Gdańska prokuratura rozpoczęła postępowanie w sprawie narażenia noworodka na niebezpieczeństwo utraty życia lub bezpośredniego uszczerbka na zdrowiu w wyniku okołoporodowej opieki położniczej. Zgodnie z art. 160 § 2 Kodeksu karnego grozi za to do 5 lat pozbawienia wolności.
Rodzina, która zgłosiła sprawę do prokuratury, rozpoczęła całą falę skarg na położną, Beatę K. Jej przypadek bada także Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Pielęgniarek i Położnych.
Sprawdź: Narzekasz na położną? Zobacz, jak to wygląda z jej perspektywy
Dowiedz się: Poród domowy - w czym jest lepszy od tego w szpitalu i czy jest bezpieczny? [WYWIAD]
Traumatyczny poród Lilianny
Beata K., położna wokół której coraz więcej mam z trójmiasta formułuje zarzuty, prowadzi szkołę rodzenia, która posiada kontrakt z NFZ. Oprócz tego prywatnie świadczy usługi położnicze, w tym organizuje domowe porody. Jedną z jej klientek była Lilianna, której przypadek w swoim reportażu omawia TVN24. Nie tylko ona, ale i cała jej rodzina, wspomina poród jako traumatyczne przeżycie.
Około południa poczułam skurcze przepowiadające, daliśmy znać Beacie. Poprosiła, by nagrać, jak oddycham. Powiedziała, że robię to źle. Poprawiłam oddech. Poród zaczął się rozkręcać, siedziałam w dmuchanym basenie. Około 18-stej zadzwoniliśmy do niej, by przyjechała. Pojawiła się z koleżanką, zrobiła mi KTG. Wydawała mi polecenia. Że mam usiąść na sedesie, że mam zmienić pozycję. Po porodzie, jak wystawiła już nam rachunek do zapłacenia, to okazało się, że naliczyła nam jakieś kary. Przez większość porodu byłam sama z mężem, wtedy Beata leżała na kanapie i przysypiała. Jej koleżanka nam pomagała - opowiada młoda mama.
Na braku zaangażowania położnej niestety się nie zakończyło. Po narodzinach córka Lilianny ledwo łapała oddech. Beata K. namawiała jednak, by nie jechać z dziewczynką do szpitala.
Córka nie mogła złapać oddechu, spadała jej saturacja. Położna chodziła po kuchni i mówiła przy naszych znajomych, którzy też byli obecni w domu, że szkoda by było po tak pięknym porodzie jechać do szpitala. Zapewniała nas, że wszystko będzie dobrze, a problemy z oddychaniem to zmiany adaptacyjne. - opowiada Lilianna.
Noworodek pozostawał cały czas pod tlenem, a przy każdej próbie przystawienia do piersi, robił się siny. Położna zrzuca za to winę na rodziców, którzy jej zdaniem zbytnio zwlekali z odcięciem pępowiny. Przy tych komplikacjach, Beata K. nie udzieliła rodzicom żadnej pomocy.
Zostawiła nas i odjechała. Kończył się nam tlen. Już przez telefon kazała jechać po drugą butlę, poprosiliśmy teścia o pomoc. Po czterech godzinach tlen się skończył, a dziecko zaczęło się dusić. Wpadliśmy w panikę. Zadzwoniliśmy po pogotowie. Czekaliśmy na karetkę 15 minut. Na sygnale pojechaliśmy do szpitala - opowiada Lilianna.
Gdy dziewczynka trafiła do szpitala, jej stan był na tyle ciężki, że lekarze musieli wprowadzić ją w stan śpiączki farmakologicznej. Okazało się, że miała ona wrodzone zapalenie płuc, a także guzy i zmiany w mózgu oraz krwotok z jelit. Stanu dziecka nie zauważyła jednak Beata K.
Dziecko udało się uratować, ale po tej traumie, rodzice dziewczynki, obiecują, że nie odpuszczą sprawy. Zgłaszają skargi do wszelkich możliwych instytucji, zbierają także pieniądze na adwokata.
Inne matki też źle wspominają porody z Beatą K.
Do Lilianny i jej męża Adama zgłasza się coraz więcej pokrzywdzonych rodziców. Ich zeznania wskazują na to, że Beata K. naliczała rodzicom dodatkowe kwoty do zapłacenia, nakładając rozmaite kary - np. 50 zł za sms-a z zapytaniem w sprawie, którą rodzice mogli przyswoić podczas zajęć w szkole rodzenia. W regulaminie, który podpisują rodzice, istnieją takie kontrowersyjne punkty, jak możliwość zerwania umowy za dwukrotne nieuzasadnione wezwanie do porodu lub inny fałszywy alarm.
Sam poród domowy z Beatą K. kosztuje od 3 500 do 4 000 zł. Przy tak sprecyzowanych zasadach można by oczekiwać profesjonalnej i dobrze zorganizowanej opieki. Nic bardziej mylnego, jak opowiada Agnieszka - jedna z jej pacjentek.
Gdy odeszły mi wody, zadzwoniłam do Beaty, że zaczynam rodzić. Najpierw nie odbierała. Potem oddzwoniła i pytała, jaki jest kolor wód. Mówię jej, że rodzę, a ona na to, że to niemożliwe. A potem dodała: "Pokaż mi, jak oddychasz". Zaczęłam głośno oddychać do słuchawki. Uznała, że rodząca tak nie oddycha. Potem dowiedziałam się, że ona często nie przyjeżdża wcale albo dopiero na sam finał porodu. Dlaczego? Myślę, że po to, by wziąć pieniądze - opowiada mama, która na szczęście nie przeżyła takiej traumy, jak Lilianna i Adam.
Porody domowe w Polsce
Zgodnie ze statystykami GUS, w Polsce porody domowe stanowią jedynie 1 proc. wszystkich porodów. I tak jest to liczba zawyżona, bo łapią się w nią także nagłe porody, gdy kobieta nie zdąży dojechać do szpitala.
Eksperci zachęcają wszystkie matki, by zawsze, gdy czują się lekceważone, czy źle potraktowane podczas porodu, zgłaszały takie przypadki. Poród podlega sprecyzowanym procedurom opisanym w Standardzie Opieki Okołoporodowej.
To jest prawo, którego każda położna powinna przestrzegać. Są tam opisane prawa ciężarnej, a także obowiązki osób sprawujących opiekę w trakcie porodu - zaznacza Ewa Janiuk, wiceprezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych.
Zobacz: "Dwa razy rodziłam w domu i nie żałuję" - poznaj historię Magdy