Rodzice dzieci w wieku żłobkowym i przedszkolnym dzielą się na tych, co uważają, że z katarem dziecko powinno siedzieć w domu oraz na tych, którzy uważają wręcz przeciwnie. Zwłaszcza rodzice tych najmłodszych, którzy swoją przygodę z placówką oświatową dopiero zaczynają, zwracają szczególną uwagę na katarki u innych dzieci. I trudno się im nie dziwić. Maluszek wypuszczony w nowy świat pełen wirusów, szybko łapie kojne przeziębienia i musi siedzieć w domu. Im dłużej jednak dziecko chodzi do placówki, tym ma się wrażenie, że rodzice bardziej liberalnie podchodzą do tego problemu. Często dochodzą do wniosku, że gdyby ich dziecko z każdym katarkiem siedziało w domu, nie byliby w stanie w ogóle pracować. Wydaje się, że wspólnego stanowiska w tej sprawie nie da się wypracować. Nawet autorytety medyczne nie są w stanie tego zmienić, o czym przekonał się ostatnio dr hab. n. med. Wojciech Feleszko.
Pediatra wprost o tym, czy dziecko z katarem może iść do przedszkola
W swojej ostatniej rolce na Instagramie lekarz postanowił odpowiedzieć na ciągle zadawane mu pytania dotyczącego właśnie kataru w przedszkolu: „Czy dziecko z glutem nie powinno chodzić do żłobka/przedszkola? Przez jaki czas?”. Jego odpowiedź nie spodobała się wielu internautów i doprowadziła do gorącej dyskusji pod postem. Jakie zdanie ma pediatra w tej sprawie?
„Choroba wirusowa, jaką jest przeziębienie, to jest choroba, która trwa 7 dni. Rozpoczyna się okresem nawału wodnistego kataru i to jest ten pierwszy moment gluta. Pamiętają Państwo pewnie z pandemii COVID-u, że okres samoizolacji podczas zarażenia wirusem SARS-CoV-2 to było około 7-10 dni. We wczesnych fazach epidemii było to nawet dłużej. Dzisiaj też uważamy, że każdy wirus jest eliminowany przez nasz układ odpornościowy w przeciągu 7 dni. A zatem okres, w którym dziecko z glutem, zarażone chorobą przeziębieniową nie powinno iść do przedszkola, to jest właśnie 7 dni” – stwierdził jednoznacznie.
„Oczywiście jest to bardzo indywidualne, bo nie możemy zagwarantować tego, że po dziesiątej dobie, kiedy coś tam jeszcze z tego nosa kapie, to dziecko też nie będzie stanowiło zagrożenia dla innych dzieci w przedszkolu i nie będzie zarażało" – dodał.
„Jestem zaskoczona”. Rodzice polemizują z pediatrą
Odpowiedź dr Wojciecha Feleszko rozczarowała część jego obserwatorów. „Szkoda, że pan doktor właśnie powielił bardzo słaby stereotyp” – pisali rozgoryczeni. Ze słowami medyka nie zgodzili się zwłaszcza ci rodzice, którzy nie mieszkają w Polsce.
„Jestem zaskoczona taką rolką. Mieszkam w UK lekarz by mnie wyśmiał, jakbym mu powiedziała, że dziecko z katarem będzie siedzieć w domu. A w szkole miałabym problem za taki powód nieobecności dziecka”.
„Mam podobne doświadczenia z Hiszpanii, przynajmniej w moim żłobku dzieciaki latają z kaszlem i glutami po pas (chyba, że gorączkują, to wtedy do domu)”.
„My mieszkamy w Norwegii i dzieci z gluten chodzą normalnie do szkoły czy przedszkola. Czasem kaszlą jak "smoki". Dzieci stopniowo się uodparniają i potem nie chorują w ogóle, mimo że mają kontakt z glutami”.
„Ja mieszkam w Nowej Zelandii i tutaj też dzieci biegają z zielonym glutem po pas i to na boso - nikt tutaj się tym nie przejmuje”.
„To samo w Niemczech. Panie w przedszkolu powiedziały mi, że musi chodzić z glutem, bo inaczej nie nabierze odporności. I tak samo tutaj uważają lekarze. Tylko gorączka 38,5+ albo zdiagnozowana przez lekarza choroba z „listy“ wyklucza”.
„U nas we Włoszech tak samo. Co więcej, gdy w żłobku stwierdza gorączkę poniżej 37.5, to nawet nie dzwonią po rodziców, tylko przy odbiorze dziecka zalecają monitorować” – pisali zdziwieni.
Jedna z mam zażartowała, że problem katarku w Polsce dotyczy tylko dzieci żłobkowych i przedszkolnych. Gdy dziecko przekroczy mury szkoły, nikogo już to nie interesuje. „W Polsce w szkole nagle ciężka choroba kataru znika” – skwitowała.