Ministerstwo Edukacji dostrzega problem zwalniania uczniów z lekcji przez ich rodziców. Nie chodzi tutaj o zwolnienia lekarskie, które wypisuje lekarz, ale te, które piszą sami rodzice. Potrzebę zmian zasygnalizowała jedna z uczennic podczas spotkania z ministrą edukacji Barbarą Nowacką.
"Sądziłam, że wśród młodych nie jest to problem, który uważają za duży. Młoda dziewczyna zgłosiła mi, że to przeszkadza w nauce, że dostrzega się nierówność, że jedni pracują, a inni nie, a i tak przechodzą. To dla mnie sygnał, że to temat, który ma szerokie poparcie społeczne" - mówiła Barbara Nowacka na antenie "Polsat News".
Kary za szkolne nieobecności?
Uczeń, by otrzymać promocję do kolejnej klasy, musi mieć przynajmniej 51% frekwencję. To oznacza, że niemal na połowie lekcji może być nieobecny. Wprawdzie takie sytuacje nie należą do częstych, jednak część nauczycieli obserwuje spory problem. Trudno prowadzić lekcje w niepełnym składzie klasy, bo tym, którzy są nieobecni, nierzadko trzeba poświęcić dodatkowy czas, gdy pojawią się w szkole.
Choć to obowiązkiem ucznia jest nadrobienie zaległości, zdarza się, że bez pomocy nauczyciela materiał opanować trudno.
Nie ma wprawdzie mowy o tym, by zakazać rodzicom usprawiedliwiania szkolnych nieobecności, jednak bardzo możliwe, że zwalnianie zbyt częste lub z błahych powodów wkrótce się skończy. Jak przekonuje ministra edukacji Barbara Nowacka, za granicą takie rozwiązania funkcjonują od lat, a w Wielkiej Brytanii, Szwecji czy w Niemczech rodzice, którzy zamiast posyłać dziecko do szkoły, zabierają je na wakacje, muszą liczyć się z karami finansowymi.
W Wielkiej Brytanii już jeden dzień takiej nieobecności może kosztować rodzica 80 funtów. Póki co resort edukacji nie wspomina o wprowadzeniu kar finansowych, choć z pewnością takie rozwiązanie mogłoby wpłynąć na decyzje o rodzinnych wyjazdach w trakcie trwania semestru.
Czytaj też: "Nagroda za frekwencję to jak premia w korporacji. Moje dzieci ukarano, bo nie są dobrego zdrowia"
Koniec zwolnień
Już wiadomo, że resort edukacji nie chce odbierać rodzicom możliwości zwalniania dzieci z lekcji, jednak problem zwolnień będzie dyskutowany.
"Nie, to nie chodzi o to, by robić politykę zakazową, wszystkiego zabronić. Trzeba przyjrzeć się, dlaczego to jest 51 proc., w jaki sposób to kształtować, czy zwolnienie na dwa tygodnie napisane odręcznie przez rodzica jest zwolnieniem właściwym. Należy pamiętać, że ustawa o ochronie małoletnich nakłada na szkołę obowiązki opieki nad dzieckiem - mówiła ministra Barbara Nowacka.
Zapewne o szczegółach dowiemy się dopiero po wakacjach.
Czytaj też: Pokazała dziennik z lat 30. Powody braku promocji do kolejnej klasy łamią serce