Historią bohaterskiej mamy oraz jej 7-letniego syna, który wpadli do Bałtyku od wczoraj żyją nie tylko polskie, ale także zagraniczne media. Gdy poszkodowani trafili do szpitala, wszyscy trzymaliśmy kciuki za szczęśliwy finał ich historii. Niestety policja potwierdziła właśnie najgorszy scenariusz.
Co więcej, media podały, że wersja o wyskoczeniu matki za dzieckiem nie jest prawdziwa. Policja rozpatruje różne wersje, w tym rozszerzone samobójstwo, usterkę barierek, a nawet to, że kobieta sama posadziła syna na barierkach w czasie pozowania do zdjęć.
Nie żyją matka i syn, którzy wypadli z promu na Bałtyku
– Niestety w godzinach porannych otrzymaliśmy informację od strony szwedzkiej, że mamy przekazać tę straszliwą informację dla rodziny, ponieważ zarówno chłopiec jak i kobieta nie żyją - powiedział rzecznik KGP Mariusz Ciarka.
Według nieoficjalnych ustaleń 36-latka i jej syn, gdy zostali odnalezieni, byli nieprzytomni. Od razu jednak zostali zabrani do szpitala. Do chwili obecnej służby nie zdradzały żadnych informacji na temat ich stanu zdrowia.
Na antenie TVN24 Mariusz Ciarka wyjaśnił, że tragiczna wiadomość została przekazana przez szwedzkie służby w piątek rano.
– My tą sprawą interesowaliśmy się (…) od samego początku. Akcja ratownicza również była prowadzona na szeroką skalę i brały w niej udział również śmigłowce polskie. Wydawało się, że być może będzie ten happy end. Matka i chłopiec zostali wyjęci z wody. Trwali do szpitala. Były oznaki życiowe. Cały czas trzymaliśmy kciuki, żeby wszystko skończyło się dobrze – powiedział.
Zdradził także, że postępowanie prowadzi strona szwedzka we współpracy z duńską (prom był rejestrowany przez władze duńskie) i polską.
Matka wyskoczyła z promu do Bałtyku, by ratować synka. Mamy nagranie