobiety mec. Jolanta Budzowska w wypowiedzi dla oko.press powiedziała:
„Lekarze prawdopodobnie wychodzili z założenia, że terminacja czy wywołanie poronienia żywej ciąży będzie niezgodne z zaostrzonym prawem aborcyjnym”.
Do sprawy odniosła się także Magda Mołek na swoim profilu na Instagramie @magda_molek w mocnym słowach pyta:
„Dlaczego po kolejnej bezsensownej śmierci Kobiety, która marzyła o dziecku, nie ma waszego zbiorowego buntu, wk*rwienia, złości choćby?”
Zobacz także: 34-latka zmarła, gdy była w 5. miesiącu ciąży. Narzeczony obwinia lekarzy: zwlekali z cesarskim cięciem?
To miało być ich pierwsze dziecko
33-letnia Dorota mieszkała wraz z mężem w Bochni. Przyjechała na Podhale, żeby odwiedzić matkę. To właśnie wtedy w 20. tygodniu ciąży odeszły jej wody płodowe i trafiła do szpitala w Nowym Targu.
To miało być pierwsze dziecko pary. Kilka miesięcy wcześniej wzięli ślub i cieszyli się na myśl o powiększeniu rodziny. Ciąża początkowo przebiegała bez żadnych komplikacji, wyznał w mediach mąż Doroty. Para budowała swój własny dom, z nadzieją patrząc w przyszłość.
Kiedy kobieta trafiła do szpitala w Nowym Targu, mąż zdawał sobie sprawę, że dziecko pozbawione wód płodowych może się udusić. Lekarze zapewniali jednak rodzinę, że wszystko jest w porządku. Dawali także nadzieję na szczęśliwe zakończenie.
Trzy dni później kobieta zmarła.
„Co takiego Wam zrobiłyśmy, że milczycie?”
Jak podaje w mediach rodzina zmarłej, na pytane, co się stało, lekarze nie chcieli udzielać szczegółowych informacji. O przyczynie śmierci dowiedzieli się z wypisu ze szpitala.
Magda Mołek udostępniła w mediach społecznościowych zdjęcie, gdy była w ciąży. Wyznała, że jej ciało dało życie dwukrotnie. W gorzkiej refleksji odniosła się do śmierci ciężarnej Doroty.
„A mogło nie dać i sama mogłam umrzeć w polskim szpitalu” – czytamy.
Następnie zwróciła się do ginekolożek i ginekologów, pytając ich publicznie „gdzie jesteście?”.
„Jest Was około 7,7 tysiąca w kraju. Sporo. A my umieramy w waszych szpitalach. Co takiego Wam zrobiłyśmy, że milczycie? Dlaczego po kolejnej bezsensownej śmierci Kobiety, która marzyła o dziecku, nie ma waszego zbiorowego buntu, wk*rwienia, złości choćby? Kiedy Wam podpadłyśmy?” – pyta.
W swoim wpisie zastanawia się również, czy odpowiedzią jest strach przed systemem, prawem, a może prokuratorem. Nie może jednak zrozumieć, dlaczego lekarze nie stają po stronie kobiet.
„A co jeśli system minie, prawo się zmieni, wiatr historii zawieje w inną stronę? Życia tych kobiet NIC nie przywróci. Wiecie to, prawda? Czym zawiniłyśmy, że umieramy w polskich szpitalach, a wy milczycie….” – kończy gorzko.
„Bardzo przykro coś takiego się czyta”
Pod postem dziennikarki pojawiło się ponad tysiąc komentarzy. Duża część z nich jest bardzo krytyczna. Głos zabrali też lekarze lub ich rodzina. Jedna z internautek podkreśliła, że nie jest ginekolożką, ale jest lekarzem i bardzo przykro jej się czyta takie wyrzuty. Sama brała udział w kilku protestach. Podkreśla, że jest jej bardzo przykro z powodu losu, który spotkał wiele kobiet.
„W tych protestach nie chodziło jedynie o nasze pensje, a adekwatne nakłady na opiekę zdrowotną, o przepracowanie, które sprzyja błędnym decyzjom czy karygodnemu podejściu do pacjenta. Czy ktoś z celebrytów, znanych osób wstawił się za nami? Ja sobie nie przypominam, a brałam udział w kilku. Teraz nawoływanie do wyjścia na ulicę i buntu... kto do nas dołączy? Problem z umieralnością pacjentów w naszym kraju w związku z błędnymi decyzjami władzy nie dotyczy tylko ciężarnych, ale osób onkologicznych, dzieci i osób w podeszłym wieku. Ich losem nie bardzo ktoś się interesował. Bardzo mi przykro, że taki los spotkał wiele kobiet, które zaufały, że mogą w bezpieczny sposób urodzić i otrzymać adekwatna opiekę. Ale czy wszyscy pacjenci, celebryci, osoby sławne wstawią się za tą jednostką, za tym lekarzem, który się temu postawi? Pewnie straci pracę, dostanie wyrok, będzie miał złamane życie. Czy ktoś w tej sytuacji z państwa głośno skandujących "że lekarze to mafia" wstawi się za tym człowiekiem? I czy to przede wszystkim coś da?" – pyta internautka.
Inna także staje w obronie lekarzy. Co więcej, zwraca uwagę na wiele innych problemów systemowych, na które w ostatnim czasie „przymyka się oczy”.
„To nie jest wina lekarzy! Łatwo sobie tak napisać, "gdzie jesteście", a ja się pytam, gdzie są polscy nauczyciele, też uczący za nasze podatki, gdy krok po kroku niszczona jest w tym kraju edukacja, gdzie prawnicy, ich jest kilkadziesiąt tysięcy, czemu nie protestują gdy rozmontowywane jest prawo, gdy raz po raz rządzący za nic mają konstytucję […] Czemu nie ma protestów, czemu patrzymy na kolejną ustawę, kolejną aferę i wzruszamy ramionami, przyzwyczajeni, że tak już jest?! Czemu nie protestujemy, nie blokujemy, nie wywozimy ich stąd! Jako społeczeństwo moglibyśmy bardzo, bardzo dużo, ale łatwiej wzruszyć ramionami i powiedzieć, że to tamci mogą coś zrobić, a nie ja” – pisze wzburzona internautka.
Swoje zdanie wypowiedziała także żona ginekologa, który z wyboru pracuje w szpitalu. Uważa, że post dziennikarki jest niesprawiedliwy i obwiniający w stosunku do osób, które co dzień ratują życie wielu kobiet.
Jedna z takich pacjentek napisała:
„Nie w każdym szpitalu umierają pacjentki... Nie można wrzucać wszystkich do jednego worka. 3 tygodnie temu uratowali mi życie”.
Wywołany do tablicy zabrał głos także lekarz ginekolog.
„Pod moją opieką na szczęście nikt nie umarł, ale mam świadomość, jak czasem cienka jest granica życia i śmierci - sepsa zabija, czasem piorunująco - mimo aborcji, antybiotykoterapii i postępowania ze standardami. Ocenią odpowiednie służby prawidłowość postępowania, a na przekazy medialne patrzę z rezerwą” – napisał.
Dodaje jednak, że w miejscu, gdzie pracuje, nie byłoby problemu z terminacją ciąży w sytuacji zagrożenia życia matki.
Źródło:
- wprost.pl
- oko.press
Czytaj także: Aborcja w Polsce — aktualny stan prawny. Kiedy aborcja jest legalna?