Nie da się ukryć faktu, że liczba dzieci i młodzieży uczęszczających na lekcje religii w szkole z roku na rok maleje. Zapowiedź ministry edukacji Barbary Nowackiej o tym, że liczbę godzin religii w szkołach trzeba zmniejszyć z dwóch do jednej w tygodniu i w planie lekcji umieścić na początku lub na końcu, wywołała dyskusję na temat zasadności religii w szkołach w ogóle.
Ci, których dzieci na religię nie chodzą, woleliby, by przedmiot nie wliczał się do średniej. Tym, którzy swoje dzieci na nią posyłają, wygodniej jest jeśli lekcje odbywają się w szkole. Przeniesienie katechezy do salek katechetycznych (za czym część osób się opowiada) z pewnością jeszcze bardziej zmniejszyłoby i tak malejącą frekwencję.
O dzielącą polskie społeczeństwo kwestię zapytałam rodziców, którzy zdecydowali się wypisać swoje dzieci z katechezy w szkole. Co sprawiło, że podjęli taką decyzję i czy tego żałują?
Odpowiedzi w nurtujących kwestiach udzielił ksiądz uczący religii w jednej z podwarszawskich szkół. Co sądzi o pomyśle „wyprowadzenia” lekcji religii ze szkół i czy jego zdaniem da się powstrzymać wszechobecną laicyzację? Tej raczej nie zauważa dyrektor szkoły w jednej z mniejszych miejscowości, więc może problemu… nie ma?
Spis treści
- Uczniowie masowo znikają z listy
- Jak wyglądają lekcje religii w szkołach?
- „Wypisałam dziecko z religii”. Czym matki tłumaczą swoje decyzje?
- Młody ksiądz o roli katechety: „Wiedziałem, że może być ciekawie”
Uczniowie masowo znikają z listy
Według danych Narodowego Spisu Powszechnego przeprowadzonego w 2021 roku za katolików uważa się 27 milionów Polaków, którzy zdecydowali się udzielić odpowiedzi dot. wyznania. To 71.3% ludności kraju. Odsetek uczniów uczęszczających na lekcje religii w szkołach w roku szkolnym 2022/2023 wynosił 80,3%. Jednak stale maleje – w 2009 roku dzieci, które nie chodziły na lekcje religii należały do wyjątków, bo aż 95% uczniów na religię chodziło. Tempo spadku dobrze pokazują dane Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego. W roku szkolnym 2018/2019 łączny odsetek takich uczniów wynosił 88 proc.
Oczywiście dane są zróżnicowane pod względem województw. Największy odsetek uczniów, którzy nie chodzą na religię, ma diecezja warszawska.
Z lekcji religii częściej wypisują się uczniowie szkół ponadpodstawowych (pełnoletni mogą zdecydować o tym samodzielnie).
– Największy szok przeżyłem, gdy zaczynałem pracę w technikum. Tam po pierwszej lekcji ze mną frekwencja w jednej klasie wzrosła o 100%! Na pierwszej lekcji na 26 uczniów był… jeden, a na następnej dwóch – wspomina ksiądz Rafał Główczyński, który religii w szkole uczy od ośmiu lat.
Jak dodaje, „potem się polepszyło” i frekwencja na jego lekcjach wzrosła. W szkole, w której uczy obecnie, na lekcje religii uczęszcza większość uczniów, choć zdarza się, że grupy są łączone (ponieważ z jednej z klas na lekcje chodzą tylko cztery osoby).
– Osobiście nie miałem jakichś negatywnych doświadczeń, ale wiem, że takie się zdarzają. Mojemu znajomemu księdzu wypisała się cała klasa, mówiąc, że „do księdza nic nie mamy, tylko do księdza organizacji” – dodaje katecheta.
Nie sposób więc nie zauważyć tego, że zainteresowanie katechezą spada. Ma to odzwierciedlenie w widocznym w Kościele Katolickim kryzysie, bo wyraźnie niższą frekwencję na nabożeństwach kościelnych widać także w świątyniach.
– Myślę, że to splot wielu czynników. Na pewno wpływ mają skandale w Kościele. Z drugiej strony biblijnie, jak Izrael zaczynał żyć w dostatku, to zapomniał o Bogu. Dopiero jak pojawiły się problemy, to się nawracał. Dostrzegam, że teraz jest trochę podobnie. Nie ma problemów, <nie potrzebujemy> Boga, a jak trwoga, to do Boga – mówi ksiądz Główczyński.
Od jesieni 2023 roku, czyli od czasu zmiany władzy w Polsce, do głosu dochodzą opinie o tym, by odpolitycznić szkołę, a także wyprowadzić z niej religię. Z prawnego punktu widzenia nie jest to ani proste (gwarantowane Konkordatem, wymagające dialogu z Kościołem), ani pożądane przez większość (w końcu przewagę stanowią katolicy). Co sądzi o tym mój rozmówca?
– Myślę, że warto posłuchać rodziców dzieci, które chodzą na religię. Z moich rozmów z nimi wynika, że organizacyjnie dla nich jest dużo łatwiej, kiedy lekcje odbywają się w szkole – mówi ksiądz Rafał Główczyński.
Czytaj też: Mniej lekcji religii w szkołach. Biskupi grzmią o "krzywdzie i dyskryminacji"
Jak wyglądają lekcje religii w szkołach?
Szkoły publiczne, choć są zobowiązane do organizacji lekcji religii wszędzie tam, gdzie chęć udziału wyrazi przynajmniej siedmioro uczniów, nie ingerują w program nauczania. Co jakiś czas na światło dzienne wypływają więc bulwersujące informacje dotyczące tego, co dzieci słyszą podczas zajęć. Przykładem może być chociażby zachowanie katechetki, która straszyła dzieci piekłem dlatego, że biorą udział w zabawie halloweenowej.
Także dyrektorzy szkół, choć formalnie zatrudniają katechetów, nie decydują o obsadzie konkretnego etatu.
Czy uczniowie, którzy nie biorą udziału w lekcjach, mają w tym czasie zajęcia etyki? W 2015 roku Rzecznik Praw Obywatelskich opublikował raport, z którego wynikało, że takie zajęcia były organizowane tylko w 11% szkół. W 2017 roku Fundacja "Wolność od religii" zbadała, czy uczniowie uczęszczający na religię i ci, którzy na katechezę nie chodzą, są traktowani równo. Z przekazanych przez nią danych wynika, że ¼ szkół w ogóle nie informuje rodziców o tym, że takie zajęcia można zorganizować (wówczas organizowało je 54% placówek), lub w jakiś sposób zniechęca rodziców do posyłania na nie dzieci.
Z ankiet wyłania się obraz, z którego dowiadujemy się, że nierzadko od rodziców żąda się zapisania dziecka na religię, bo organizowanie innych zajęć w tym czasie to dla szkoły problem. Do tego dochodzi ocenianie – stawianie szóstek z WF-u za udział w pielgrzymce czy wyjścia na mszę zamiast zajęć dydaktycznych.
Czytaj też: Czy można ochrzcić dziecko bez chrzestnych? Ksiądz stawia sprawę jasno
Jednak co do argumentu za tym, by „wyprowadzić religię ze szkół”, bo dyskryminuje osoby, które na nią nie uczęszczają, faktem jest, że szkoły starają się układać plany lekcji tak, by religia była na początku lub na końcu. Jeśli tak nie jest, szkoła musi zapewnić uczniowi opiekę np. w ramach zajęć świetlicowych czy właśnie etyki (jednak problemem jest brak nauczycieli etyki i budżetu na to, by ich zatrudnić). To nie jest „okienko”, które uczeń może spędzić np. w parku.
– Staramy się układać plan lekcji tak, by religia była na początku lub na końcu, jednak w naszej szkole klasy, w których uczniowie na religię nie chodzą, należą do wyjątków. W skali całej szkoły (a mamy 129 uczniów) tylko czworo nie uczestniczy w lekcjach religii – mówi Piotr Wójcik, dyrektor szkoły podstawowej w Miedniewicach k. Skierniewic.
Jak przekonuje, szkoła nie może sobie pozwolić na to, by alternatywnie zorganizować zajęcia etyki, ponieważ organ prowadzący nie zapłaci za to, by takie lekcje zorganizować dla garstki uczniów. – Zdarza się, że dziecko zostaje w sali lekcyjnej podczas katechezy. W mniejszych szkołach świetlic nie ma, a nawet jeśli jest (jak w naszym przypadku), problemem jest to, jak zagospodarować czas i zapewnić opiekę dla zaledwie jednego ucznia – dodaje Piotr Wójcik.
Temat organizacji czasu dzieciom, które nie biorą udziału w lekcjach religii po macoszemu traktowany bywa w przedszkolach. Nie należą do rzadkości placówki, w których dzieci na czas katechezy pozostają w tej samej sali, więc de facto ich rodzice uważają, że są poddawane ewangelizacji, na którą nie wyrażali zgody.
Czytaj też: Kościół chce wielkich zmian w bierzmowaniu. Rodzice protestują
„Wypisałam dziecko z religii”. Czym matki tłumaczą swoje decyzje?
O to, dlaczego wypisały dzieci z religii zapytałam mamy, które zdecydowały się na ten krok – każda z nich na innym etapie edukacji swojego dziecka. Pytam o motywacje, o to, czyja to była decyzja (ich czy dziecka) i jak z perspektywy czasu ją oceniają.
– Wypisałam to za duże słowo. Ot, w 1. klasie zdecydowałam, że nie złożę deklaracji o tym, że chcę, żeby córka chodziła na katechezę od września. Teraz sama mam mieszane uczucia, czy ta decyzja była dobra. Podjęta trochę na fali krytyki tego, co się dzisiaj dzieje w Kościele, nagłośnienia szeregu afer, w których autorytety milczały. Wydaje mi się, że to był bardziej mój sprzeciw wobec tego, co się dzieje, niż decyzja wynikająca z braku wiary – mówi Anna.
– Na nabożeństwach z okazji ważniejszych świąt bywamy, unikamy po prostu księży-polityków. Mamy ślub kościelny, zobowiązaliśmy się do tego, by dzieci wychowywać w wierze katolickiej. Jak córka będzie się upierała, że chce chodzić, to pewnie się ugnę. Ale na razie się tego nie domaga. Kiedy inne dzieci z klasy mają lekcje, ona jest na świetlicy i w ogóle się nie nudzi – dodaje.
To prawda, bo formalnie dziecka z religii wypisywać nie trzeba (chyba, że chce się to zrobić w środku roku szkolnego). Wystarczy nie złożyć deklaracji, które szkoły zbierają we wrześniu (obowiązek zbierania takich deklaracji istnieje od 2014 roku).
– W szkole córki lekcje religii to farsa, ksiądz nie jest w stanie zapanować nad młodzieżą, dzieci robią co chcą, na wszelkie pytania ze strony uczniów odpowiedzią jest krzyk, straszenie piekłem, wypominanie, że twój ojciec to, a twój tamto (mąż jest znanym w gminie samorządowcem). Były nawet prośby do dyrekcji o zmianę katechety, ale twierdzili, że nic się nie da zrobić. Więc ja i parę innych matek wypisałyśmy dzieci. Nie czuję, żeby córka na tym coś straciła. Ja za to traciłam nerwy słysząc, co mądrego z tych lekcji wynosi – opowiada z kolei Katarzyna.
Czytaj też: Straszyła śmiercią, by dzieci zapisały się na religię. Skandaliczne zachowanie zakonnicy
Młody ksiądz o roli katechety: „Wiedziałem, że może być ciekawie”
Część katechetów, wśród nich księża i siostry zakonne, nauczanie religii w szkołach traktuje jednak jako okazję do tego, by z młodym człowiekiem wejść w dialog. Niektórzy upatrują swojej roli w pomaganiu młodzieży we wszelkiego rodzaju problemach.
„W dobie kryzysu psychicznego młodzieży religia może być ogromnym wsparciem, pewną formą prewencji. Okazją do zauważenia człowieka w szkole wśród różnych form nauki i nauczania, w których trzeba gonić materiał i nie ma, naprawdę nie ma czasu, żeby pogadać” – pisze na swoim Instagramie ksiądz Michał Szymandera.
I choć sam przyznaje, że nierzadko katecheza w szkole nie wygląda tak, jak to sobie wyobrażamy (wrzawa nie pozwala prowadzić zajęć) sam marzyłby o tym, by nieco wejść w rolę psychologa czy pedagoga.
Wypowiedź Katarzyny to oczywiście skrajny przykład. Młodzi księża, którzy potrafią rozmawiać językiem młodzieży, częściej spotykają się z przychylnymi opiniami na temat prowadzonych przez siebie zajęć.
– Zawsze na początku roku szkolnego mówię uczniom, że gdyby ktoś potrzebował pogadać, to jestem do dyspozycji zarówno w szkole, jak i poza nią. Prowadzę przy parafii duszpasterstwo młodzieży, gdzie w ramach spotkań poruszamy także tematy trudności i wyzwań, z jakimi się stykają młodzi ludzie. Na ostatnim spotkaniu rozmawialiśmy o tym, jak ważne jest słuchanie ludzi, dla których jesteśmy ważni – dodaje ksiądz Rafał Główczyński, którego kanał na YouTube @Ksiądz z osiedla subskrybuje 66 tysięcy osób.
Kolejna mama, Monika, relacjonuje: „Wypisałam syna jeszcze w przedszkolu. Chodził w sumie krótko, dziś jest już w 6. klasie, mało co z tego pamięta. Religii uczyła siostra katechetka, syn miał w nocy koszmary. Nie wnikałam, co dokładnie im siostra mówiła, po prostu zdecydowałam, że nie będzie chodził. Trochę się obawiałam czasu I Komunii Świętej, ale syn w ogóle nie zazdrościł kolegom. Rower, hulajnogę, wszystkie typowo komunijne prezenty i tak ma, a dzieciaki nie podchodzą do sprawy jakoś duchowo. W ogóle swojej decyzji nie żałuję, dla mnie Kościół w obecnym kształcie to firma, biznes”.
– Mam nadzieję, że katechezy oparte na strachu są rzadkością. Moje lekcje pod wieloma względami pewnie są podobne jak w innych szkołach. Staram się korzystać z programu oraz pomocy metodycznych dostępnych dla wszystkich katechetów. Jednak oprócz tego, co powinienem, staram się z młodzieżą rozmawiać o sprawach, problemach, które dzieją się na bieżąco. Jak wychodzą jakieś afery w Kościele, to pytam, co o tym sądzą i jak się w tym odnajdują. Jak była pandoragate, to pytałem co myślą o tym. Jak się otworzyła w Warszawie restauracja z wizerunkami Maryi, to także pytałem ich, jakie oni mają odczucia. Rozmawiamy – mówi ksiądz Rafał.
Ale wśród rodziców są też ci, którzy ulegli namowom dzieci, a teraz żałują. – Wypisałam, bo syn chciał. To była jego decyzja, nie chciał chodzić, skoro lekcje nie są obowiązkowe, a że miały być na końcu dnia, wolał w tym czasie iść na pozaszkolne zajęcia z piłki. W sumie żałuję, że to zrobiłam, bo ile się nasłuchałam od rodziny, zwłaszcza od teściowej. Może gdyby chodził, to łatwiej by nam się było dogadać, mogłabym się odwołać do jakichś religijnych wartości, a tak widzę, jak z roku na rok coraz bardziej oddala się od Kościoła. Sama chodzę co niedzielę, więc dziwnie mi z tym, że moje dziecko nie – mówi Joanna.
Czytaj też: "Moja córka idzie do komunii, ale to ja się mam spowiadać?!". Oburzenie rodziców mnie rozśmiesza
Ten artykuł nie ma na celu przekonywania nieprzekonanych. Nie twierdzimy, że lekcje religii w szkołach być muszą ani nie mówimy, że należy je stamtąd usunąć. Póki religia w szkołach jest prowadzona (a nie zapowiada się na to, by ten stan rzeczy jakoś radykalnie miał się zmienić), decyzję o tym, czy chcemy, by dziecko uczęszczało na katechezę warto solidnie przemyśleć. To nie fakt, że większość dzieci na religię chodzi powinien przekonywać nas o tym, że tak jest dla dziecka lepiej. Tak samo jak patologie, których nie akceptujemy, nie są całościowym obrazem Kościoła. Zapewne tym, czego oczekuje wielu rodziców, jest wprowadzenie zajęć etyki, bo te wciąż w wielu szkołach nie są dostępne.
– Najlepszym rozwiązaniem byłoby, aby uczniowie mogli wybrać religię albo etykę. Jestem przekonany, że w szkole lekcje, na których mówi się młodzieży o wartościach niematerialnych są bardzo potrzebne. Wielu młodych od wczesnych lat przesiąka konsumpcjonizmem, co jest olbrzymim wyzwaniem dla rodziców, którzy nie są w stanie sprostać marzeniom dziecka. Rozmawianie z dzieciakami i młodzieżą i przypominanie o wyższych wartościach, takich jak bezinteresowna miłość, poświęcenie dla innych, dzielenie się tym co mam, uważam, że jest bardzo ważne – podsumowuje ksiądz Rafał Główczyński.
Źródła: iskk.pl, wolnoscodreligii.pl, dane GUS.
Czytaj też: „Skoro ona daje radę, to ja też dam”. Magda miała 20 lat, gdy urodziła córkę z zespołem Downa