Spis treści
- W czasie dyskusji o in vitro, przeciwnicy tej metody często mówią o adopcji.
- Słyszy się, że proces adopcyjny w Polsce trwa bardzo długo.
- Jak długo czekaliście na ten najważniejszy w waszym życiu telefon?
- Łzy szczęścia i wzruszenia czy może obawy i lęk? Jakie uczucia towarzyszyły pierwszemu spotkaniu?
- Miał dwa miesiące, gdy zaczął być obecny w waszym życiu.
- Jak zareagowali najbliżsi?
Formalności adopcyjne, choć skomplikowane, są do przebrnięcia.
W czasie dyskusji o in vitro, przeciwnicy tej metody często mówią o adopcji.
Monika: Te dwie możliwości się różnią, a zwrot ku nim zależy od indywidualnego podejścia każdej rodziny. Prawdą jest, że spora grupa ludzi rzeczywiście w pierwszej kolejności decyduje się na in vitro, a dopiero później, gdy ta metoda zawiedzie, na adopcję. W naszym przypadku było inaczej. Gdy nadszedł moment, w którym lekarze rozłożyli ręce, dając nam szansę na dziecko jedynie z in vitro, rozważaliśmy tę opcję, jednak psychiczne zmęczenie oraz dawane nam tylko 30 proc. szans na powodzenie zabiegu skłoniło nas do całkowitej rezygnacji z leczenia. Do tego doszły względy finansowe oraz światopoglądowe. Wtedy właśnie zapadła nasza decyzja o adopcji - wspólna i nieodwołalna.
Słyszy się, że proces adopcyjny w Polsce trwa bardzo długo.
M.: To prawda, to proces długi i bardzo zbiurokratyzowany. Formalności adopcyjnych jest tak dużo, że połowy już nie pamiętam. W pierwszej kolejności należy złożyć wniosek wraz z licznymi załącznikami do Ośrodka Adopcyjnego. Oczekuje się następnie wizyty pani z OA w miejscu zamieszkania, gdzie przeprowadzany jest wywiad. Padają pytania o motywację, jaka skłoniła nas do adopcji, przebieg naszego leczenia niepłodności, a także te dotyczące naszej codzienności, zainteresowań, naszych rodzin i stosunków w nich panujących, naszego związku. Kolejnym krokiem są badania psychologiczne i pedagogiczne na terenie ośrodka, po których zostaliśmy zakwalifikowani na szkolenie. Po ukończeniu szkolenia zostaliśmy zaproszeni na jeszcze jedną rozmowę, która była podsumowaniem wszystkich spotkań oraz potwierdzeniem naszych oczekiwań. Następnie informacje z wywiadów omawiane są przez zespół pracowników ośrodka, którzy przyznają kwalifikację (bądź nie).
Jak długo czekaliście na ten najważniejszy w waszym życiu telefon?
M.: Około 9 miesięcy. Informacje przekazane podczas rozmowy telefonicznej były bardzo rzeczowe i zawierały jedynie datę urodzenia oraz płeć dziecka. Resztę informacji uzyskaliśmy podczas spotkania w OA. Oczywiście informacje, jakie przekazuje ośrodek, zależą od tego, co udało się ustalić. Adopcja to nie kupno butów. Nawet jeśli nie wszystko będzie nam się podobało lub będzie dla nas nieznane i nowe, to podczas podejmowania decyzji czuje się, że to jest właśnie to: że rozmawiamy o naszym dziecku.
Łzy szczęścia i wzruszenia czy może obawy i lęk? Jakie uczucia towarzyszyły pierwszemu spotkaniu?
M.: Kiedy wybieraliśmy się do naszego dziecka po raz pierwszy, pomimo towarzyszącego mi uczucia szczęścia, byłam przerażona. Nogi miałam jak z waty, żołądek ściśnięty, a myśli były nie do opanowania. Bardzo się bałam, że kiedy zobaczę dziecko, zabraknie we mnie macierzyńskich uczuć. Że nie będę czuła tego, co czują matki, kiedy po porodzie lekarze kładą maleństwo na ich piersiach. Nic bardziej mylnego. Kiedy zobaczyłam synka, w pierwszym momencie poczułam, jakby cały strach ze mnie uciekł, a w jego miejsce pojawiły się nowe uczucia. Wśród tych emocji nie było miejsca na obcość. Nie urodziłam tej kruszynki, ale bezdyskusyjnie jest ona moim synem.
Miał dwa miesiące, gdy zaczął być obecny w waszym życiu.
M.: Zupełnie nie pamiętam, jak na nas zareagował, ale gdy oglądam zdjęcia z tego dnia, to wyglądał na bardzo zadowolonego. Nawet pojawił się malutki uśmiech. Pamiętam też, że kiedy przyjechaliśmy po syna, pożegnaliśmy się z rodziną zastępczą i kiedy wzięłam go na ręce, to otrzymałam uśmiech „pełną gębą”.
Jak zareagowali najbliżsi?
M.: Rozpieszczali nas odwiedzinami, prezentami, komplementami. Nie usłyszeliśmy żadnego słowa, które sprawiłoby nam przykrość. Wszyscy cieszyli się z naszej nowej sytuacji. Ci, którzy nie podjęliby takiej decyzji, także gratulowali nam i podziwiali za odwagę. Absolutnie nikt nie sprawił nam przykrości, nikt też nie dał nam odczuć, że nasza decyzja była niewłaściwa. Jestem jednak świadoma, że tym osobom, które miałyby coś do powiedzenia przeciw nam, zabrakło odwagi, by powiedzieć nam to wprost. Gdziekolwiek jesteśmy, wyrażamy nasze szczęście z posiadania syna, opowiadamy o nim, jakby był ze złota, jesteśmy dumni. Nasz syn niedługo kończy dwa lata i z każdym tygodniem utwierdzamy się w przekonaniu, że podjęliśmy słuszną decyzję. Natomiast wszyscy wokół traktują nasze dziecko tak jakby nie było żadnej adopcji. A babcia, która bardzo bała się nieznanego, nie wyobraża sobie życia bez wnuka. Adoptowanego wnuka.