Chłopiec zakrztusił się orzeszkiem, ale go wypluł. Kilka dni później trafił do szpitala

2022-12-30 16:48

Ta historia to koszmar wielu rodziców małych dzieci. Martwimy się ryzykiem zakrztuszenia. Wydaje nam się jednak, że to wypadki, które dzieją się błyskawicznie. Niestety, sprawa może być znacznie bardziej skomplikowana. Okazuje się, że widoczne gołym okiem objawy niedrożności dróg oddechowych mogą pojawić się dopiero po kilku dniach. Historia tej rodziny to cenna lekcja.

chłopiec zakrztusił się orzeszkiem

i

Autor: Instagram/ @jatkinson4 Rodzice opowiadają nietypową historie zakrztuszenia swojego synka.

Justine i Bradley Atkinson to rodzice trzech chłopców - Blain`e, Cole`a i Mathew. To właśnie ich najmłodszy syn uległ wypadkowi, który wcześniej nie mieścił się rodzicom w głowie, mimo, że wychowali już dwóch starszych synów. 

Wypadek, o którym dziś opowiadają, ku przestrodze dla innych rodziców, miał miejsce dosłownie w przeciągu kilku sekund. 16-miesięczny wówczas Mattie sięgnął do miseczki z której jego bracia jedli orzeszki. Zaczął kasłać, jednak wydawało się, że sam poradził sobie z odkaszlnięciem kawałka orzeszka. Niestety, było inaczej....

Dowiedz się: Nie pomoże, a nawet zaszkodzi. Oto 10 błędów popełnianych w trakcie udzielania pierwszej pomocy

Pierwsza pomoc u niemowlaka – zachłyśnięcie lub zakrztu

Sprawdź: Jej synek zadławił się przedmiotem, który nie wzbudza żadnych podejrzeń. Mama ostrzega innych rodziców

Chłopiec sam poradził sobie z zakrztuszeniem?

Przez 30 minut Mattie pokasływał. — opowiada w rozmowie z portalem TODAY.com 33-letnia matka.- Martwiliśmy się z mężem. ... Zadzwoniliśmy do pediatry.

Czekając na to aż pediatra oddzwoni, ojciec chłopca podał mu trochę wody do popicia, gdy ten był już spokojny. Po krótkim czasie od zakrztuszenia, chłopiec zasnął, co zgodnie z opinią lekarza było dobrym znakiem. Jego rodzice nie mieli pojęcia, że ​​orzeszki nadal blokują jego drogi oddechowe, co stanowi zagrożenie, które może okazać się śmiertelne.

Odpowiedź lekarza była taka, że ​​prawdopodobnie dobrze, że Mattie spał, ponieważ gdyby coś zatkało mu drogi oddechowe, czułby się nieswojo i zachowywał nerwowo — wyjaśniają rodzice. - To sprawiło, że poczuliśmy się uspokojeni.

Lekarz pomylił objawy z infekcją

Następnego dnia, Mattie zaczął jednak dziwnie oddychać. Obydwaj jego starsi bracia byli podziębieni, więc mama chłopców uznała, że jej najmłodszy syn zwyczajnie się zaraził. Poszła jednak skonsultować chłopca z lekarzem. 

- Pediatra wysłuchał go i ostatecznie zdiagnozował u niego RSV. – opowiada Justine.

Przez kolejne dni, stan chłopca nie pogarszał się, ale też nie poprawiał. W końcu, po upływie tygodnia chłopiec całkiem stracił apetyt. Justine ponownie skonsultowała się z lekarzem rodzinnym, jednak została zapewniona o tym, że infekcja może potrwać dość długo, a leczenie dobrano prawidłowo. 

Następnego dnia chłopiec zaczął sinieć

Dzień po kolejnej konsultacji z pediatrami, Mattie odkrztusił sporą ilość śluzu i zaczął sinieć. 

- Jego usta zrobiły się niebieskie. Całkowicie pobladł. Nie stracił przytomności, ale bardzo trudno było utrzymać z nim kontakt – opowiada młoda mama. - Wsiedliśmy do naszego samochodu i pojechaliśmy prosto do szpitala.

Na miejscu okazało się, że stan zdrowia chłopca był o wiele cieższy niż wskazywało na to jego wcześniejsze zachowanie. Lekarze podali Mattiemu tlen i wykonali prześwietlenie klatki piersiowej. Został przeniesiony do specjalistycznego szpitala dziecięcego, gdzie lekarze zaintubowali go i podłączyli do respiratora.

Intuicja matki

Prześwietlenie klatki piersiowej wykazało zapadnięcie się lewego płuca. Początkowo lekarze myśleli, że to przez enterowirusa, paragrypę i zapalenie płuc. Ale kiedy jego płuco wciąż się zapadało, mama chłopca w rozmowie z pielęgniarką wspomniała o sytuacji z orzeszkiem. 

Pielęgniarka poinformowała o tym lekarza, jednak zadecydował on, że to błędny trop. Stan chłopca się nadal nie poprawiał i wtedy mama, która coś przeczuwała, ośmielona rozmowami z pielęgniarką zaczęła żądać bronchoskopii. Na jej prośby wykonano diagnostyczne badanie endoskopowe dróg oddechowych. Wykazało ono, że orzeszek rzeczywiście znajdował się w okolicy lewego płuca. 

To było niemal jak cud, bo okazało się, że badanie wykonano w ostatniej chwili. Zanim zdążono usunąć orzeszek, saturacja chłopca spadła niebezpiecznie nisko.

- Musiał przejść na ECMO - kontynuuje opowieść mama, odnosząc się do pozaustrojowego natleniania membranowego, formy podtrzymywania życia.

Po ustabilizowaniu się stanu chłopca, lekarze usunęli orzeszek ziemny, który pękł na pół i odcinał mu 95% tlenu, wyjaśnia jego mama.

Cała sytuacja miała miejsce na początku grudnia. Już przed Świętami Mattie wrócił do domu. Przez kilka dni musiał jednak korzystać z sondy do karmienia.

Wydaje się, że nie można było zrobić więcej niż zrobili rodzice chłopca. Nie przed wszystkimi wypadkami da radę uchronić nasze dzieci. Dociekliwość i odpowiednia uważność na ich obajwy może jednak być idealną wskazówką, by uniknąć tragedii. Justine się udało.

- To najcenniejsza lekcja. Jako mama nauczyłam się podążać za swoją intuicją. — komentuje Justine.