Cukrzyca i kamienie nerkowe w ciąży. Podwójny happy end

2011-10-12 16:22

Nigdy nie sądziłam, że porody i dzieci mogą być tak różne, a ja pod względem medycznym będę trudnym przypadkiem... Chciałam mieć jedno dziecko. Skoro zdarzyło się drugie, to Bogu dzięki – mówi Marzena Chłystowska, mama prawie 4-letniego Szymona i 4-miesięcznej Zosi. – Pierwsza ciąża zapowiadała się dobrze. Na początku nic mi nie dolegało. Potem się zaczęło: cukrzyca ciążowa i kamienie nerkowe. Kilkakrotnie byłam w szpitalu, ale zawsze wracałam do pracy.

Ciąża z cukrzycą i kamieniami nerkowymi. Podwójny happy end

i

Autor: photos.com Ciąża z cukrzycą i kamieniami nerkowymi

Spis treści

  1. Poród przedwczesny cudem powstrzymany
  2. Wcześniak - nie wcześniak
  3. Druga ciąża na zwolnieniu
  4. Zimowa dziewczynka
  5. Podwójne macierzyństwo

Poród przedwczesny cudem powstrzymany

Gdy byłam w 32. tygodniu ciąży, odwiedziła mnie mama, która mieszka 100 km od Warszawy. Wieczorem odwiozłam ją do domu i zostałam na noc. Obudził mnie ból brzucha. Zaczęłam liczyć skurcze. Okazało się, że są co 3 minuty. Poczułam też, że dziecko zaczyna być niespokojne. Obudziłam mamę i powiedziałam, że musimy jechać do szpitala, bo chyba rodzę. Pojechałyśmy do najbliższego szpitala w Ostrowi Mazowieckiej. Tam lekarze powstrzymali poród przedwczesny. Po tygodniu trafiłam do Warszawy, do szpitala św. Zofii przy ul. Żelaznej. Wyniki były tak słabe, że na następny dzień zaplanowano cesarkę. Rano udało się jednak wyhamować akcję porodową. Przeleżałam tam miesiąc na podtrzymaniu ciąży. Czułam się źle. Rano słyszałam, że może wyjdę na kilka dni, a wieczorem znów zaczynały się bóle porodowe. Miałam mało wód płodowych, często robiono mi USG. Ostatnie zrobił znany lekarz. Powiedział, że dziecko nie rośnie, a maleje – o 500 g mniej od poprzedniego badania! Moja psychika nie poradziła sobie z tym – odeszły wody płodowe i zaczął się poród.

Wcześniak - nie wcześniak

To był lipiec, 36. tydzień ciąży. Urodziłam Szymona sama, bez cesarki. Był na pograniczu wcześniactwa – ważył 2510 g, mierzył 50 cm. Wszystkie dzieci dookoła były duże, a mój synek taki malutki! Gdy zobaczyłam go w ciuszkach o rozmiarze 62 cm, popłakałam się. Takie to było maleństwo, że żal patrzeć! Bartek, mój mąż, zaraz pojechał kupić mniejsze ubranka. Szymek nie musiał stale leżeć w inkubatorze, ale z powodu silnej żółtaczki był naświetlany i dostawał kroplówkę. Ja walczyłam o pokarm. Pół dnia spędzałam na przystawianiu dziecka do piersi, a resztę na pobudzaniu laktacji za pomocą laktatora. I po kilku dniach udało się! Do tego stopnia, że z powodu nawału pokarmu dostałam zapalenia piersi.Po tygodniu opuściliśmy szpital. Bałam się powrotu do domu, ale wszystko się poukładało, pogoiło. Szymon był jednak bardzo niespokojny. Pierwszej nocy oboje z mężem nie spaliśmy. A przez kilka następnych nie gasiliśmy światła, żeby co chwila sprawdzać, czy synek oddycha. Mały jadł w nocy co pół godziny, miał często kolki, wiercił się. Rano przed wyjściem do pracy Bartek usypiał go, żebym mogła odpocząć. Ale gdzie tam! Nie zdążył zejść po schodach, a Szymon już podnosił alarm. Starałam się wprowadzać stały rozkład dnia, rytuały przed zasypianiem. Nic nie pomagało. Z powodu jego kolek stosowałam drakońską dietę – ryż, ziemniaki, gotowana marchewka, kurczak, królik. Zero mleka, bo był alergikiem. Karmiłam piersią przez rok. Do pracy wróciłam, gdy synek miał pół roku. Jeśli chodzi o zasypianie, tak naprawdę dopiero teraz, po trzech latach, złapał swój rytm.

Druga ciąża na zwolnieniu

Za drugim razem niepotrzebne były żadne testy. Czułam, że jestem w ciąży, że nabrzmiewam. Już w pierwszych tygodniach miałam piersi jak karmiąca matka. Ciąża mijała przyjemnie, bez żadnych problemów. Tylko znów miałam cukrzycę ciążową i przybyło mi kamieni nerkowych. Tym razem nie musiałam leżeć w szpitalu, lecz pani doktor zdecydowała, że mam być na zwolnieniu. Nie wyrywałam się już do pracy. Ostatnie badanie USG wykazało, że dziecko waży 3850 g. Czułam, że będę miała problem z porodem. Lekarz zdecydował jednak, że mam urodzić sama, a poród trzeba przyspieszyć, bo mogą być komplikacje. Przez tydzień leżałam więc szpitalu – tym razem na wywołaniu, a nie podtrzymaniu. Dostawałam środki przyspieszające akcję porodową. Bez skutku. Mój tata stwierdził później, że Zosia czekała na moje urodziny.

Zimowa dziewczynka

I tak 17 grudnia o poranku dostałam skurczy. Miałam rozwarcie na 10 palców, przeszłam wszystkie bóle porodu naturalnego, ale nie mogłam urodzić. Zosia źle wstawiała główkę w kanał rodny. W końcu zapadła decyzja o cesarce. Zosię wyjęto po przeszło godzinie, ważyła 4040 g.W szpitalu spędziłyśmy tydzień. Nadeszła Wigilia. Do ostatniej chwili czekałyśmy na decyzję – wyjdziemy czy nie. W końcu usłyszałam, że możemy się pakować. Całe szczęście, bo chybabym stamtąd uciekła. Przyjechałyśmy dokładnie na wieczerzę. Niewiele z niej pamiętam, poza tym że Bartek postarał się o św. Mikołaja dla Szymona. Żeby nie było mu smutno po 2 tygodniach bez mamy.

Podwójne macierzyństwo

Gdy byłam w drugiej ciąży, marzyłam o dziewczynce – i to się spełniło. Mam syna i córkę. Ale podwójne macierzyństwo przy małej różnicy wieku między dziećmi nie jest proste. Podzieliliśmy się z mężem obowiązkami. Ja większość czasu spędzam z Zosią, a Bartek z Szymkiem. Mały przyjął siostrę bardzo dobrze, ale musi czuć, że któryś rodzic jest bardziej dla niego. Mąż zwykle kładzie go spać i czyta mu bajki. Razem się bawią, chodzą na spacery. Ja zostałam nieco z boku. Ojciec i syn mają już swoje męskie sprawy...Zosia przez pierwsze dwa miesiące też często w nocy się budziła, ale potem zaczęła przesypiać po 5–6 godzin. To prawdziwy luksus! Przy niej jem to, na co mam ochotę i na szczęście nie jest tak absorbująca jak brat. Może natura tak to urządza, że gdy ma się dwoje dzieci, jedno jest spokojniejsze, by było łatwiej? Różowo nie jest – jeździmy z małą po lekarzach, głównie do neurologa, leczymy pozostałości po trudnym porodzie – ale wierzę, że wszystko będzie dobrze.  

miesięcznik "M jak mama"