Zarówno lekarka prowadząca ciążę, jak i kilu lekarzy w szpitalu twierdziło, że doszło do obumarcia płodu. Tylko jeden ginekolog uznał, że parametry są prawidłowe, a ciąża jest zwyczajnie młodsza niż przypuszczano. Dzięki temu, że zasiał on w głowach przyszłych rodziców ziarno nadziei, dziś Paulina i Tomasz Sikorowie szczęśliwie oczekują na potomka, będąc już na półmetku tej samej ciąży.
Zobacz też: Niepokojące objawy i zagrożenia w 1 trymestrze ciąży
Lekarka stwierdziła obumarcie płodu na 5-minutowej wizycie
Małżeństwo przez kilka lat starało się o dziecko. Dwa lata temu pani Paulina poroniła w wyniku wypadku w pracy. W końcu, w październiku ubiegłego roku, parze ponownie udało się zajść w ciążę. Ich szczęście nie trwało jednak długo, bo lekarka Bożena K. podczas prywatnej wizyty w gabinecie w Radzyniu stwierdziła obumarcie płodu i zaleciła usunięcie martwej ciąży.
- Wizyta trwała krótko, może 5-7 minut. Żona wyszła z płaczem - wspomina Tomasz Sikora.
- Na podstawie USG stwierdziła, że jest to ciąża 8-tygodniowa. I stwierdziła, że dziecko nie żyje, jest martwe. Skierowała mnie na zabieg aborcji do szpitala w Lubartowie - dodaje jego żona.
Całą sprawę przedstawili reporterzy programu "Interwencja", którzy próbowali dotrzeć do wspomnianej lekarki. Nie chciała ona jednak rozmawiać z dziennikarzami.
Kolejny specjaliści potwierdzali błędną diagnozę
W efekcie diagnozy postawionej w gabinecie lekarza prowadzącego ciążę, kobieta trafiła do szpitala w Lubartowie, gdzie miał zostać wykonany zabieg aborcji. Na miejscu kolejni specjaliści potwierdzali opinię ginekolożki uznając ciążę za martwą.
Tylko jeden lekarz miał wątpliwości i, jak zauważają reporterzy "Interwencji", to on uratował dziecko państwa Sikorów. Lekarz odwlekał wykonanie zabiegu i zlecił kolejne badania. Wyniki wskazywały wówczas na bardzo wczesną ciążę.
- Ten ginekolog nam cały czas tłumaczył, że lekarze w szpitalu źle mierzą wiek ciąży. On im tłumaczył, jak mają to robić, ale nikt nie brał tego pod uwagę. Te badania wzrosły o 200 procent, książkowo. Wskazywały na czwarty tydzień ciąży, że rozwija się ona prawidłowo – mówi w programie Polsatu Tomasz Sikora, ojciec dziecka.
Rodzice posłuchali odmiennej opinii
Mimo to, większość lekarzy pracujących w placówce dalej uznawała, że ciąża nie jest żywa. Pani Paulinie przyniesiono nawet leki poronne. Kobieta odmówiła jednak ich zażycia licżąc na to, że jedyny lekarz, który uznaje jej ciążę za żywą, nie myli się. Intuicja podpowiedziała jej dobrze. Mimo że została wypisana ze szpitala z "martwą ciążą", dziś nadal ją nosi i jest w 19. tygodniu ciąży.
Mamy do nich żal o to, że nie potrafią się przyznać. Twierdzą, że nic się nie stało
– opowiada reporterom pani Paulina.
Jej mąż nie przebiera w słowach.
Są bezkarni dzisiaj. Nie ma dzisiaj osoby w szpitalu, która wyciągnie konsekwencje. Usunęliby… to nie byłoby dziecka. Nie usunęli... no to jest dziecko
- mężczyzna podkreśla obojętność medyków.
Małżeństwo nie zamierza odpuścić lekarzom takich zaniedbań. Sprawa trafiła zarówno do prokuratury, jak i do izby lekarskiej.
Źródło:
interwencja.polsatnews.pl