Rok 2000 dla aktorki Ewy Błaszczyk był tym, który naznaczyły dwie ogromne tragedie. Pierwszą była śmierć męża Jacka Janczarskiego, który zmarł po operacji tętniaka aorty. 100 dni później w życiu Ewy Błaszczyk wydarzyła się kolejna - wypadek z udziałem jednej z córek. 6-letnia Ola zadławiła się tabletką.
Choć od tych dramatycznych wydarzeń minęły już 24 lata, 30-letnia dziś Ola nadal pozostaje w śpiączce. Jej mama nie poddaje się i wciąż robi co w jej mocy, by pomóc córce i innym potrzebującym. W klinice "Budzik" wybudziło się ze śpiączki 117 osób.
Spis treści
Aktorka od lat nie traci nadziei
Choć z mężem łączyła ich wielka miłość, a para doczekała się dwóch uroczych córeczek - bliźniaczek Aleksandry i Marianny, życie bardzo ją doświadczyło. Najpierw oczekiwanie na to, by cała czwórka mogła być razem - bliźniaczki urodziły się jako wcześniaki i szpital opuściły dopiero po 3 miesiącach, potem strata ukochanego męża.
Wypadek córki aktorki sprawił, że jej życie diametralnie się zmieniło. Trudno wyobrazić, sobie co czuje matka, która dowiaduje się, że jej kilkuletnia córeczka jest w tak poważnym stanie. Jak w 2018 roku wspomniała Ewa Błaszczyk, pamięta ostatnie słowo, które 6-letnia Ola wypowiedziała. To był okrzyk "Mama". Od tamtej pory milczy.
Jej mama robi wszystko, by jej stan się poprawił, choć szanse maleją z każdym rokiem, bo im więcej czasu upłynęło od momentu zapadnięcia w śpiączkę, tym trudniej jest pomóc. Już dwa lata po wypadku aktorka wraz z przyjacielem założyła fundację "Akogo?". Później powstała klinika "Budzik", która pomaga dzieciom po ciężkich urazach neurologicznych.
"Każdy tak ma na początku, widzimy to u wszystkich rodziców w Budziku. Ale potem powoli zaczyna się inne myślenie, które bardzo człowieka boli, ale jest potrzebne, żeby dalej mógł żyć. Nauczyłam się radzić sobie z rzeczywistością. Wiem, że wszystko może się zdarzyć w każdej chwili, że wszystko jest kruche" - wyznała w wywiadzie dla "Urody Życia".
Córkę Ewy Błaszczyk czeka nowa terapia
W ostatnim wywiadzie udzielonym serwisowi "Plejada" założycielka fundacji "Akogo?" zdradziła, jak dziś czuje się jej córka. Ola wciąż jest w śpiączce, stwierdzono u niej stan wegetatywny i niedowład czterokończynowy. Niedawno trafiła do szpitala z powodu atypowego zapalenia płuc.
To sprawiło, że konieczne było przesunięcie w czasie planów dot. nowego leczenia. Mama Oli wyznała, że chcą wdrożyć działanie światłem na podczerwień na mitochondria komórkowe.
"Zawsze coś stanie na przeszkodzie i trzeba teraz z tego wyjść, ale potem zacznę właśnie tę terapię światłem podczerwonym i na nerw błędny. Zobaczymy, co z tego będzie" - powiedziała Ewa Błaszczyk w rozmowie z "Plejadą".
Aktorka nie poddaje się i wierzy, że to, co robi, odniesie skutek. Pod hasłem "Nauka nie śpi" fundacja rozpoczyna działania, które mają na celu obserwowanie tego, co dzieje się na świecie w nauce. Planowana jest współpraca ze specjalistami zajmującymi się diagnostyką i obrazowaniem. Być może dzięki połączeniu działań uda się zrobić coś jeszcze dla osób w śpiączce i z neurodegeneracyjnymi chorobami mózgu.
"Planujemy złożyć wniosek do Agencji Badań Medycznych o takie nieinwazyjne stymulacje mózgu, co jest nowością. Mamy na to zgodę komisji bioetycznej. To jest stymulacja nerwu błędnego, najdłuższego nerwu w naszym organizmie oraz działanie światłem na podczerwień na mitochondria komórkowe, czyli takie elektrownie każdej komórki" - zdradziła Ewa Błaszczyk.
Czytaj też: Ten kask coraz częściej widać na ulicach. Zastanawiałaś się, o co w nim chodzi?