Na początku roku szkolnego sporo mówi się o pozostawiających wiele do życzenia planach lekcji polskich uczniów. Głośno było chociażby o religii w środku zajęć lekcyjnych, która sprawia, że uczniowie nieuczęszczający na zajęcia mieli przymusowe okienko w ciągu dnia. Problemem są też lekcje późnym popołudniem, które komplikują temat zapisywania dziecka na zajęcia dodatkowe.
To jednak nie jedyny problem współczesnych planów lekcji w szkołach. Jak się okazuje, dawniej szkoły organizowały lekcje zupełnie inaczej. Czym różni się plan lekcji z 1937 roku od tych dzisiejszych?
Plan lekcji z 1937 roku zachwycił rodziców
Temat dawnych planów lekcji wypłynął za pośrednictwem posta na platformie X. Jedna z użytkowniczek opublikowała zdjęcie planu pochodzącego z czasów przed II wojną światową.
Plan lekcji w szkole powszechnej w Sanoku, rok szkolny 1937/1938. Należał do uczennicy Teresy Myczkowskiej
- czytamy w opisie zdjęcia.
Widać na nim jak dobrze ułożony i wprowadzający stały rytm dnia, był plan lekcji dzieci sprzed niespełna stu lat.
Pierwsze, co rzuca się w oczy to stałe godziny zajęć lekcyjnych. Uczniowie mieli lekcje codziennie między 8 rano a 13 popołudniu. Na tym jednak nie koniec. Choć w planie widzimy zajęcia z religii, w ilości dwóch godzin tygodniowo, to raz pojawia się ona na pierwszej godzinie lekcyjnej, drugi - na ostatniej, co z pewnością było o wiele bardziej komfortowe dla uczniów, którzy nie chodzili na religię.
Trzyzmianowy plan lekcji
Współcześnie, nadal są gminy, w których jest na tyle mało dzieci w wieku szkolnym, że plan lekcji wygląda podobnie do tego, który poruszył internautów. W rozwijających się miasteczkach i na osiedlach wielkomiejskich, gdzie zamieszkuje wiele rodzin z dziećmi, sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana. Szkoły nie tylko tworzą ogromne ilości klas z każdego rocznika, ale muszą też układać plan lekcji w formie zmianowej.
Gdy córka szła do pierwszej klasy, narzekałam, że jednego dnia zaczyna lekcje o 7.50, a innego o 12.40... Wróciłabym do tego. Teraz jej klasa ma trzy zmiany. Raz lekcje zaczynają się przed 8, a kończą po 11, innym razem zaczynają o 10, a kończą po 14, a jeszcze innym pierwsza lekcja wypada przed 13, a ostatnia po 16
- narzeka Paulina, znajome jednej z redaktorek Mjakmama.
Wiosną i wczesną jesienią taki plan lekcji jest logistycznie trudny do realizacji, ale prawdziwe problemy zaczynają się zimą, gdy dni są krótkie, a dzieci kończą lekcje, gdy za oknami jest już ciemno. Ciężko wtedy skupić się na nauce, a lekcje mijają się z celem.