To nieprawda, że w ciąży nie trzeba badać piersi. Dlaczego trzeba iść koniecznie na USG?

2022-04-05 15:10

W opinii wielu lekarzy, zmiany w gruczole piersiowym w okresie oczekiwania na dziecko są naturalne i niegroźne. Tymczasem badanie USG piersi w czasie ciąży, a także w czasie laktacji, to jedno z najważniejszych badań profilaktycznych w kierunku raka piersi.

To nieprawda, że w ciąży nie trzeba nadać piersi.

i

Autor: Getty images Dlaczego trzeba iść koniecznie na USG?

Badanie USG piersi w ciąży wielu lekarzy uważa za niemiarodajne. Ich zdaniem, pod wpływem hormonów ciążowych w piersiach zachodzą zmiany, które są naturalnym objawem ciąży. Niekiedy zmiany mogą jednak niepokoić przyszłą mamę i wtedy należy udać się do specjalisty.

Niestety zdarza się, że gdy przyszła mama udaje się na badanie USG piersi, spotyka się z niechęcią lekarza, który bagatelizuje problem bądź też odsyła ją na powtórne badanie po zakończeniu laktacji.

Spis treści

  1. Historia Lidii potwierdza statystyki
  2. Radiolodzy z dystansem do ciężarnych
  3. Poczekajmy do zakończenia lakatacji
  4. Leczenie i mastektomia
  5. Gdyby diagnoza była postawiona wcześniej
Jak badać piersi?

Historia Lidii potwierdza statystyki

Tak było w przypadku Lidii Dyndor, która mimo licznych nowotworów w rodzinie, miała trudności z przekonaniem lekarza o zasadności przeprowadzenia USG piersi w ciąży. Dziś jest po mastektomii, bo jej przypadek potwierdza to, co mówią statystyki: u coraz większej liczby kobiet, także tych w ciąży, diagnozuje się raka piersi ponieważ często przegapia się jego pierwsze objawy już w okresie ciąży i laktacji.

Lidka postanowiła mówić wszystkim o tym, że w czasie ciąży i karmienia piersią trzeba badać piersi, dlatego zgodziła się na sesję fotograficzną w ramach akcji #Pomacaj się. Stworzyły ją dwie pozytywnie zakręcone fotografki, które pokazują, że piękno kobiety nie umiera wraz z mastektomią.

Radiolodzy z dystansem do ciężarnych

- To była moja trzecia ciąża. Od 7 miesiąca czułam ból w piersi, który przechodził od brodawki aż do ramienia. Ból się utrzymywał, nie mijał, więc powiedziałam o nim swojej pani ginekolog - wspomina Lidka.

Lekarka skierowała przyszłą mamę na USG. Znała Lidkę od lat, prowadziła jej poprzednie ciąże i wiedziała, że kobieta jest w grupie ryzyka. Mama Lidki zmarła na raka jajnika, siostra mamy zachorowała na raka piersi i miała stwierdzoną mutację genu BRCA-1, podobnie jak jej córka, czyli siostra cioteczna Lidki.

W rodzinie zdarzały się nowotwory piersi i jajnika, dlatego Lidka zrobiła testy genetyczne, które początkowo nie wykryły posiadanej przez nią tej samej, co reszta rodziny, mutacji. Mimo to regularnie się badała. Niestety zarówno w tej, jak i w poprzednich ciążach, radiolodzy podchodzili do badań z rezerwą. Bo przecież: „w ciąży piersi się zmieniają i przez to trudno się je bada…”.

Czytaj również: Jajniki: funkcje. O czym świadczy ból jajników?

Mastopatia: co to jest i jak ją leczyć?

Poczekajmy do zakończenia lakatacji

- Tak było i tym razem. Gdy weszłam do gabinetu USG będąc prawie w 9 miesiącu ciąży, lekarz zareagował: "Przecież Pani jest w ciąży!", a ja poczułam się jak intruz. Dopiero, kiedy powiedziałam mu o licznych zachorowaniach na raka u kobiet w mojej rodzinie i o bólu w prawej piersi, rozpoczął badanie… od lewej – mówi Lidka.

Nic nie znalazł, więc z miną: „A nie mówiłem?” zaczął badanie prawej. Jednak wyraz twarzy mu się zmieniał wraz z liczbą guzów, które odkrywał na ekranie USG.

- Powiedział, że widzi 4 guzy, ale że to nie musi oznaczać nic złego – wspomina nasza bohaterka. - I że musiałabym mieć wyjątkowego pecha, żeby mieć cztery guzy i to cztery złośliwe. To niesamowite, ale to stwierdzenie bardzo mnie uspokoiło.

Lidka postanowiła pokazać wyniki badań ginekolog, ale zanim nadszedł termin wizyty, zaczęła rodzić. Napisała więc tylko maila, na którego otrzymała kolejną uspokajającą odpowiedź: „Proszę przyjść na planową wizytę 6 tygodni po porodzie. Wtedy omówimy dalsze postępowanie związane z diagnostyką zmian w piersi”.

Tak też się stało. Półtora miesiąca po porodzie zgłosiła się na wizytę. - To niebywałe, ale sama musiałam zapytać o moje guzy, choć wyniki USG leżały na biurku! Potem ginekolog przyznała, że wcześniej, gdy ostrzegała kogoś przed rakiem i kierowała na dodatkowe badania, spotykała się z oburzeniem, że „po co straszyć" – mówi Lidka. - Chyba to wpłynęło na to, że błędnie oceniła mój stan.

Kazała mi odczekać 3 miesiące, aby piersi przystosowały się do laktacji i powtórzyć USG. O to mam do niej największy żal, bo znając moją historię rodzinną i mając opis guzów, nie powinna kazać mi tyle czekać - dodaje.

Czytaj również: Ciąża po leczeniu onkologicznym: nowoczesne metody zachowania płodności

Rak a ciąża: nie musisz wybierać między życiem swoim a dziecka [Wywiad z Martą Ozimek-Kędzior z Fundacji Rak'n'Roll]

Leczenie i mastektomia

Lidka odczekała trzy miesiące. Wtedy okazało się, że guzy są dużo większe i jest ich już pięć. Zlecono jej biopsję, która wykazała zaawansowany nowotwór piersi. Lidka trafiła do Centrum Onkologii na warszawskim Ursynowie.

- Najgorsze były te dni, kiedy wiedziałam już o raku, ale czekałam jeszcze na decyzję dotyczącą mojego leczenia. Miałam trójkę dzieci, w tym pięciomiesięczne, które karmiłam piersią, nie wiedziałam kompletnie, co będzie ze mną dalej i czy moje dzieci będą mnie w ogóle pamiętać… - mówi Lidka.

Lidka dostała chemioterapię przedoperacyjną, tzw. czerwoną, najbardziej inwazyjną i białą – mniej agresywną. W tym czasie okazało się, że guzy zajmują 2/3 piersi i że są też zajęte węzły chłonne. Zdiagnozowano też raka zapalnego, co sprawiło, że jedynym wyjściem była całkowita mastektomia prawej piersi. Testy genetyczne – dużo dokładniejsze niż pierwsze, wykazały obecność dwóch mutacji genów BRCA-1 i NBN.

- Dlatego profilaktycznie, kilka miesięcy po mastektomii zdecydowałam się na usunięcie jajników i jajowodów oraz na profilaktyczną mastektomię lewej piersi – wyznaje Lidka. – Czekam teraz na rekonstrukcję, bo aby ją mieć, musi minąć minimum rok od zakończenia radioterapii. Po chemii uzupełniającej tzw. kapecytabinie, którą dostałam korzystając z nowych zaleceń z 2019 roku, mogę powiedzieć, że zakończyłam leczenie.

Warto wiedzieć

Z najnowszych danych wynika, że aż 75 proc. przypadków raka piersi jest diagnozowanych po porodzie. To oznacza, że zostały one przegapione w ciąży. Diagnostyka u ciężarnych jest opóźniona przeważnie o 2 do 7 miesięcy od pojawienia się pierwszych symptomów.

Opóźnienie rozpoznania o 6 miesięcy wpływa na zwiększenie liczby osób z przerzutami do węzłów chłonnych o ponad 5 proc., co wiąże się ze zdecydowanie gorszym rokowaniem.

dane: Konferencja Fundacji Rak&Roll oraz Philips

Gdyby diagnoza była postawiona wcześniej

Lidka jest przekonana, że gdyby została zdiagnozowana w czasie ciąży, a nie 5 miesięcy po porodzie, udałoby się ocalić węzły chłonne. – Poszłam do przychodni, w której miałam prowadzona ciążę – to duża, prywatna sieć, żeby opowiedzieć, co się stało.

Nie chodziło mi nawet o to, żeby ktoś wziął odpowiedzialność za moją chorobę, ale o to, żeby zmienić podejście lekarzy do przeprowadzania badań USG piersi u ciężarnych i karmiących kobiet – mówi Lidka. – Zapytano mnie, czego oczekuję, więc powiedziałam, że szkolenia dla lekarzy. Żeby radiolodzy nie bagatelizowali kobiet w ciąży, tylko je badali tak, jakby nie były w ciąży.

Lidka chce też powiedzieć innym kobietom, że ciąża i laktacja nie chronią przed rakiem piersi. Owszem badania dowodzą, że kobiety karmiące piersią rzadziej chorują na premenopauzalnego i postmenopauzalnego raka piersi, ale ryzyko to nie jest równe zeru. - Kobiety muszą mieć pewność, że zostaną przebadane. Bo wiele z nich nie jest tak upartych ani świadomych zagrożenia, aby z uporem maniaka drążyć temat – tłumaczy Lidka.  

Dlatego zdecydowała się na sesję zdjęciową w ramach akcji #Pomacaj się. Ogłoszenie o niej znalazła na portalu społecznościowym, który w okresie leczenia był dla niej głównym źródłem wiedzy i wsparcia. Zobaczyła fotografię – przepiękny akt kobiety po mastektomii i wiedziała, że też musi mieć takie zdjęcie.

- Jak każda kobieta wstydziłam się swojego ciała, a po amputacji piersi, tym bardziej. Nie wiem, czy to choroba dodała mi sił, czy poczucie misji, ale zgłosiłam się. Mam fantastyczne zdjęcia, na których czuję się piękną kobietą. Dziewczyny z #Pomacaj się - fotografki z MOOi Studio​: Anna Szołucha i Gosia Lakowska są pełne pasji do tego co robią, a praca z nimi była dla mnie kolejną terapią po chemii i naświetlaniach – uśmiecha się nasza bohaterka.  

Czytaj również: Choroby nowotworowe u kobiet w ciąży - typy raka, rokowania, leczenie