Magda nie planowała dziecka. Miała świetną pracę i perspektywę kariery. Planowała wyjazd do innego miasta, już siedziała na walizkach, kiedy... Wynik testu ciążowego był jednoznaczny - jest w ciąży.
Spis treści
- Niespodziewana ciąża
- Zaczęłam o siebie dbać
- Poród w szpitalu
- Narodziny Mai
- Najtrudniejszy pierwszy rok
- Powrót do pracy po urodzeniu dziecka
Niespodziewana ciąża
Dziecko? Nie, zupełnie nie planowałam! Dostałam awans i właśnie miałam się przeprowadzić z Warszawy do Krakowa. To miała być też próba dla naszego związku, bo Damian zostawał w stolicy. Po pięciu latach postanowiliśmy odpocząć od siebie i zobaczyć, co dalej. Ale los chciał inaczej.
Wyjechałam na szkolenie z pracy. Wieczorem była impreza, a mnie odrzucało od alkoholu. "Co jest?" – zastanawiałam się. Po powrocie zrobiłam test ciążowy. Nie mogłam uwierzyć, gdy zobaczyłam blade, ale jednak dwie kreski – miałam zostać mamą.
„Co z moją pracą, co z naszym związkiem?” – myślałam. No cóż, los zadecydował za nas. Zostałam w Warszawie. Szybko dostosowałam się do nowej sytuacji.
Zaczęłam o siebie dbać
Bardzo o siebie dbałam: zdrowo się odżywiałam, codziennie spacerowałam po parku, chodziłam na basen. Dostałam się do programu „Zdrowie, mama i ja”, więc objęto mnie specjalną opieką. Przez całe życie nie zrobiłam tylu badań, co podczas tych dziewięciu miesięcy!
Wszystko przebiegało prawidłowo do momentu, kiedy stwierdzono u mnie cukrzycę ciążową. Musiałam przejść na dietę i trzy razy dziennie kontrolować cukier glukometrem. Na szczęście dobrze się czułam.
Lubiłam siebie w ciąży. Fajnie wyglądałam, wszyscy się o mnie troszczyli, a mój brzuszek wzbudzał prawdziwy zachwyt. Damian też szybko zaakceptował nową sytuację. Bardzo o mnie dbał.
Było mu o tyle łatwiej, że miał już dziecko. Kiedy po raz pierwszy został ojcem, był jeszcze bardzo młody. Teraz podszedł do sprawy znacznie dojrzalej. Chodził ze mną do szkoły rodzenia.
Trafiliśmy do grupy Jeanette Kality w Szpitalu św. Zofii w Warszawie. Na zajęciach była cudowna atmosfera. Wiele się nauczyliśmy. Nie musiałam Damiana namawiać na wspólny poród. Wiedział, że jest mi potrzebny.
Czytaj również: Jestem w ciąży, ale nie chcę tego dziecka... Jak zaakceptować niechcianą ciążę?
Nie zawsze jest łatwo. Zobacz, jak wspierać swoją partnerkę w okresie ciąży
Poród w szpitalu
Lekarz ustalił termin porodu na 15 marca. Cztery dni wcześniej, po powrocie z pracy zrobiłam jeszcze zakupy, a wieczorem… zaczęło się. Byliśmy po kolacji, Damian oglądał mecz. Nagle poczułam, że robi mi się mokro.
W szkole rodzenia powiedziano nam, że jeśli odchodzące wody płodowe są szare i muliste, to trzeba natychmiast jechać do szpitala, a jeżeli czyste, można spokojnie poczekać dwie, trzy godziny. Kiedy więc krzyknęłam do Damiana: "Wody mi odchodzą!", on spokojnie spytał: "A jakiego koloru?". Gdy usłyszał, że jasne, stwierdził, że może obejrzeć mecz do końca.
"Zwariowałeś?" – krzyknęłam. I pojechaliśmy do szpitala...w przerwie meczu. Chciałam rodzić w szpitalu przy ul. Żelaznej w Warszawie i udało się. Dostaliśmy pokój do porodu rodzinnego. Położnej wcześniej nie wybierałam. Założyłam, że tam każda jest super i rzeczywiście trafiliśmy na cudowną osobę.
Asia pomagała mi znaleźć odpowiednią pozycję. Przygotowywałam się w wannie i na piłce, ale w końcu urodziłam w pozycji półleżącej. Wszystko trwało osiem godzin – od 23.00 do 7.00 rano 12 marca.
Oczywiście, przechodziłam kryzysy. W pewnej chwili byłam tak zmęczona, że poród zaczął się cofać. Był też moment, że chciałam uciec! Przekonywałam Damiana, że muszę wyjść, że rezygnuję z tej całej zabawy. Damian okładał mnie chłodnym ręcznikiem, rozmawiał ze mną. Mimo bólu nie chciałam znieczulenia. Postanowiłam, że sama sobie poradzę.
Narodziny Mai
Nagle, raz, dwa i… Maja już leżała na moim brzuchu. Damian przecinał pępowinę. Ze wzruszenia drżały mu ręce, a ja w szoku krzyczałam: „Rób zdjęcia!”. Był dzielny do końca, choć widziałam, że wszystko bardzo przeżywa. Potem razem z położną poszedł myć, mierzyć i ważyć naszą córeczkę.
Maja ważyła 3 kg i 400 gramów, mierzyła 54 centymetrów i dostała 10 punktów w skali Apgar. W szpitalu przez cały czas była ze mną. Bardzo o nas dbano. O nic nie musiałam prosić, pielęgniarki same pytały, czy niczego nam nie trzeba.
Może dlatego tak dobrze wspominam swój poród. Nie było łatwo, ale tak naprawdę myślałam, że będzie gorzej. Pomogło mi pozytywne nastawienie, świadomość, że jestem odpowiedzialna za to, co dzieje się ze mną i z dzieckiem.
Bardzo ważna była obecność Damiana. Dla niego to również były niezapomniane chwile. Widział mój ból, przeżywał go razem ze mną i obserwował swoje dziecko, jak nagle wyskakuje z brzucha na świat. Dziś między nim a Mają jest bardzo silna więź.
Najtrudniejszy pierwszy rok
Najgorsze były pierwsze trzy miesiące. Po wyjściu ze szpitala byłam obolała, przygnębiona. Maja ciągle płakała, gryzła moje piersi. „I po co mi to było?”– myślałam. Nagle wszyscy pytali tylko o dziecko. A co ze mną? Czułam się nieważna…
Na szczęście kryzys nie trwał długo, powoli przyzwyczajałam się do nowych obowiązków. Kiedy po pół roku Maja przespała wreszcie całą noc, rano wpadłam w panikę, bo myślałam, że coś jej się stało.
Mała miała alergię pokarmową, więc znów musiałam przejść na dietę. Przez kilka miesięcy nie jadłam nic innego, tylko gotowanego kurczaka, marchewkę i chleb. Mimo to byłam pełna energii, bo wiedziałam, że robię to dla mojego dziecka.
Pewnego dnia w chwili załamania zadzwoniłam z płaczem do mamy i spytałam: „Kiedy to się skończy? Kiedy ona przestanie płakać, zacznie normalnie spać?”. A mama na to: „Zobaczysz, skończy roczek, będzie dobrze!”. I miała rację.
Czytaj również: 10 rzeczy, które każda młoda mama chciałaby usłyszeć!
Jak pokonać lęki na początku macierzyństwa? Oto rady mam, którym się to udało
Powrót do pracy po urodzeniu dziecka
Kiedy Maja skończyła półtora roku, poszłam do pracy – nowej, bo moją starą firmę zlikwidowano. Obiecałam sobie, że nie zmienię stylu życia. Dlatego Maja to takie cygańskie dziecko. Wszędzie ją zabieramy – na wycieczki, do znajomych, do kina, na basen.
Jest pogodna, zwariowana, otwarta. Kiedy awansowałam, przeprowadziłam się z Mają do Wrocławia. Kupiliśmy tam mieszkanie i Damian, który nadal pracuje w Warszawie, przyjeżdża do nas na soboty i niedziele. Mam nadzieję, że w przyszłości, uda nam się zrealizować nasze marzenie o małym domku gdzieś w górach.
miesięcznik "M jak mama"