Zginął 4-letni chłopczyk podróżujący z babcią. Prokuratura: winę ponosi motorniczy

2023-07-06 12:44

Wszyscy pamiętamy dramatyczne wydarzenia sprzed roku. W połowie sierpnia 2022, w Warszawie na ulicy Jagiellońskiej tragicznie zginął 4-letni chłopczyk, który wraz z babcią podróżował tramwajem. Prokuratura wydała właśnie orzeczenie w tej sprawie.

Tragiczny wypadek oceniony przez prokuraturę.

i

Autor: Getty Images Tragiczny wypadek oceniony przez prokuraturę.

Zdaniem warszawskiej prokuratury to motorniczy, który feralnego dnia prowadził tramwaj ulicą Jagiellońską zawinił śmierci chłopczyka. Dziecko, które podróżowało wraz z babcią zostało przytrzaśnięte drzwiami tramwaju i ciągnięte wzdłuż torów. 4-latka nie udało się uratować. 

W wyniku śledztwa ujawniono fakty, które świadczyć mogą o winie kierującego tramwajem. Miał on spoglądać w telefon komórkowy, poświęcając jedynie 1,5 sekundy na ocenę sytuacji i ruszenie z przystanku. 

Dowiedz się: Jak bezpiecznie podróżować z dzieckiem komunikacją miejską?

Czterolatek zginął ciągnięty przez tramwaj. Są zarzuty dla motorniczego! Szokujące ustalenia

Dowiedz się: Jak zginęli matka i syn na promie? Nagranie monitoringu pokazuje ich ostatnie chwile

Decyzja prokuratury: winny motorniczy

28 czerwca Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga-Północ skierowała akt oskarżenie przeciwko Robertowi S., motorniczemu warszawskiego tramwaju. W sierpniu zeszłego roku na ulicy Jagiellońskiej, przy przystanku Batalionu Platerówek kierowany przez niego pojazd przytrzasnął chłopca, który w wyniku osiągniętych obrażeń zmarł. 

- W skierowanym do Sądu Rejonowego Warszawa Praga-Północ akcie oskarżenia motorniczemu tramwaju zarzuca się umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym oraz przepisów instrukcji dla pracowników Tramwajów Warszawskich i nieumyślne spowodowanie wypadku, w wyniku którego śmierć poniósł czteroletni chłopiec - zaznaczyła przytaczana przez portal TVN Warszawa, prokurator Katarzyna Skrzeczkowska.

Niedopatrzenia ze strony motorniczego

Z przeprowadzonego śledztwa wynika, że "na ocenę sytuacji wokół tramwaju motorniczy poświęcił niecałe 1,5 sekundy", a zgodnie z instrukcją dla pracowników Tramwajów warszawskich, motorniczy może ruszyć z przystanku dopiero po upewnieniu się, że drzwi pojazdu są w pełni zamknięte, a podróżującym stojącym na przystanku nie zagraża niebezpieczeństwo. 

Śledczy zdążyli też ustalić, że winy za wypadek nie można zrzucić na czynniki zewnętrzne. 

- Należy podkreślić, że konstrukcja wagonu i ostatnich drzwi nie utrudniała widoczności motorniczemu, tramwaj był sprawny technicznie, a pokrzywdzony i osoba, pod której pieczą przebywał, nie przyczynili się do zaistnienia wypadku - przekazała rzeczniczka prokuratury.

Mężczyzna nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień w sprawie. Grozi mu do 8 lat pozbawienia wolności. 

Przeczytaj: Ratownik medyczny ostrzega. "To wtedy dochodzi do największej liczby wypadków"