Gdy czytam teksty o letnich obozach, przypominają mi się te, na które jeździłam w dzieciństwie. Chrzest kolonijny chyba nie zrobił na mnie większego wrażenia, ponieważ... w ogóle go nie pamiętam. Pewnie było jakieś chodzenie po szyszkach i jedzenie czegoś w stylu koncentrat pomidorowy z cukrem i magi, ale całowanie kolana Neptuna? Nie przypominam sobie. Może to dlatego, że na pierwszych koloniach byłam nad Zegrzem, pewnie musiałam oddać hołd nimfie wodnej, a nie bogowi morza (znalazłam dyplom, chrztu nie udzielała rusałka, tylko "Paskuda z Zalewu Zegrzyńskiego").
Główne wspomnienie z pierwszych kolonii? Na pewno nie chrzest
Chrzest kolonijny to coś, czego w ogóle nie pamiętam, podobnie jak innych kolonijnych atrakcji - o tym, ze brałam udział m.in. w spartakiadzie czy rewii mody przypominają mi liczne dyplomy, zgromadzone przez lata wyjazdów.
Co więc pamiętam? Z pierwszego wyjazdu to, że zgubiłam piterek, w którym miałam legitymację, pieniądze itp., znalazł ją chłopak ze starszej grupy i musiałam powiedzieć, co jest w środku, aby mi oddał. Zginął mi też piesek, taki co go można przypiąć gdzieś łapkami. Mam go do dziś, ale nie wiem, jak się w końcu odnalazł.
W któryś weekend rodzice przyjechali mnie odwiedzić i... wracaliśmy do domu już razem. Być może dlatego na kolejne kolonie jeździłam już nad morze - Zegrze, gdzie byłam na pierwszym wyjeździe, jest rzut beretem od Warszawy. Pamiętam jeszcze, że nie zabraliśmy wtedy moich rzeczy, przyjechały razem z dziećmi, wracającymi z kolonii.
Przeczytaj także: Pakowanie dziecka na obóz to twój koszmar? Mamy 8 cennych wskazówek
Stracone monety i dziwaczne pamiątki
Mam też miks różnych wspomnień. Dyżury na stołówce, kulki z białego sera i masło pokrojone w kosteczki, plastikowe dzbanki z herbatą albo kompotem. Kontrole porządku i ciężkie koce, którymi trzeba było przykryć łóżko. Plażowanie, specjalne "letnie" ręczniki, kupowane na Stadionie Dziesięciolecia (ja miałam takie zwyczajne, z Myszką Miki itp., ale starsi panowie na plaży mieli np. z dolarem albo kobietą topless). W mojej głowie jest też testowanie smaków past do zębów (do dziś pamiętam tą colową) i kupowanie na straganach dziwacznych pamiątek (ludziki z muszelek, słoiczki z piaskiem i tym podobne). I jeszcze te automaty! Ile straconych monet, a mogły wypaść wszystkie i uczynić mnie bogatą...
Ślad po moich wyjazdach to nie tylko pamiątkowe dyplomy. Mam też listy, które pisałyśmy do siebie z koleżankami (papeteria już trochę wyblakła, ale pozwala wrócić do czasów beztroski), ale i zdjęcia. Nie pamiętam, czy zabierałam aparat z domu czy kupowałam na koloniach ten jednorazowy (na pewno raz tak było, ale czy zawsze?), ale album jest zapełniony wspomnieniami z Dziwnowa, Kątów Rybackich, Niechorza i innych miejsc, gdzie latem znikałam na trzy tygodnie.
Przeczytaj także: Wielu rodziców robi tak latem, chcąc chronić skórę dziecka. Dermatolog: "to jest ewidentny błąd"
Jak kolonie to i śluby
Pamiętam też różne scenki. Jak idziemy gdzieś po łące (?) i śpiewamy "Orła cień". Są też piosenki kolonijne, których słowa wciąż mam w głowie. Brudnego kolana Neptuna nie pamiętam, ale "Na kolonii życie płynie..." odśpiewam obudzona w środku nocy.
Ach, jeszcze dyskoteki i śluby kolonijne! Pamiętam to strojenie i przygotowywanie kreacji z prześcieradeł Nie mam zielonego pojęcia, kto był moim "mężem", ale te stroje i wielkie pieczątki ośrodka na powłoczkach wciąż są w mojej głowie.
A chrzest? Nawet jeśli wtedy był czymś nieprzyjemnym, dziś te pokrzywy już nie bolą. Moja córka przez ten rytuał tez przeszła bez szwanku - na zdjęciach jest raczej rozbawiona, a nie zmartwiona. Na obozy jeździ chętnie, a ja zbieram dyplomy i inne pamiątki. Może za jakiś czas też będzie gdzieś opisywała swoje wspomnienia?
Przeczytaj także: Dzieci w upały praktycznie mieszkają w fontannach. Ale po tym tekście już nigdy na to nie pozwolisz