Ten sposób finansowania edukacji w Polsce dyskutowany był od lat. Nigdy jednak go nie wprowadzono, bo choć postulat o częściowym współfinansowaniu kosztu usług w szkołach niepublicznych brzmi korzystnie dla tych, którzy nie korzystają z placówek publicznych, nie wiadomo, z jakimi wydatkami dla samorządów miałby się wiązać.
Przypomnijmy, że 1 lipca można składać wnioski o świadczenie z programu "Dobry start", a od października rusza "babciowe". To kolejne po 800+ świadczenie na dzieci, o które można wnioskować w jednym z trzech wariantów: 1500 zł na zatrudnienie opiekuna dla dziecka, 1500 zł na opłacenie żłobka, 500 zł w przypadku sprawowania osobistej opieki nad maluchem w wieku 12 - 35 miesięcy.
Petycja Fundacji Dobre Państwo
Niedawno opublikowana treść petycji skierowanej do Marszałka Sejmu RP dotyczy wprowadzenia bonu edukacyjnego. Fundacja chce, by dyskusja na temat jego kształtu toczyła się do końca 2025 roku po to, by już od 1 września 2026 roku mógł on zostać wprowadzony.
Jak przekonuje, koszty usług w jednostkach niepublicznych powinny być rodzicom częściowo refundowane właśnie przez bon edukacyjny.
Mamy publiczne żłobki, przedszkola i szkoły podstawowe, branżowe, średnie, policealne, po maturalne iwyższe. Postulujemy, aby koszty usług w jednostkach nie publicznych były rodzicom częściowo refundowane poprzez BON Edukacyjny. Precyzując. Żłobek, przedszkole, szkoła podstawowa i średnia do czasu uzyskania przez dziecko pełnoletniości będzie w części odpłatności ceny pokrywana przez samorząd lokalny
- czytamy w treści pisma.
Brak konkretów sprawia jednak, że pojawiają się obawy o to, że samorządy zwyczajnie nie podołają finansowo temu zadaniu. "Prosta jest sama idea bonu, stworzona jeszcze w latach 50. przez neoliberalnego ideologa i ekonomistę Miltona Friedmana. Bon edukacyjny nie podbił jednak serc władz edukacyjnych. Dlaczego? Ponieważ diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach, a raczej w praktycznym zastosowaniu, wydawałoby się prostej, idei. (...) Różni badacze, korzystający z różnych metodologii, dochodzą do różnych wniosków. Dwa fakty wydają się jednak bezsporne. Po pierwsze, nie ma ani jednego przykładu spektakularnego sukcesu systemu bonowego. Po drugie, w żadnym przypadku wprowadzenie bonów nie wiązało się z wymiernym sukcesem edukacyjnym, mierzonym wzrostem wyników osiąganych przez uczniów na testach zewnętrznych. Spory dotyczyły tylko finansowej i społecznej efektywności tego rozwiązania" - mówi Dyrektor Wydziału Oświaty Urzędu Miasta Tomaszowa Mazowieckiego Iwona Sudak w rozmowie z "Portalem Samorządowym".
Czytaj też: Koniec zwalniania dzieci z lekcji przez rodziców? Za granicą to już norma
"Pomysł wymierzony w szkolnictwo publiczne"
Zdaniem przewodniczącego Wolnego Związku Zawodowego „Forum-Oświata", pomysł wprowadzenia bonu edukacyjnego jest wynikiem lobbingu ze strony organów prowadzących placówki niepubliczne.
Eksperci wskazują także na fakt, że obecnie państwo już współfinansuje kształcenie w placówkach niepublicznych w postaci środków przekazywanych przez dotacje samorządów lokalnych. Przekazanie takim rodzicom dzieci bonów "do ręki" niejako mogłoby wykluczyć rodziców korzystających z placówek publicznych. Według niektórych ekspertów trzeba pochylić się raczej nad potrzebami tych rodzin, w których dzieci posiadają orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego.
Czytaj też: Za szkolne wycieczki zapłaci MEN, nawet w 100 proc. Ale jest haczyk