Konflikty na tle teściowa-synowa to klasyk gatunku, a gdy rodzą się dzieci, robi się jeszcze ciekawiej. Młodzi, aktywni zawodowo rodzice często potrzebują pomocy od dziadków w wychowywaniu dzieci. Wszyscy jesteśmy im za nią wdzięczni, ale niektóre osoby ze starszego pokolenia czują wtedy przyzwolenie do całkowitej ingerencji w metody wychowawcze swoich dzieci.
W takich momentach nietrudno o konflikt. Jedna z naszych czytelniczek delikatnie zwróciła uwagę teściowej, jednak to nie wystarczyło, bo ona już wpłynęła na postawę 7-letniego syna naszej czytelniczki. Poszło o gnębiącego go kolegę, któremu babcia poradziła "przywalić" przy wszystkich. Pewnie sama nie zdawała sobie sprawy, jakich kłopotów narobi przez to małemu chłopcu i jego rodzicom.
Poniżej publikujemy list naszej czytelniczki.
Zobacz też: Jeśli twoja tak nie robi, jesteś szczęściarą. 12 konfliktów z teściowymi po narodzinach dziecka
Spis treści
- "Trzeba mu przywalić przy wszystkich" - poradziła babcia
- "Babci jest wstyd i żałuje. I co mi z jej żalu?"
- Przemoc nigdy nie jest rozwiązaniem
"Trzeba mu przywalić przy wszystkich" - poradziła babcia
Piszę to, żeby ostrzec innych rodziców. Starsze pokolenie nie powinno mieć za dużo do powiedzenia przy wychowywaniu dzieci. Babcie i dziadkowie są w ich życiu ważni, a nam rodzicom pomocni, ale trzeba te kontakty na bieżąco kontrolować. Ja o tym zapomniałam i traktowałam "mądrości" teściowej z przymrużeniem oka, a teraz latam z synem po psychologach, tłumaczę się w szkole i chodzę na cykliczne spotkania z pedagogiem szkolnym, który chyba bada, czy my sami jesteśmy normalni. Szkoda, że kochanej babuni nikt tam nie zaprasza. Ale od początku.
Teściowa nigdy nie była z tych, które szły z duchem czasu. Zawsze kochała rzucać mądrościami z lat 80-tych, które ja jednym uchem wpuszczałam, a drugim wypuszczałam, uznając ją za niegroźną osobę, która w sumie nie chce źle. Ale zapomniałam o tym, że moje dziecko dorasta i może już nie mieć tyle rozsądku w interpretacji słów babci.
Któregoś razu, gdy wróciliśmy z mężem z pracy, syn którego babcia odbiera ze szkoły opowiadał o kolejnym konflikcie ze szkolnym rozrabiaką. Tamten chłopczyk od kilku tygodni gnębił mojego Antka, co wielokrotnie zgłaszałam wychowawczyni. Babcia od razu uraczyła nas swoimi radami. "Na takiego to nie ma innego sposobu. Trzeba mu przywalić przy wszystkich, to przestanie do ciebie fikać". W tym momencie zaczęła instruować mojego syna, o tym gdzie bić, będąc mniejszym i słabszym, żeby poszło skutecznie. Mój mąż tylko głupio się śmiał, a ja nie mogłam tego słuchać. "Co też mama za głupstwa opowiada, nie wolno nikogo bić. Nie słuchaj babci synku, ona żartuje" - powiedziałam i do dziś pluję sobie w brodę, że tak delikatnie to ujęłam.
"Babci jest wstyd i żałuje. I co mi z jej żalu?"
Bo co się stało? Ano, syneczek, jak to z dziećmi bywa posłuchał mądrej rady babci. Kopnął tamtego nieznośnego chłopaka w krocze, a gdy tamten zwił się z bólu dodatkowo go popchnął. "Kolega", który robił sobie od dawna z mojego syna używkę, wyśmiewał, gnębił, wyzywał może i zasługiwał na nauczkę, ale nie tego typu. Teraz w oczach nauczycieli stał się ofiarą. Upadł tak, że złamał sobie rękę. Nie muszę chyba podkreślać, jaka afera w szkole się wywołała. Musiałam znieść upokarzającą wizytę u dyrektorki, krzyki rodziców chłopca, którzy straszyli mnie policją, zebranie z resztą rodziców z klasy, na którym czułam się jak ostatni "patol", a do tego mamy skierowanie do poradni psychiatrycznej dla syna i konieczność cyklicznych, rodzinnych spotkań z pedagogiem szkolnym. Tyle ode mnie. Babci jest wstyd i żałuje. I co mi z jej żalu? Było się nie wtrącać.
A tak na marginesie dodam, że mogło być jeszcze gorzej, bo chłopiec mógł uderzyć się w głowę i do końca życia mierzylibyśmy się z tragedią...
Przemoc nigdy nie jest rozwiązaniem
My jako redakcja dodamy tylko, że spór rozwiązywany siłą mógłby się też skończyć też fizyczną krzywdą dla samego wnuka wspominanej przez naszą czytelniczkę babci. Przecież gnębiący go chłopiec mógł mieć lepszy refleks i sam uderzyć małego Antka, tak, by zrobić mu dużo poważniejszą krzywdę niż złamana ręka. Przemoc nigdy nie jest rozwiązaniem.
W tej sytuacji zawiniła nie tylko babcia ze swoimi nieprzemyślanymi radami, ale też kadra pedagogiczna szkoły, która nie reagowała na problem gnębienia i syn naszej czytelniczki musiał po swojemu radzić sobie z problemami w szkole. Trudno wymagać od 7-latka rozsądnej oceny sytuacji. To my dorośli powinniśmy stwarzać dzieciom komfortowe i bezpieczne warunki w szkołach.
Przeczytaj: Gdy dziadkowie wtrącają się w wychowanie dziecka - co robić?
Zachęcamy Was do podzielenia się z innymi mamami swoimi przeżyciami. Jeśli czujecie, że chciałybyście coś doradzić innym kobietom lub po prostu opowiedzieć o swoich doświadczeniach, piszcie.
Wysyłajcie listy wchodząc na stronę listydoredakcji.mjakmama24.pl/wspomnienia/
Co miesiąc nagrodzimy 3 najciekawsze listy i opublikujemy je w serwisie mjakmama24.pl.