Wirtualne ciocie Olusia zjednoczyły się w walce o jego zdrowie. "Matki w sieci naprawdę mają moc"

2024-06-28 14:23

Społecznościowe grupy dla mam to przechwalanki które dziecko raczkuje, a które już odpieluchowane? Może często tak jest, ale na pewno nie w grupie mam, która zjednoczyła się w walce o zdrowie synka jednej z nich. W sieci już jest o nich głośno. Udowadniają, że mamy potrafią walczyć jak lwice.

Wirtualne ciocie Olusia zjednoczyły się w walce o jego zdrowie. Matki w sieci naprawdę mają moc
Autor: Getty Images/Siepomaga @Fundacja KAWAŁEK NIEBA Wirtualne ciocie Olusia zjednoczyły się w walce o jego zdrowie. "Matki w sieci naprawdę mają moc"

Powiedziały, że zrobią hałas i właśnie krzyczą najgłośniej jak się da. Wirtualnie, bo choć "znają się" jedynie z sieci, udowadniają, że kobiece wsparcie drugiej mamy to siła, której nic nie zatrzyma. W internecie już jest głośno o ich działaniach, a apel o wsparcie małego Olusia udostępniają kolejne znane osoby.

Być może grup takich jak ta jest więcej, a może po prostu zjednoczył je wspólny wróg - choroba dwuletniego Olusia. Wystarczyła wiadomość mamy chorego chłopca, w której poinformowała o diagnozie swojego synka. "Wirtualne ciocie", bo tak się określają, walczą niczym lwice i zapewniają: nie będzie w tym kraju osoby, która nie miałaby szansy usłyszeć o Olusiu.

Jakie objawy mogą wskazywać na sepsę u dziecka?

Hejt w grupach dla mam to niestety przykra "norma"

Do internetowych grup dla mam w mediach społecznościowych kobiety zazwyczaj zapisują się zaraz po tym, gdy lekarz prowadzący ciążę wyznaczy termin porodu. Stąd wiele grup społecznościowych ma w nazwie odniesienie do miesiąca, w którym urodzi się dziecko. I tak powstają mamy "styczniowe", "majowe" czy "grudniowe". Niektóre zrzeszają dziesiątki tysięcy kobiet, inne, kameralne - zaledwie kilkaset.

Faktem jest, że im liczniejsza grupa, tym większe prawdopodobieństwo, że prędzej czy później dojdzie do spięć między członkiniami, a na niejedną mamę spadnie krytyka, która nierzadko przybiera formę hejtu. Z pewnością każda mama, która należy do podobnej społeczności, widywała posty publikowane anonimowo, właśnie w obawie przed nim.

Wbrew zapewnieniom o prywatności grupy i zakazom wynoszenia publikowanych treści, wciąż sporo kobiet obawia się, że zostaną wyśmiane, a gdy przestają czuć się bezpiecznie - opuszczają ją. Psycholog, z którą rozmawiałyśmy na temat hejtu na grupach dla mam wyjaśnia, że pełne uszczypliwości komentarze to dla niektórych sposób na wyrzucenie z siebie negatywnych emocji.

Czytaj więcej: "Co z ciebie za matka?!". Hejt wśród matek to koszmar. Psycholog mówi, co za nim stoi

Pokazują, że matczyna solidarność istnieje

Choć ich internetowa społeczność liczy niewiele ponad tysiąc osób, a każdego dnia od ponad dwóch lat publikują co najmniej kilka postów, "Majóweczki", które właśnie rozpoczęły ogólnopolską akcję w internecie zapewniają, że żadna mama nie musi obawiać się krytyki.

Grupa jest prywatna i tworzą ją kobiety, które mają dzieci w tym samym wieku. Stąd naturalne jest, że obawy mam i tematy poruszane przez nie na grupie bywają podobne. Członkinie zapewniają, że stworzyły siostrzaną społeczność i choć należały do wielu innych "mamowych" grup, ta jest wyjątkowa.

"Jeśli jakaś mama ma odmienne zdanie to zawsze jest to ujęte w sposób taki, żeby nie oceniać a pomóc lub naprowadzić inną mamę na dobrą drogę, jeśli jest w błędzie" - przekonuje Magda, która w grupie jest od początku jej istnienia. Ania dodaje: "liczą się dla nas rodzina, przyjaźń, relacje. I właśnie tak u nas jest. To grupa, na której nie ma hejtu, wszystkie sobie pomagamy w codziennych sprawach. Grupa Majoweczki '22 to rodzina".

Przed kilkoma dniami jedna z członkiń grupy opublikowała poruszającą wiadomość, w której przekazała, że u jej dwuletniego synka Olusia zdiagnozowano nowotwór. To neuroblastoma IV stopień, która długo nie dawała żadnych objawów. Nowotwory u dzieci, choć rzadkie, bywają wyjątkowo podstępne i rozwijają się w ukryciu.

Oluś bawił się jak zwykle, biegał, skakał, zaczepiał dziadka. Niespodziewanie zaczął wymiotować... Byliśmy przekonani, że to od wygłupów, jednak wymioty wróciły wieczorem, pojawił się stan podgorączkowy (...) Mnóstwo badań, biopsja szpiku kostnego, trepanobiopsja, każde wykonywane w pełnej narkozie ze względu na wiek Olusia. Szybko dowiedzieliśmy się strasznej rzeczy… Nasz mały synek ma w swoim brzuszku ogromnego guza o wymiarach 7x5x4,5cm!!! Otacza on pień trzewny i naczynia śledzionowe oraz naczynia nerkowe

- czytamy słowa rodziców opublikowane w opisie zbiórki.

Choroba, o której do tej pory czytali jedynie w opisach innych zbiórek, zapukała do ich drzwi i sprawiła, że ich życie zmieniło się o 180 stopni. "Zamieszkali" w szpitalu, w którym ich synek poddawany jest leczeniu. Właśnie rozpoczął trzeci cykl chemioterapii, a dotychczasowy pokój wypełniony jego ulubionymi zabawkami zastąpiła oddziałowa świetlica.

Choć przed nimi długa i wyczerpująca droga, a ich synek musi stoczyć trudną walkę o swoje zdrowie i życie, rodzice usłyszeli od lekarzy, że ogromną szansą jest dla niego szczepionka przeciw wznowie. Koszt wynosi około 2 milionów złotych, jest nieosiągalny dla rodziny. To dlatego założyli zbiórkę pieniędzy na ten cel, ale opieka nad maluszkiem i emocje, którym muszą stawić czoła sprawiły, że nie mają zasobów, aby ich apel zyskał odpowiedni zasięg.

Czytaj też: Mówisz tak o sobie przy dziecku? Nie zdziw się, kiedy usłyszysz właśnie te zdania

"Może powstałyśmy właśnie po to, żeby pomóc Olusiowi?"

Mamy z grupy, do której należy Paulina, mama Olusia przekonują, że będą o niego walczyć niczym lwice. Czują się jego wirtualnymi ciociami i wiedzą, że "w grupie siła" a nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg, którym okazał się nowotwór.

"Bardzo się zdenerwowałam, miałam poczucie wielkiej niesprawiedliwości, że inni majowi koledzy Olusia beztrosko chodzą na lody i biegają całe dnie po placu zabaw, a Oluś walczy w szpitalu o swoje życie przechodząc kolejne badania. I że przecież sam niedawno biegał po placach zabaw i jadł lody. I że my jako majowe mamy musimy pomóc koledze naszych dzieci. Na szczęście od razu zobaczyłam podobne komentarze wielu innych dziewczyn" - mówi Natalia.

Mamy natychmiast zaczęły działać, a ich apel już widać w sieci. Posty dotyczące zbiórki udostępniła m.in. Joanna Opozda, raper Peja, Karolina Wolnik-Piernicka znana jako @fizjomommy a także Marschall - Pies do zadań specjalnych, który pomaga ciężko chorym dzieciom.

W komentarzach pod postem wspomniał: "Dziękuję wszystkim przyjaciołom Olusia i Jego rodziców, za przepiękny spam, który dostałem". Okazuje się, że w sprawie chłopca odezwało się do niego kilkadziesiąt osób.

Już po jednym dniu intensywnych działań grupy udało się zebrać ćwierć miliona, jednak do celu daleko. Ambasadorki zbiórki przekonują, że pomaga każda choćby symboliczna wpłata czy udostępnienie apelu, za co z góry dziękują w imieniu rodziców chłopca. Je same zaskoczyło to, jakie rozmiary przybrały ich działania i zapewniają, że nigdy nie przestaną wspierać dzielnego małego wojownika.

"Nigdy nie przypuszczałam że stworzymy tak zgraną grupę. Że w stosunku do praktycznie obcego dziecka będę miała stosunek jak do członka rodziny. I zaskakuje mnie ciągle to że nie tylko ja to czuję! Na innych zbiórkach widać ogromne armie walczące o dzieci - rodzinę, sąsiadów, najbliższych przyjaciół. A tutaj widzę setki obcych osób, które nigdy się nie widziały, a działają z takim zaangażowaniem" - mówi Kinga, mama rówieśnika małego Olusia.

Dziewczyny zgodnie przyznają, że wierzą, że wszystko w naszym życiu jest "po coś". Być może ich grupa powstała właśnie po to, by uratować Olusia?

Link do zbiórki dla Olusia Wildowicza znajdziesz tutaj.

Sonda
Czy udzielasz się w grupach dla mam w mediach społecznościowych?