Mimo interwencji wielu osób i szybkiego wezwania karetki pogotowia, Lewi zmarł trzy dni później w szpitalu – 3 września. Powodem było niedotlenienie mózgu. 44-letni Nigel Sullivan, załamany tata na łamach „Daily Mail” podziękował wszystkim zaangażowanym w walkę o życie ukochanego syna. „Chcę podziękować wszystkim, którzy próbowali pomóc Lewiemu – dzieciom, które były z nim, gdy to się stało, a nawet niektórym przechodniom. Wiem, że jeden z nich próbował mu pomóc przez prawie 20 minut, zanim przyjechała karetka” – powiedział.
Policja wykluczyła udział osób trzeci w tej tragedii. Świadkowie twierdzą, że to był nieszczęśliwy wypadek. Rozprawa w sądzie została odroczona do maja przyszłego roku, by do tego czasu przeprowadzić pełne śledztwo.
Niewyobrażalna strata. „Był moim synem i przyjacielem”
„Mieć takie dziecko to marzenie każdego ojca” – napisał zrozpaczony tata na Facebooku tuż po śmierci Lewiego. W hołdzie podkreślił, że jego dziecko było „zabawnym, kochającym i opiekuńczym” synem, z którym łączyła go niesamowita więź.
„Byliśmy jak ojciec i syn, a jednocześnie byliśmy przyjaciółmi” – wspomina Nigel Sullivan.
Jego syn był fanem rugby i motocykli, uwielbiał także jazdę ciężarówkami. Jego tata prowadzi firmę przeprowadzającą roboty ziemne, więc chłopiec miał częste okazje jeździć dużymi samochodami.
Lewi mieszkał z tatą, macochą i dwoma braćmi. Jego śmierć to ogromny cios dla całej rodziny.
Kolejny wypadek na placu zabaw w Oleśnicy. „Huśtawka do robienia z dzieci niepełnosprawnych”
Źródło: Daily Mail