Zespół lekarzy ze Szpitala Bielańskiego z sukcesem przeprowadził transfuzję w ciąży bliźniaczej powikłanej zespołem TAPS. To sytuacja w której jedno dziecko ma anemię, czyli niedokrwistość, a drugie - policytemię, czyli nadkrwistość. Zespół ten występuje u około 5 proc. ciąż jednokosmówkowych.
Innowacyjność zabiegu polegała nie na samej transfuzji krwi u nienarodzonych dzieci, ale na tym, że krew przetoczono od jednego bliźniaka do drugiego.
Zobacz też: Choroba hemolityczna noworodka - właśnie do niej może doprowadzić konflikt serologiczny
Pierwsza taka transfuzja u bliźniąt
Zabiegi transfuzji u nienarodzonych dzieci są już wykonywane rutynowo, jednak krew zazwyczaj pochodzi od dorosłych dawców z Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa. Tym razem krew, która była nadprogramowa u jednego dziecka, przysłużyła się drugiemu.
- Jedno z dzieci miało bardzo wysoki poziom hemoglobiny, drugie bardzo niski. Dziecku, które miało nadmiar czerwonych krwinek, a więc miało nadkrwistość, zabraliśmy nadmiarową część krwi, w to miejsce podając sól fizjologiczną. Tym sposobem rozcieńczyliśmy zbyt gęstą krew, doprowadzając do normalizacji poziomu hemoglobiny. Krew pobraną od płodu biorcy (z nadkrwistością) podaliśmy drugiemu bliźniakowi, który miał niedokrwistość, aby uzupełnić jego niedobory – tłumaczy dr n. med. Robert Brawura Biskupski Samaha, ginekolog-położnik, perinatolog ze Szpitala Bielańskiego.
Jak zaznacza doktor Brawura Biskupski Samaha był to zabieg ratujący życie obydwojga dzieci. Najprawdopodobniej tego typu operacja została przeprowadzona po raz pierwszy na świecie.
Szpital bielański jest wykwalifikowany w wykonywaniu transfuzji w życiu płodowym. Ilość tego typu zabiegów wzrosła na przestrzeni ostatnich dwóch lat ponad dwukrotnie.
Skąd się bierze zespół TAPS?
Niedokrwistość u płodu zazwyczaj jest wynikiem konfliktu serologicznego u rodziców, gdy matka ma krew oznaczoną jako Rh-, a dziecko po ojcu odziedziczy współczynnik Rh+.
Coraz częściej zdarza się jednak, że niedokrwistość jest wynikiem zakażenia się rumieniem zakaźnym przez matkę.
- Parwowiroza może nie dawać żadnych objawów u kobiety ciężarnej. Często dopiero z badań ultrasonograficznych dowiadujemy się, że u płodu rozwinęła się niedokrwistość. Stan taki może zagrażać nie tylko zdrowiu, ale i życiu dziecka, a jedynym sposobem leczenia jest transfuzja dopłodowa – podkreśla dr n. med. Beata Rebizant, ginekolog-położnik, perinatolog ze Szpitala Bielańskiego.
Wiadomo już, że dziewczynki, które przeszły tę nietypową operację w życiu płodowym, szczęśliwie urodziły się w 34. tygodniu ciąży. Laura i Julia - bo tak nazywają się dzielne pacjentki - przebywają jeszcze na Oddziale Neonatologii Szpitala Bielańskiego, ale wszystko wskazuje na to, że niebawem będą mogły zostać wypisane do domu.