"Rodzice próbują tłumaczyć, że wypadło z łóżeczka". Lekarz z Poznania ujawnia skalę dramatu

2024-01-08 12:31

To lekarze często jako pierwsi podejrzewają, że maluszek, który "spadł z łóżka" jest regularnie bity, a świeże złamanie rączki ujawnia szereg wcześniejszych urazów, które już zdążyły się zagoić. Lekarz z poznańskiego szpitala w przejmujących słowach opowiada o maltretowanych dzieciach, które trafiają do kliniki. Wskazuje na to, że lekarze muszą wykazywać się czujnością, żeby nie przeoczyć symptomów wskazujących na maltretowanie.

Rodzice próbują tłumaczyć, że wypadło z łóżeczka. Lekarz z Poznania ujawnia skalę dramatu

i

Autor: Getty Images "Rodzice próbują tłumaczyć, że wypadło z łóżeczka". Lekarz z Poznania ujawnia skalę dramatu

Ostatnio coraz częściej słyszymy o maleńkich dzieciach, które trafiają do szpitali w całej Polsce, a które łączy jedna, smutna historia: przemocy ze strony opiekunów. Profesor Przemysław Mańkowski, kierownik Kliniki Chirurgii, Urologii i Traumatologii Dziecięcej w Szpitalu Klinicznym im. K. Jonschera w Poznaniu przekonuje, że w mediach słyszymy jedynie o tych najcięższych przypadkach. Jednak maltretowanych dzieci, również niemowląt, jest dużo więcej.

Przypomnijmy, w ostatnim czasie głośno było o dwumiesięcznej dziewczynce z pękniętą czaszką, a także o 11-miesięcznej dziewczynce z licznymi złamaniami. To jednak tylko metaforyczny wierzchołek góry lodowej. Chirurg z Poznania mówi, że przekrój urazów, z jakimi dzieci trafiają do szpitali, jest szeroki.

Zobacz też: "Noworodek czeka na dom". To ogłoszenie z Gdańska wyciska łzy, ale działa

Spis treści

  1. "Trafiają do nas w bardzo różnych stanach"
  2. Rozpoznanie, że dziecko jest maltretowane, bywa trudnym zadaniem
Kiedy niemowlę powinno zacząć raczkować?

"Trafiają do nas w bardzo różnych stanach"

Słysząc o kolejnej tragedii z udziałem dziecka nie potrafimy zrozumieć motywacji jego oprawców. Często powodem, dla którego uderzą dziecko czy potrząsną nim, jest jego płacz. "Nie mogłem słuchać jego płaczu" - tak nierzadko tłumaczą się zatrzymani przez organy ścigania dorośli, na których spoczywała opieka nad dzieckiem.

Jednak to jedyny sposób komunikacji, jaki zna niemowlak, więc trudno oczekiwać, że będzie w milczeniu znosił mokrą pieluchę, chłód, przegrzanie czy ból brzuszka. Okazuje się, że skala dziecięcych dramatów jest ogromna, po prostu nie wszystkie przypadki są nagłaśniane. Nie mniej ważne jest także zorientowanie się, że dziecko jest ofiarą przemocy. To właśnie lekarze często jako pierwsi podejrzewają, że maluszek, który "spadł z łóżka" jest regularnie bity, a świeże złamanie rączki ujawnia szereg wcześniejszych urazów, które już zdążyły się zagoić.

"Te najcięższe przypadki są zwykle bardzo medialne i od czasu do czasu słyszy się o jakiejś tragicznej sytuacji. Natomiast w większości są to urazy, które może bezpośrednio nie zagrażają życiu dziecka, ale na pewno nie są to dobre praktyki wychowawcze. I to jest szerokie spektrum patologii - od potrząsania dzieckiem, co może prowadzić do uszkodzeń centralnego układu nerwowego; do takich bardziej skrajnych sytuacji, jak złamania" - mówi prof. Przemysław Mańkowski.

Chirurg w rozmowie z Głosem Wielkopolskim dodaje, że niejednokrotnie zdarza się, że podczas badania dziecka ujawniają się wcześniejsze urazy, z którymi jego rodzice nie stawili się u lekarza. Zazwyczaj opiekunowie twierdzą, że złamanie nastąpiło na skutek nieszczęśliwego upadku. Jednak w sytuacji, gdy podczas badania widać, że wcześniej zdążyło już złamać sobie żebro czy kończynę, zwłaszcza jeśli te urazy wystąpiły w jakimś odstępie czasu, o przypadku raczej nie może być mowy.

Lekarz podkreśla, że rodzice zazwyczaj ukrywają prawdę o tym, co stało się dziecku choć doskonale wiedzą, że sami doprowadzili swoim zachowaniem do stanu, w którym się znajduje. Chirurg wspomina o przypadku półtorarocznego dziecka z urazem trzustki.

"Pamiętam, że po zabiegu zaprosiliśmy rodziców na poważną rozmowę, bo wiedzieliśmy, że wydarzyło się tam coś złego. Niestety, cała rodzina ukrywała prawdę na temat tego, co dokładnie zaszło. Finalnie babcia dziecka zaczęła płakać i powiedziała, że nie będzie dłużej kryła tej sytuacji. Okazało się, że ojcu dziecka przeszkadzał płacz, więc rzucił maleństwem do łóżeczka. Niestety, nie trafił i dziecko zatrzymało się na szczebelkach" - mówi prof. Przemysław Mańkowski.

Czytaj też: Oblała dziecko wrzątkiem. Przez kilka dni nie zrobiła nic, aby ulżyć cierpieniu małej Julki

Rozpoznanie, że dziecko jest maltretowane, bywa trudnym zadaniem

Często to właśnie lekarze badający dziecko jako pierwsi dostrzegają jego gehennę. W przypadku takiego podejrzenia, powiadamiają o sprawie organy ścigania. Dlaczego nikt nie robi tego wcześniej? Na to pytanie trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Chirurg jest zdania, że trzeba być bardzo wyczulonym na sytuacje budzące podejrzenia.

Na niepokojące objawy, takie jak uporczywy płacz, powinni zwrócić uwagę członkowie rodziny czy sąsiedzi. Pewne symptomy powinny zaniepokoić także lekarza rodzinnego. Warto, by pod tym kątem uważniej obejrzał dziecko lekarz w szpitalu, do którego trafia maluch z urazami.

"Trzeba być wyczulonym na takie sytuacje, bo trudno wyjaśnić np. złamanie kończyny u dziecka, które jeszcze nie chodzi. Oczywiście, rodzice próbują tłumaczyć, że np. wypadło z łóżeczka. Ale u doświadczonego chirurga w tym momencie powinna zapalić się lampka, że upadek z łóżeczka nie spowoduje uszkodzenia np. kości udowej. Często też sama forma złamania wiele nam mówi o tym, że mógł to być uraz bezpośredni" - mówi prof. Mańkowski.

I dodaje, że zauważa, że dzieci, które są karcone w niewłaściwy, przemocowy sposób jest wiele. Nawet, jeśli działania opiekunów nie powodują urazów zagrażających życiu dziecka, daje to obraz rozmiaru patologii, z jakiej nie zdajemy sobie sprawy.

Źródło: Głoswielkopolski.pl

Czytaj też: Bulterier zagryzł 2-miesięczną dziewczynkę. Nowe informacje ws. tragedii w Zgorzelcu