Do sytuacji, która mogła skończyć się prawdziwą tragedią doszło w Lipnie pod Leszem. Portal elka.pl jako pierwszy poinformował o osobliwej sytuacji ze szkolnego autobusu.
Według podanych informacji, w autobusie dowożącym uczniów do Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Lipnie pod Lesznem doszło do przedziwnej sytuacji.
Niecodzienna sytuacja w Lipnie. Wysadziła dzieci z autobusu
Pilnująca uczniów opiekunka, która postanowiła dać nauczkę dwóm nieodpowiednio zachowującym się - w jej opinii - piątoklasistom (w późniejszym czasie opiekunka skontaktowała się z portalem elka.pl i powiedziała, że uczniowie byli starsi, choć nie określiła dokładnie, z której byli klasy). Cała sytuacja miała miejsce, kiedy autobus zabierał dzieci ze szkoły do domu.
Opiekunka miała poprosić kierowcę, by ten zatrzymał się "w szczerym polu" i wysadził dwójkę uczniów z autobusu. Dzieci miały tym samym samodzielnie znaleźć i przebyć drogę do domu.
Rodzice byli przerażeni zaistniałą sytuacją. W związku z tym postanowili powiadomić o wszystkim Łukasza Litka, czyli wójta gminy Lipno. Ten natomiast niemal natychmiastowo zwołał spotkanie opiekunów dzieci i dyrektora szkoły.
Tak okazało się, że wychowawczynie z autobusu nie była zatrudniona przez placówkę oświatową, a przez samą firmę transportową. Wójt podkreślił, że będzie się domagał wyciągnięcia konsekwencji wobec pracownicy. Wójt powiedział, że taki krok jest według niego niedopuszczalny.
Opiekunka zabrała głos. Wyjaśniła co było powodem wyrzucenia dzieci z autobusu
Portal elka.pl dodał aktualizację do całej sprawy. Opiekunka wyjaśniła, co dzieci robiły w autobusie. W rozmowie z lokalnym portalem przyznała ona, że chłopcy mieli puszczać bąki, co bardzo nie podobało się innym dzieciom.
Wyjaśniła, że był to już kolejny raz, kiedy sprawiali oni problemy, a wcześniejsze zwracanie im uwagi nie przyniosło żadnych rezultatów. Stąd miała się wziąć jej decyzja o wysadzeniu ich na polnej drodze, którą mogli dojść do domów.
Na portalu możemy przeczytać, że w opinii opiekunki, dzieci te sprawiały problemy od samego początku. Według niej ich "zachowanie, arogancja, a nawet chamstwo w stosunku do mnie i innych dzieci przekroczyło wszelkie granice".
Zapytana, czy nie bała się o dzieci i czy wysadzenie ich na polnej drodze nie stwarzało niebezpieczeństwa odpowiedziała, że mieli oni iść do domu po polnej drodze, gdzie "właściwie nic nie jeździ".
Opiekunka zaznaczyła również, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Wyjaśniła, że będzie "zawsze stała na straży porządku i odpowiedniej atmosfery w autobusie".