Mama porzuciła go w szpitalu. 4-miesięczy Marcinek właśnie znalazł nowy dom

2023-04-25 15:39

Maleńki Marcinek przyszedł na świat w jednym z powiatowych szpitali na Podlasiu. Już wtedy jego mama twierdziła, że nie chce zatrzymać dziecka. Tuż po porodzie chłopczyk trafił do Kliniki w Białymstoku z powodu wcześniactwa. Podczas 4-miesięcznego pobytu na oddziale neonatologii nie odwiedził go nikt z rodziny. Dziś ta historia kończy się szczęśliwie. Chłopiec znalazł nowy dom.

noworodek

i

Autor: Getty Images Mały Marcinek został porzucony przez mamę tuż po narodzinach.

Przez 4 miesiące życia rodziną dla porzuconego chłopczyka był personel Kliniki Neonatologii i Intensywnej Terapii Noworodka Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. 

- Położne nazwały chłopczyka Marcinek, bo urodził się w dniu imienin Marcina. Od razu skradł serca całego personelu, stał się pupilkiem wszystkich  - opowiada rzeczniczka szpitala, Katarzyna Malinowska - Olczyk w rozmowie z mediami.

Dziś chłopiec w końcu odnalazł dom. 

Dowiedz się: Adopcja dziecka: kto może adopotować dziecko? Wszystko co warto wiedzieć o adopcji

Dzień wcześniaka na Oddziale Neonatologicznym w Zespole Szpitali Miejskich w Katowicach

Przeczytaj też: Władza rodzicielska: na czym polega i jak wygląda po rozwodzie?

Adopcja 4-miesięcznego Marcinka była o tyle ułatwiona, że po sześciu tygodniach od porodu jego biologiczna matka zrzekła się w sądzie praw rodzicielskich. To znacznie przyspieszyło znalezienie mu nowej rodziny. Sytuacja chłopca była mimo wszystko wyjątkowa. W normalnych warunkach tuż po rozprawie trafiłby do rodzinnego domu dziecka, skąd mógłby dopiero być przekazany wybranym rodzicom adopcyjnym.

Chłopczyk urodził się 29 grudnia 2022 roku, a w tamtym okresie brakowało miejsc w rodzinach zastępczych w Białymstoku. Stąd tak długi pobyt chłopca w szpitalu. Z relacji personelu szpitala, pielęgniarki i położne zrobiły wszystko, by dać Marcinkowi jak najwięcej ciepła i domowej atmosfery. 

- Przytulany, noszony na rękach, rozpieszczany przez cały personel. Jak mówią panie położne, maluch „nie schodził” z rąk, no chyba, że na spanie. Ba, był wożony nawet na spacery - wózeczkiem po klinice. Panie kupowały mu pampersy, przynosiły ubranka po swoich dzieciach, na Wielkanoc kupiły mu ubranko, w którym wyglądał jak mały zajączek – opowiada Katarzyna Malinowska-Olczyk w rozmowie z Kurierem Porannym.

To właśnie pracownicy Kliniki Neonatologii skontaktowali się bezpośrednio z Ośrodkiem Adopcyjnym. Sami wypełniali dokumenty, dopilnowywali procedur, by Marcinek mógł trafić bezpośrednio do rodziny, z którą już zostanie. 

Chłopiec już od tygodnia jest w swoim własnym, prawdziwym domu.

-  Wszystkim „przyszywanym” ciociom z USK zakręciła się łezka w oku. Są bardzo szczęśliwe. Marcinek od środy nazywa się już inaczej – mówiła w poranny.pl Katarzyna Malinowska-Olczyk.