Patologia ciąży - wspomnienia z pobytu i rady innych mam

2022-01-28 9:31

Pobyt na oddziale patologii ciąży to ciężki okres dla przyszłej mamy. Już sama nazwa: "oddział patologii ciąży" nie nastraja pozytywnie. A jest jeszcze lęk o dziecko i perspektywa spędzenia w szpitalu kolejnych tygodni. Zobacz, jak przetrwać na oddziale patologii ciąży.

jak przetrwać na oddziale patologii ciąży.

i

Autor: Getty images Jak przetrwać na oddziale patologii ciąży?

Dostałaś skierowanie na oddział patologii ciąży? Nie martw się! Co piąta kobieta w ciąży otrzymuje zalecenie leżenia w łóżku. Krótszego lub dłuższego, w zależności od zagrożeń. W trosce o dziecko i jego mamę lekarze niekiedy podejmują też decyzję o pozostawieniu przyszłej mamy w szpitalu.

Dla aktywnej kobiety leżenie w szpitalnym łóżku, zwłaszcza w czasie pandemii, gdy odwiedziny są ograniczone,  oznacza walkę z nudą, rozdrażnieniem, ograniczeniem i tęsknotę za znajomymi, ulubionymi miejscami i nawet zwyczajnym wyjściem do sklepu. A przetrwanie kryzysu i pomyślne dotrwanie do finału zależy w dużej mierze od nastroju i formy kobiety.

Dlatego zamiast pomstować na niesprawiedliwość losu i wściekać się na wszystkich dookoła, lepiej zadbać o swoją formę i uwolnić się od ponurych myśli. Przyszłe mamy opowiadają, jak poradziły sobie na patologii ciąży.

Spis treści

  1. Oswajam szpital
  2. Piszę dziennik
  3. Pocieszam inne kobiety
  4. Nie izoluję się
  5. Dbam o siebie jak nigdy dotąd
M jak mama: Zwolnienie lekarskie w ciąży

Oswajam szpital

- Zadbałam o to, by dobrze czuć się w szpitalnym łóżku – mąż przyniósł mi domowe jaśki, które pomagają wybrać wygodną pozycję. Mam swoją małą lampkę nocną, która dotąd stała w małżeńskiej sypialni. Dużo czytam – znajomi podrzucają mi regularnie prasę i książkiTo dobra okazja, by nadrobić zaległości w lekturze.

Znam na oddziale każdy kąt, wciągnęło mnie obserwowanie przez okno przechodniów. Kiedy któregoś dnia okazało się, że w tym szpitalu rodziła też moja babcia, postanowiłam poznać jego historię. W internecie znalazłam zdjęcia i wspomnienia jeszcze w czasów wojny!

Spacerując po szpitalnym ogrodzie, zastanawiam się, jak tutaj radziły sobie kobiety dawniej. Rozmawiam z dzidziusiem, dzielę się z nim wrażeniami (ale tylko dobrymi). Planuję kolejne dni: obmyślam, w co się ubiorę (choć to tylko inna piżama), co przeczytam itp. Dzięki temu jutro nie kojarzy mi się z niewiadomą.

Piszę dziennik

- Po dwóch tygodniach gapienia się w sufit i pretensji do świata musiałam pogodzić się z faktem, że nie wyjdę przed porodem. Łóżka obok mnie były zajęte przez kilka dni, a potem następowała zmiana. Dziewczyny opowiadały mi o sobie, rozmawiały przez telefon, patrzyłam na ich bliskich i odkryłam, że każda była niezwykłą kobietą, tak różną od pozostałych!

A jednocześnie wiele nas łączyło. Postanowiłam pisać dziennik. O nich, ale też o lekarzach, z których każdemu nadałyśmy zabawny pseudonim. Zebrało się już tego całkiem sporo. I piszę już bezwzrokowo, co z pewnością przyda mi się, kiedy wrócę do pracy.

Pocieszam inne kobiety

- Najpierw tylko płakałam. Ale kiedy poznałam historie moich współtowarzyszek niedoli, okazało się, że nie mam tak źle. Są takie, które nie mogą wziąć prysznica! Przypomniałam sobie zdanie mojego lekarza: „Pobyt tutaj to nie wyrok. To szansa”. I powtarzam je płaczącym dziewczynom.

Widzę, że działa to i na nie, i na mnie samą. Bo kiedy pocieszam koleżankę, to muszę to robić z przekonaniem. Więc bardzo wierzę w to, co mówię. Jestem w szpitalu już 7. tydzień, znam personel, więc podpowiadam dziewczynom, o co mają pytać. Czasem czuję się jak jeden z lekarzy. Poczucie, że jestem potrzebna innym, dodaje mi energii i optymizmu.

Nie izoluję się

- Po kilku dniach wysłuchiwania biadolenia miałam dosyć i chciałam się odizolować. Może słuchawki? – myślałam. Ale szybko zorientowałam się, że dziewczyny nie tylko wymieniają się medycznymi informacjami, ale też opowiadają fantastyczne historie, dowcipy. A ja wychodzę na niesympatyczną i gburowatą, a na domiar złego jestem sama ze swoimi rozterkami, bólem i niewygodą.

Dzięki włączeniu się do rozmów wiem, jak poradzić sobie z drętwiejącymi stopami i do której łazienki jest najmniejsza kolejka. Postanowiłam zakładać słuchawki tylko wtedy, gdy rozmowy schodzą na niebezpieczne tory i dziewczyny zaczynają snuć katastroficzne wizje. Wtedy mówię: „Pora na relaks” i włączam muzykę.

Od kiedy uczestniczę we wspólnych rozmowach, nie zamęczam już męża narzekaniem. Kiedy dzwoni, mówię: „Radzę sobie”. I naprawdę w to wierzę!

Dbam o siebie jak nigdy dotąd

- Do szpitala trafiłam nagle, w 28 tygodniu ciąży, w drodze z pracy złapały mnie silne skurcze. Zamiast romantycznej kolacji z mężem były badania i strach. Po okresie buntu zaczęłam baczniej przyglądać się swojemu ciału: suche stopy, włosy bez połysku, a te paznokcie… I przyszło olśnienie.

Mogę robić to, na co w domu nie było czasu. Kazałam sobie przywieźć pokaźny kuferek z kosmetykami: maseczki, odżywki, pilniczki – wszystko! Rytm badań jest dosyć przewidywalny, więc bez pośpiechu przywracam ciału dawną urodę. Podziałało! Z przyjemnością patrzę w lustro, z dobrym skutkiem walczę z rozstępami, robię manicure koleżankom z sali, eksperymentujemy z fryzurami. Mam lepsze samopoczucie, bo jestem zadbana.

miesięcznik "M jak mama"