Nauczycielka języka polskiego postąpiła zgodnie z własnym sumieniem, jednak spotkały ją za to przykre konsekwencje. Jak opisuje sytuację zaistniałą w szkole, w której pracuje jej koleżanka - kobieta musiała tłumaczyć się z wystawionego choremu na nowotwór uczniowi stopnia na semestr. Chłopiec miał same jedynki, ponieważ w wyniku choroby opuszczał większość lekcji. Materiał jednak nadrobił i zaliczył zaległości. Dyrektorka ma jednak problem, bo ze średniej nie wynika pozytywna ocena semestralna.
Przeczytaj też: Bez pomocy rodziców „dzieci nie ogarniają” już w 4. klasie. „Kultura zapier**lu”
Nauczycielka ma nieprzyjemności za odrobinę empatii
Historię o której mowa opublikowała na swoim profilu facebookowym metodyczka i neurodydaktyczna, dr nauk humanistycznych, Marzena Żylińska. Anonimowa nauczycielka nadesłała do niej list opisujący historię koleżanki z pracy.
"Koleżanka, która uczy języka polskiego, wystawiła uczniowi na semestr 2, a miał dwie jedynki. Chłopiec choruje na nowotwór i opuścił wiele lekcji, ale zaliczył materiał. Dziś się dowiedziała, że ma iść na rozmowę wyjaśniającą do dyrektorki, bo z takich ocen 2 nie wychodzi" - czytamy w jej wpisie.
W dalszej części listu, nauczycielka wyraża współczucie do sytuacji koleżanki i pyta wprost o kompetencje dyrektorów, która czasami zdają się wykraczać poza zarządzanie szkołą. Nie dziwi się, że koleżanka nie śpi po nocach ze stresu.
"I dobrze ją rozumiem. Obie wiemy, jak takie rozmowy z naszą panią dyrektor wyglądają. Więc jak to jest? Kto ustala ocenę? Czy dyrektor może zmusić nauczyciela do zmiany oceny? Czy może go ukarać za wystawienie oceny, z którą pani dyrektor się nie zgadza?" - pisze autorka wiadomości.
Najbardziej cierpią nauczyciele z dobrymi intencjami
Jak zaznacza anonimowa nauczycielka, szkoły to teraz miejsca, gdzie nie tylko sami uczniowie przeżywają ogromny stres. Także pedagodzy muszą mierzyć się z murem nie do przebicia, nawet jeśli chcą prowadzać pozytywne zmiany w systemie edukacji.
"Nam, którzy chcemy ten system zmieniać, którzy traktujemy uczniów tak, jak sami chcemy być traktowani, wcale nie jest łatwiej. Wiele szkół to toksyczne miejsca. Wszystko zależy od dyrektora! Bo ryba psuje się od głowy, ale ... od głowy może też zdrowieć - czytamy w dalszej wypowiedzi.
Nauczyciele stoją murem za pedagożką
Mimo nieprzyjemności, jakich musiała doświadczyć nauczycielka za pozytywne zachowanie wobec chorego dziecka, większość komentujących na profilu Żylińskiej nauczycieli popiera zachowanie koleżanki. Dla wyższego dobra, wszyscy powinni postępować tak jak ona i umieć stawiać granice.
"Zawsze powtarzam, że nerki nie oddaję, stawiając lepszą ocenę, więc nic nie tracę, a dziecku pomagam, bo pokazuję, że doceniam starania" - napisał jeden z nauczycieli.
"Przecież zaliczył materiał. W takim razie obie jedynki poprawił. Myślę, że to wystarczający powód, by postawić nawet wyższą ocenę niż 2" - wtórował mu kolejny.
"1+1=2. A tak serio to trzeba być sadystą, żeby dziecku nie pomóc. Życie przeczołgało to dziecko. Wystarczy. Nauczyciele często nie znają sytuacji dzieci. Różnie bywa. Empatia to podstawa w tej pracy. Fajna i mądra ta nauczycielka".
Przeczytaj też: Prośba chłopca do Mikołaja łamie serce: „Żeby się nie śmiali i nie popychali w szkole”