Moja trzyletnia córka T. ma teraz obecnie fazę na 2 rzeczy: kosmos i nożyczki. Dostała więc nożyczki w planety i cięcie jest jej ulubionym zajęciem. A moim, niekoniecznie ulubionym, ale najczęstszym, jest zbieranie skrawków, ścinków, drobinek rozścielonych na dywanie i rozniesionych na cały dom.
Robię to kilka razy dziennie: najpierw groźbą i prośbą namawiając do współpracy przy sprzątaniu dziecko, później męża, a później psiocząc w czasie zbierania tych śmieci samodzielnie.
Kiedy na głowie ma się dziecko na kwarantannie, chorego męża, dom i pracę, to nawet takie drobiazgi jak kilkuminutowe zbieranie ścinków mogą zepsuć humor do końca dnia, szczególnie, że nie jest to jedyny drobiazg. Tylko dziesiąty. Albo setny. Jak poradzić sobie z takimi sytuacjami tak, żeby nie obciążały ani rodziców, ani dzieci popsutym humorem i kłótnią?
Podpowiedź znalazłam w książce „Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały”. Autorki (Joanna Faber, Julie King) opisują tam sposoby zapobiegania konfliktom, między innymi przez uznanie uczuć dziecka, wyjaśnienie oczekiwań i własnych uczuć, dostosowanie wymagań do wieku i umiejętności dziecka oraz wspólne wypracowywanie rozwiązań.
W pierwszej chwili pomyślałam:
- Już to widzę! Rozwiązywanie problemów wspólnie z trzylatką!
A później (ponieważ, to nie pierwszy raz, kiedy się pomyliłam zbyt pochopnie oceniając poradniki „amerykańskich naukowców”) spróbowałam…
W spokojnej chwili, nie wtedy kiedy obie byłyśmy zdenerwowane tymi ścinkami papieru, powiedziałam córce, że wiem jak lubi ciąć kartki, szczególnie nowymi nożyczkami. Ale bardzo nie lubię zbierać tych kawałków papieru w całym domu, kiedy nikt mi nie pomaga i że wtedy jestem zła. Zapytałam wprost: co możemy zrobić, żeby ona się dobrze bawiła, a ja się nie denerwowała.
Najpierw nie rozumiała, ale kiedy sama zaproponowałam parę rozwiązań, przyłączyła się i razem wymyśliłyśmy i oceniłyśmy parę pomysłów:
- nie ciąć kartek (nie ma mowy, sam pomysł zasmucił małą)
- ciąć kartki rzadziej („A co to znaczy rzadziej?”)
- ciąć kartki tylko przy stoliku („Lubię na podłodze”)
- „Tata pozbiera” (nie musiałam pytać, byłby przeciwny)
- ciąć kartki tylko na kocu i później go razem sprzątać (może?)
- ciąć kartki tylko razem z mamą (tu ja nie byłam chętna, aby kilka razy dziennie z tym walczyć)
- sklejać kartki (mało realne)
Powiedziałam, że może spróbujemy więc coś rozkładać na podłodze i na tym zakończyłyśmy rozmowę.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy wczoraj T. zawołała:
- Mamo, musisz mi tu rozłożyć coś!
Właśnie brała się za cięcie kartki i pamiętała, że miałyśmy rozkładać koc, zanim się za to weźmie. Byłam zaskoczona i dumna! Serio!
Co prawda później nie pomogła mi sprzątnąć, ale wytrzepanie koca zajęło mi 15 sekund.
Mam więc dla was mamy takie rady:
- próbujcie rozwiązywać problemy, a nie czekajcie aż wpłyną one na was i na dzieci
- pozwalajcie to robić również dzieciom, zaufajcie im
- czytajcie poradniki, nawet jeżeli dacie radę przejrzeć tylko 2 kartki przed zaśnięciem jak ja, bo może to wam uratować nastrój kolejnego dnia.