Placówka, która oskarżana jest o doprowadzenie do śmierci ponad 200 dzieci i 9 matek w ciągu ostatnich 20 lat, to Shrewsbury &Telford Hospital NHS Trust. Szpital położony w środkowej Walii posiadał tzw. oddziały prowadzone przez położne, które oferowały opiekę nad ciężarnymi z ciążami fizjologicznymi (przebiegającymi prawidłowo) aż do momentu porodu. Oddziały stawiały na naturalne porody i brak medykalizacji.
Spis treści
- Naturalnie za wszelką cenę
- Zlecenia medyczne na krateczkach przylepnych
- Śledztwo ruszyło dzięki pacjentkom
Naturalnie za wszelką cenę
Niestety, promowanie kultury naturalnych porodów i niechęć do przekazywania pacjentek z powikłanymi ciążami lekarzom (ze względu na statystyki, którymi chciały się chwalić oddziały) doprowadził do tragedii.
W ciągu 20 lat działalności w ośrodku zmarło ponad 200 noworodków i 9 kobiet. Za przyczynę ich śmierci, na podstawie ogłoszonego właśnie w brytyjskiej Izbie Gmin raportu, uznano m.in. nieprawidłową opiekę na ciężarnymi i odmowę wykonywania cesarskich cięć mimo widocznych wskazań.
Medycy ośrodka odradzali bowiem takie zabiegi w ramach dążenia do zwiększenia naturalnych wskaźników urodzeń, co według prowadzących śledztwo „skutkowało śmiercią wielu dzieci podczas porodu lub wkrótce po nim”.
Czytaj również: Lekarz przeszkadza w porodzie - jak to możliwe?
Cesarskie cięcie – jak naprawdę wygląda cesarka? ZDJĘCIA
Zlecenia medyczne na krateczkach przylepnych
W czasie dochodzenia wykazano, że większość niemowląt zmarło na skutek uszkodzeń okołoporodowych (pęknięć czaszki, złamań kości lub porażenie mózgowe po porodzie kleszczowym). Dziesiątki dzieci przeżyło, ale doznało uszkodzenia mózgu na skutek niedotlenienia w wyniku nieprzeprowadzenia cesarki.
Na jaw wyszła również niechęć położnych do konsultowania się ze specjalistami, co zagrażało zdrowiu pacjentek – przekazanie ciężarnej z powikłaną ciąża lekarzowi, oznaczało dla położnych stratę pacjentki i gorsze wyniki w statystykach oddziału.
Ujawniono również zaniedbania dotyczące opieki nad ciężarnymi, jak spisywanie zaleceń medycznych na karteczkach samoprzylepnych, które były nieświadomie usuwane przez sprzątaczki czy zrzucanie winy za śmierć pacjentki np. na jej wagę ("była za gruba i nie można było zrobić dobrego USG").
Śledztwo ruszyło dzięki pacjentkom
Sprawa wydała się po tym, jak kilka matek, których dzieci zmarły w wyniku ciężkiego porodu postanowiło pozwać szpital. Długie lata śledztwa pokazały, że wielu pracowników wiedziało o nieprawidłowościach istniejących w ośrodku, jednak bało się o tym mówić.
Początkowy zakres śledztwa dotyczył zaledwie 23 przypadków, obecnie policja bada sprawę 600 przypadków. Jak przyznało ministerstwo, skala skandalu przekroczyła najczarniejsze scenariusze.