W ostatnich dniach września Polskę obiegła tragiczna wiadomość o śmierci 4-letniego Marka, który wpadł do studzienki na placu zabaw. W październiku doszło do kolejnej tragedii z udziałem innego przedszkolaka, którego w Poznaniu zaatakował 71-letni mężczyzna. Dzień później usłyszeliśmy o brutalnym zabójstwie 6-letniego Olka z Gdyni. I o 4-miesięcznej dziewczynce z Rzeszowa, która trafiła do szpitala ze śladami pobicia. Te tragedie nigdy nie powinny się wydarzyć.
Życie zabrane przez szaleńca
Chyba nie ma w Polsce rodzica, któremu 19 października na moment nie stanęło serce. Informacja o nożowniku, który zranił 5-letniego Maurycego brzmiała jak koszmar, który przecież nie miał prawa się wydarzyć. Wszyscy chcieliśmy wierzyć, że ten kilkuletni chłopiec przeżyje, klikaliśmy w internetowe nagłówki żeby przeczytać, że reanimacja się powiodła. A wkrótce potem dowiedzieliśmy się, że lekarzom nie udało się go uratować, że dziecko, które przecież miało przed sobą dosłownie całe życie, straciło je w tak okrutny sposób. Że rodzice, którzy zaprowadzili je rano do przedszkola, już nigdy nie pomogą mu założyć kapci w przedszkolnej szatni i nie dostaną buziaka na pożegnanie. Że przyjdzie im na zawsze pożegnać się z synkiem tylko dlatego, że przypadkowo znalazł się na drodze szaleńca, który znienacka zaatakował.
Nie mamy tak dużej wyobraźni, by pojąć, jak można i czy w ogóle da się pozbierać po takiej tragedii. Składanie wyrazów w zdania to nasza zawodowa codzienność, a jednak wszystkim nam zabrakło słów, które wyraziłyby to, co czujemy. Bunt. Strach. Złość. Niezgodę. Żal. Smutek. Niezrozumienie tego, co się stało i dudniące gdzieś pytanie, jak w ogóle mogło do tego dojść?!
W Poznaniu miejsce tragedii zalewają znicze i maskotki, w kierunku bliskich Maurycego i personelu przedszkola, do którego uczęszczał chłopiec, napływają tysiące kondolencji. Ktoś w internetowym komentarzu pisze, że dożywocie to za mało, że to jest właśnie taka zbrodnia, za którą należy się kara śmierci.
Ale takich zbrodni jest więcej. I tych śmierci, które nie powinny wyglądać w ten sposób, jest więcej. To 6-letni Olek z Gdyni, 8-letni Kamilek z Częstochowy skatowany przez ojczyma, 10-letnia Kamila z Kamiennej Góry zaatakowana siekierą przez sfrustrowanego przechodnia, Dawidek z Grodziska Mazowieckiego, który zginął z rąk własnego ojca.
Tak bardzo chcielibyśmy zrobić coś konkretnego, słusznego, coś, co by było adekwatne do rozmiaru tragedii, które się wydarzyły. A jednocześnie wiemy, że nie ma takiej kary i takiej rzeczy, która przyniosłaby ulgę rodzicom Maurycego i ukoiła ból bliskich pozostałych dzieci. Bo żadna kara nie wróci życia dziecka, a ten niewyobrażalnie trudny czas, który jest przed nimi, będą musieli przetrwać.
Jak zapobiec tragediom, o których słyszymy każdego dnia?
Tym, co nas jednak szokuje, jest społeczna obojętność i ciche przyzwolenie na to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami mieszkań. Przynajmniej części tragedii można byłoby uniknąć, gdybyśmy wszyscy uznali, że to też nasza sprawa. Powiadamiali właściwe służby o tym, że ktoś odgraża się, że "wysadzi w powietrze kamienicę", biega w kominiarce po placu zabaw i zachowuje się w sposób agresywny. Oczekujemy też, że niebieska karta będzie realnie chronić ofiary, a nie tylko służyć smutnym statystykom.
Ktoś kiedyś mądrze powiedział, że kiedy rodzi się dziecko, rodzi się strach. Kiedy media donoszą o kolejnym okrutnie potraktowanym dziecku, mocniej tulimy do siebie swoje własne. I choć najczęściej brakuje słów, chcielibyśmy przytulić do serca tych wszystkich rodziców, którzy w okrutny sposób stracili swój małe szczęścia.
Czytaj też: Atak nożownika na przedszkolaka wstrząsnął Polakami. Czy rozmawiać o tym z dzieckiem?