Gdy doszło do tych tramatycznych wydarzeń, Waylon Saunders, niespełna 2-letni chłopiec z Kanady przebywał w placówce opieki dziennej, mieszczącej się w prywatnym domu opiekunki. Chłopiec wyszedł z budynku i wpadł do zamarzniętego basenu. Ze śledztwa wynika, że musiał przebywać w lodowatej wodzie około 5 minut. Gdy go znaleziono nie zdradzał żadnych oznak życia. Był martwy.
Dowiedz się: Warszawski żłobek u prokuratury. Opiekunki miały zamykać 2-latków w ciemnym kantorku
Przeczytaj: Boso i w samej piżamce błąkała się po ulicach Kielc. Małą dziewczynkę w porę zauważył policjant
Kontynuowali reanimację mimo braku oznak życia
Na miejsce wypadku, do którego doszło 24. stycznia natychmiast zajechały służby ratunkowe. Strażacy i ratownicy medyczni rozpoczęli akcję reanimacyjną chłopca już na miejscu i kontynuowali ją w drodze do szpitala mimo iż przez kolejne minuty nie przynosiła ona rezultatów.
Gdy przywieziono Waylona do szpitala Charlotte Eleanor Englehart w Petrolia, w ratowanie chłopca zaangażowało się w sumie około 20 medyków.
- Inni lekarze, z którymi pracuję w naszym rodzinnym zespole ds. zdrowia, przybiegli, opuścili swoje gabinety, aby pomóc - powiedział dr Nathan Taylor, jeden z lekarzy, którzy akurat pełnili dyżur w szpitalu.
Mimo usilnych starań, ciało chłopca było na tyle wyziębione, że żadne urządzenia nie wyczuwały jego pulsu. Wszystko wyglądało na to, że akcja serca zatrzymała się na dobre. Mimo to personel szpitala dalej ogrzewał ciało chłopca nie tracąc nadziei. Gdy temperatura małego ciałka podniosła się do 28 stopni wykryto słaby puls. To był początek sukcesu. Gdy chłopiec był już stabilny przetransportowano go do Szpitala Dziecięcego.
"Mają kawałek mojego serca do końca życia"
Matka chłopca, jak sama twierdzi, nigdy nie odpłaci się medykom za tyle serca, które włożyli w przywrócenie jej synka do życia. - To bohaterowie. Będę kochać ich na zawsze. Są dla nas jak wielka rodzina, mają kawałek mojego serca do końca życia - wyznała w rozmowie z mediami.
Jak przekonują lekarze, udało się dzięki determinacji i pracy zespołowej. - W pewnym momencie technicy laboratoryjni trzymali w pokoju przenośne grzejniki, personel ratownictwa medycznego również pomagał, obracając sprężarki i pomagając w udrażnianiu dróg oddechowych, a pielęgniarki podgrzewały nawet wodę w kuchence mikrofalowej, aby pomóc w ogrzaniu. I przez cały czas mieliśmy wsparcie zespołu w Londynie - opowiadał dr Taylor w rozmowie z CBC News.
Po dwóch tygodniach spędzonych w szpitalu, 6. lutego, zdrowy 2-latek został wypisany do domu.
Dowiedz się: Skandal w podwarszawskim żłobku. Placówka działała nielegalnie i ukrywała ucieczkę 1,5-rocznego dziecka