Władze Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. Jana Mikulicza-Radeckiego we Wrocławiu, na oddziale którego przebywa mała pacjentka zdecydowały o zamknięciu oddziału przeszczepowego. Wszystko dlatego, że wirusa wykryto również u jednej z osób z personelu lekarskiego.
Dziewczynka przeszła przeszczep 11 dni temu. Badania przeprowadzone na pacjentce wykazały, że jest ona zakażona koronawirusem. Aby nie zamykać oddziału, na którym leżą dzieci czekające na przeszczep lub te, u których już przeprowadzono takie operacje, zdecydowano się na poddanie testom SARS-CoV-2 wszystkich pracowników oddziału - od lekarzy po personel sprzątający.
Ponieważ testy są przeznaczone wyłącznie dla osób z objawami, dlatego oddział Przylądek Nadziei ogłosił zbiórkę pieniędzy na zakup 200 testów. Pieniądze zebrano w rekordowym tempie, dlatego już 4 kwietnia wiadomo było, że niestety koronawirusem zakażona jest również jedna z lekarek, która miała kontakt z dziewczynką. Władze szpitala zdecydowały o zamknięciu oddziału.
Mimo to, jak podaje na swoim profilu prof. dr hab. n. med. Krzysztof Kałwak, dziecko po przeszczepie czuje się dobrze.
Czytaj: Czy rodzice mogą przebywać z dzieckiem w szpitalu w czasie epidemii?
Bilanse i szczepienia odroczone z powodu epidemii koronawirusa
Warto przypomnieć, że pacjenci po przeszczepie są właściwie pozbawienie odporności. Przeszczep wymaga podawania leków obniżających odporność, które zwiększają szansę na przyjecie przeszczepu przez organizm. To stwarza ogromne ryzyko dla osób przygotowujących się do tego rodzaju zabiegu lub będących tuż po nim.