Dostałaś skierowanie na oddział patologii ciąży? Nie martw się! Co piąta kobieta w ciąży otrzymuje zalecenie leżenia w łóżku. Krótszego lub dłuższego, w zależności od zagrożeń. W trosce o dziecko i jego mamę lekarze niekiedy podejmują też decyzję o pozostawieniu przyszłej mamy w szpitalu.
Dla aktywnej kobiety leżenie w szpitalnym łóżku, zwłaszcza w czasie pandemii, gdy odwiedziny są ograniczone, oznacza walkę z nudą, rozdrażnieniem, ograniczeniem i tęsknotę za znajomymi, ulubionymi miejscami i nawet zwyczajnym wyjściem do sklepu. A przetrwanie kryzysu i pomyślne dotrwanie do finału zależy w dużej mierze od nastroju i formy kobiety.
Dlatego zamiast pomstować na niesprawiedliwość losu i wściekać się na wszystkich dookoła, lepiej zadbać o swoją formę i uwolnić się od ponurych myśli. Przyszłe mamy opowiadają, jak poradziły sobie na patologii ciąży.
Spis treści
Oswajam szpital
- Aneta, 27 lat, 22 tydzień ciąży:
- Zadbałam o to, by dobrze czuć się w szpitalnym łóżku – mąż przyniósł mi domowe jaśki, które pomagają wybrać wygodną pozycję. Mam swoją małą lampkę nocną, która dotąd stała w małżeńskiej sypialni. Dużo czytam – znajomi podrzucają mi regularnie prasę i książki. To dobra okazja, by nadrobić zaległości w lekturze.
Znam na oddziale każdy kąt, wciągnęło mnie obserwowanie przez okno przechodniów. Kiedy któregoś dnia okazało się, że w tym szpitalu rodziła też moja babcia, postanowiłam poznać jego historię. W internecie znalazłam zdjęcia i wspomnienia jeszcze w czasów wojny!
Spacerując po szpitalnym ogrodzie, zastanawiam się, jak tutaj radziły sobie kobiety dawniej. Rozmawiam z dzidziusiem, dzielę się z nim wrażeniami (ale tylko dobrymi). Planuję kolejne dni: obmyślam, w co się ubiorę (choć to tylko inna piżama), co przeczytam itp. Dzięki temu jutro nie kojarzy mi się z niewiadomą.
Piszę dziennik
- Paulina, 32 lata, 33 tydzień ciąży:
- Po dwóch tygodniach gapienia się w sufit i pretensji do świata musiałam pogodzić się z faktem, że nie wyjdę przed porodem. Łóżka obok mnie były zajęte przez kilka dni, a potem następowała zmiana. Dziewczyny opowiadały mi o sobie, rozmawiały przez telefon, patrzyłam na ich bliskich i odkryłam, że każda była niezwykłą kobietą, tak różną od pozostałych!
A jednocześnie wiele nas łączyło. Postanowiłam pisać dziennik. O nich, ale też o lekarzach, z których każdemu nadałyśmy zabawny pseudonim. Zebrało się już tego całkiem sporo. I piszę już bezwzrokowo, co z pewnością przyda mi się, kiedy wrócę do pracy.
Pocieszam inne kobiety
- Maria, 30 lat, 36 tydzień ciąży:
- Najpierw tylko płakałam. Ale kiedy poznałam historie moich współtowarzyszek niedoli, okazało się, że nie mam tak źle. Są takie, które nie mogą wziąć prysznica! Przypomniałam sobie zdanie mojego lekarza: „Pobyt tutaj to nie wyrok. To szansa”. I powtarzam je płaczącym dziewczynom.
Widzę, że działa to i na nie, i na mnie samą. Bo kiedy pocieszam koleżankę, to muszę to robić z przekonaniem. Więc bardzo wierzę w to, co mówię. Jestem w szpitalu już 7. tydzień, znam personel, więc podpowiadam dziewczynom, o co mają pytać. Czasem czuję się jak jeden z lekarzy. Poczucie, że jestem potrzebna innym, dodaje mi energii i optymizmu.
Nie izoluję się
- Gabriela, 34 lata, 29 tydzień ciąży:
- Po kilku dniach wysłuchiwania biadolenia miałam dosyć i chciałam się odizolować. Może słuchawki? – myślałam. Ale szybko zorientowałam się, że dziewczyny nie tylko wymieniają się medycznymi informacjami, ale też opowiadają fantastyczne historie, dowcipy. A ja wychodzę na niesympatyczną i gburowatą, a na domiar złego jestem sama ze swoimi rozterkami, bólem i niewygodą.
Dzięki włączeniu się do rozmów wiem, jak poradzić sobie z drętwiejącymi stopami i do której łazienki jest najmniejsza kolejka. Postanowiłam zakładać słuchawki tylko wtedy, gdy rozmowy schodzą na niebezpieczne tory i dziewczyny zaczynają snuć katastroficzne wizje. Wtedy mówię: „Pora na relaks” i włączam muzykę.
Od kiedy uczestniczę we wspólnych rozmowach, nie zamęczam już męża narzekaniem. Kiedy dzwoni, mówię: „Radzę sobie”. I naprawdę w to wierzę!
Dbam o siebie jak nigdy dotąd
- Iwona, 29 lat, 32 tydzień ciąży:
- Do szpitala trafiłam nagle, w 28 tygodniu ciąży, w drodze z pracy złapały mnie silne skurcze. Zamiast romantycznej kolacji z mężem były badania i strach. Po okresie buntu zaczęłam baczniej przyglądać się swojemu ciału: suche stopy, włosy bez połysku, a te paznokcie… I przyszło olśnienie.
Mogę robić to, na co w domu nie było czasu. Kazałam sobie przywieźć pokaźny kuferek z kosmetykami: maseczki, odżywki, pilniczki – wszystko! Rytm badań jest dosyć przewidywalny, więc bez pośpiechu przywracam ciału dawną urodę. Podziałało! Z przyjemnością patrzę w lustro, z dobrym skutkiem walczę z rozstępami, robię manicure koleżankom z sali, eksperymentujemy z fryzurami. Mam lepsze samopoczucie, bo jestem zadbana.
miesięcznik "M jak mama"