Rodzice odrabiają prace domowe i startują w konkursach. "To sytuacja absurdalna" - alarmują eksperci

2023-10-20 13:55

Uwielbiamy chwalić się czerwonym paskiem na świadectwie u dziecka, ale niechętnie przyznajemy do tego, jak wiele nas to kosztuje. Nagrody w konkursach bywają zasługą rodzica, a prace domowe – tak przez wielu krytykowane – robi się po powrocie z pracy, do późnych godzin wieczornych. “To sytuacja absurdalna, która w ogóle nie powinna mieć miejsca” - przekonuje Aleksandra Jakubczak, nauczycielka i współtwórczyni Przestrzeni Pozytywnej Edukacji.

Rodzice odrabiają prace domowe i startują w szkolnych konkursach

i

Autor: Getty Images Rodzice odrabiają prace domowe i startują w szkolnych konkursach

Dawniej zupełnie oczywisty, dziś coraz częściej kwestionowany. Temat obowiązku odrabiania prac domowych, na tapetę wraca zwykle wraz z początkiem roku szkolnego. Zadawać, czy nie zadawać, a jeśli zadawać, to jak dużo? Czy praca domowa jest po to, żeby przerobić materiał, na który na lekcji zabrakło czasu, czy po to, by nabytą wiedzę utrwalić? Motywacje nauczycieli są różne. Różnie też do tematu podchodzą rodzice. Część twierdzi, że praca domowa nie wpływu na utrwalenie wiedzy i - chcąc wyręczyć dziecko - odrabia szkolne zadania.

Bo choć do odrabiania prac domowych za dziecko niewielu rodziców się przyznaje, nauczyciele twierdzą, że doskonale wiedzą, kto rozwiązał zadanie. Nauczycielka przekonuje, kiedy warto z nich zrezygnować, a psycholożka tłumaczy, dlaczego odrabianie ich za dziecko jest błędem.

Spis treści

  1. Nielubiane, za to z długoletnią tradycją. Krótka historia prac domowych
  2. Rodzicielski spór o prace domowe
  3. Praca domowa służy uczniom czy nauczycielom?
  4. Dlaczego rodzice odrabiają prace domowe za dzieci?
  5. Jak powinna wyglądać pomoc rodzica?
  6. Konkursy, w których wygrywają... rodzice
Jak skutecznie zachęcić dziecko do nauki?

Nielubiane, za to z długoletnią tradycją. Krótka historia prac domowych

Odrabialiśmy je my, odrabiali nasi rodzice, dziadkowie również. Badacze dowodzą, że nawet starożytni Egipcjanie używali tabliczek powleczonych woskiem, by ćwiczyć pismo. Prace domowe w systemie szkolnictwa obecne są od dawna, jednak chyba nigdy wcześniej dyskusja na temat ich zasadności nie była tak żywa, jak obecnie. Tym bardziej, że do grona krytyków zadawania uczniom prac domowych, dołącza coraz więcej nauczycieli. Ich argumenty są różne, jednak przeważa chyba ten, że dziecko, tak samo jak jego rodzice po pracy - a taką jest w jego przypadku zdobywanie wiedzy - potrzebuje odpoczynku.

W 2007 roku pojawił się postulat dotyczący usunięcia prac domowych z systemu oświatowego. Rzecznik Praw Ucznia i Rodzica Krzysztof Olędzki twierdził wówczas, że "zmuszanie dzieci do odrabiania prac domowych" miało być niezgodne z Konstytucją. Nic takiego się jednak nie wydarzyło, a Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich (urząd RPO piastował wówczas Janusz Kochanowski), dowodziło w odpowiedzi, że prace domowe zaliczają się w poczet obowiązku nauki, na którego realizację składa się nie tylko uczęszczanie na zajęcia lekcyjne, lecz także przygotowanie się do zajęć.

Legalności zadań domowych nie podważał także Rzecznik Praw Dziecka. Wskazano jedynie, że praca domowa, która spełnia ważne funkcje dydaktyczne, nie może stanowić nadmiernego obciążenia dziecka. Uczeń musi mieć czas na odpoczynek i rozwijanie własnych zainteresowań.

Z ostatnim zdaniem zgadza się wielu pedagogów, dlatego coraz częściej słyszy się o nauczycielach, którzy prac domowych nie zadają wcale lub rezygnują z zadawania pracy domowej na weekend. Wciąż jednak daleko nam do sytuacji, w której uczeń po powrocie ze szkoły będzie mógł przepakować plecak bez sprawdzenia, co na jutro. Bo wyżej wymienieni nauczyciele wciąż stanowią wyjątek, a przedmiotów w szkole jest sporo.

Nauczycielka Aleksandra Jakubczak wspomina, że gdy niespełna dekadę temu rezygnowała z zadawania prac domowych, taka postawa należała do wyjątków.

- U mnie ten proces od "zadaję wszystkim to samo, z lekcji na lekcję" poprzez “zróbcie minimum 3 zadania z 5”, do "zadania domowe robią chętni i sami wybierają co to będzie", był rozłożony w czasie. Takim punktem zwrotnym była rozmowa z mamą mojej uczennicy (5-klasistki), która powiedziała mi o tym, że praca domowa z matematyki zajmuje im przynajmniej godzinę dziennie, córka nie jest w stanie wykonać większości zadań samodzielnie, bardzo się przy tym denerwuje i nie chce ich robić. Gdy zaczęła opowiadać, ile łącznie spędzają czasu na odrabianiu wszystkich zadań domowych, wyszło na to, że po szkole to jest ich główne zajęcie.

To był punkt zwrotny.

- Bardzo nie chciałam, aby moi uczniowie tracili zapał i motywację do nauki, dlatego też uznałam, że trzeba to zmienić. Czy się bałam? Oczywiście, to było jakieś 9 lat temu, wtedy zadawali praktycznie wszyscy. Czy żałuję? Absolutnie nie, a co więcej zadania dla chętnych robili praktycznie wszyscy uczniowie - wybrane przez siebie, w formie, o której sami decydowali (zwykłe zadania, projekty, tworzenie gier, prezentacji, filmików, itd.), z dłuższym terminem wykonania. Zadania domowe mogą być czymś fajnym i rozwijającym, wszystko zależy od tego jakie one są, jak są zadawane i czy jest w nich miejsce na autonomię ucznia - dodaje pedagożka.

Czytaj też: Szkoła bez prac domowych i bez ocen? „Budząca się szkoła” - wywraca system edukacji

Rodzicielski spór o prace domowe

Problem zadań domowych, nad którymi do późnych godzin ślęczą dzieci, od podszewki znają ich rodzice. Najpierw pilnują, by latorośl dobrze spakowała plecak, pamiętają o dostarczeniu kasztanów na poniedziałek i bibuły na czwartkowe zajęcia.

Później sprawdzają, czy literki pisane po śladzie nie pochylają się zanadto, a w proste zadania matematyczne nie wkradł się jakiś błąd. Odpytują przed sprawdzianem, przeglądają zeszyty, na pamięć znają wiersze zadane na kolejny tydzień.

W starszych klasach to za mało. W domu trzeba napisać rozprawkę, obliczyć stężenie procentowe roztworu soli czy pole wielokąta. Zaangażowany rodzic uważa, że czuwanie nad tym, czy dziecko właściwie przygotowało się do lekcji, to także jego obowiązek. Zamiast odpoczywać po pracy, podtrzymywać rodzinne więzi, spędzać czas na świeżym powietrzu czy oddawać się własnemu hobby, w internecie szuka rozwiązań, w internetowej grupie klasowej dyskutuje na temat materiału do przerobienia.

Nauczycielka nie ma wątpliwości, że ten system nie działa, jak należy.

- Przymus jest jednym z wrogów uczenia się, a ta sama praca domowa dla wszystkich, zadawana z dnia na dzień, bardzo często przynosi więcej negatywnych skutków niż korzyści. Dzieci spędzają w szkole większą część dnia, są przemęczone, nie mają czasu na odpoczynek i regenerację, a niezaopiekowane podstawowe potrzeby dosłownie blokują efektywny proces uczenia się, ciężko o skupienie, wykrzesanie z siebie entuzjazmu, ciekawości, radości, które sprzyjają rozwojowi - mówi Aleksandra Jakubczak.

Co się wówczas dzieje? Uczniowie tracą chęć do nauki, postrzegają ją jako przykry obowiązek, robią zadania domowe mechanicznie, przepisują od innych/z internetu, nie kierują swojej uwagi na nie więc ciężko tu mówić o pozytywnych, długotrwałych rezultatach. Możemy o tym poczytać, m.in. w książce “Mit pracy domowej”, w której autor, Alfie Kohn, bazując na badaniach pokazuje nieskuteczność prac domowych zadawanych dzieciom do 17. roku życia, właśnie w takiej formie jak to się przyjęło robić w polskiej szkole - dodaje nauczycielka.

Rodzice przeciążeni obowiązkami szkolnymi swoich dzieci, nierzadko udzielają się na forach internetowych. Krytycznych względem prac domowych komentarzy jest sporo.

"Prace domowe? Owszem, jako coś dodatkowego np. na plusa i z odpowiednim wyprzedzeniem. Dziecko siedzi w szkole długo, po szkole powinno wypoczywać jak każdy człowiek" - pisze jedna z mam.

W odpowiedzi na pomysł dotyczący likwidacji prac domowych, zawsze można liczyć na ożywioną dyskusję:

"Jestem za. Dzieciaki mają o wiele ciekawsze rzeczy do roboty. I tak jeden ściąga z internetu, drugi odpisze od niego, a trzeciemu to w ogóle wisi".

Część rodziców jest jednak zdania, że 45 minut to za mało, by opanować zagadnienia z podręcznika:

"Niektóre przedmioty są raz w tygodniu. Bez pracy w domu nie ma szans na nauczenie się ich. Ile dzieci uczy się jak nie musi (czyli jak nie ma zadanej konkretnej pracy domowej)?"

Czytaj też: Matka pierwszoklasisty pokazała zadanie z matematyki. Rodzice łapią się za głowy

Praca domowa służy uczniom czy nauczycielom?

Ilu rodziców, tyle opinii. Jak brak prac domowych argumentują nauczyciele? O gorący temat pracy domowej pytam Aleksandrę Jakubczak, nauczycielkę matematyki i współtwórczynię Przestrzeni Pozytywnej Edukacji.

- Jako nauczyciele, zadając pracę domową chcemy dobrze, chcemy, aby uczeń umiał więcej, ale często zapominamy o tym, że uczeń jest przede wszystkim człowiekiem. Ma swoje potrzeby i pełni różne role, z różnymi problemami mierzy się w szkole i domu. Nie każdy może liczyć na pomoc, sprzyjające środowisko do nauki w domu, o czym przekonałam się niejednokrotnie. Szkoła ma wyrównywać szanse, a często niestety jest tak, że prace domowe jeszcze bardziej pogłębiają te nierówności. Uczeń, któremu nie idzie na lekcji, w domu też tych zadań samodzielnie nie wykona, co często sprawia, że przestaje wierzyć w siebie, swoje możliwości. Czy o to nam chodzi? Bez indywidualizacji zadań domowych, dopasowania ich do potrzeb i możliwości uczniów zadania domowe są bez sensu.

Podstawa programowa jest tak obszerna, że liczba godzin lekcyjnych przeznaczonych na dany przedmiot jest niewystarczająca do tego, by należycie utrwalić materiał. Pokusa, by to, czego nie sposób przerobić w szkole, dokończyć w domu, jest duża. Ale na dłuższą metę system ten się nie sprawdza. Trudno oczekiwać od ucznia, by kolejne zagadnienia "przerobił" bez pomocy nauczyciela, a od rodzica - by rolę nauczyciela wziął na siebie.

To nie jest rola rodzica - przekonują ekspertki.

Dlaczego rodzice odrabiają prace domowe za dzieci?

Rodzice dzieci szkolnych nierzadko odnoszą wrażenie, że prace zadawane do domu są zbyt czasochłonne, trudne lub wręcz zbędne. Dlatego wyręczają je w odrabianiu zadań, by te miały czas na inne aktywności.

Agata, mama 6-klasisty, przyznaje się do tego, że odrabia za syna zadania z plastyki i techniki. "Nie ma do tego głowy ani cierpliwości, to trzeba lubić. Ja lubię, mnie to relaksuje po pracy, a on w tym czasie ogarnia inne przedmioty".

Dominika, mama 4-klasistki usprawiedliwia się, że jest to tylko pomoc:

"Od zawsze odrabiamy lekcje razem. To nie jest tak, że dziecko nie potrafi sobie z tymi zadaniami poradzić, ale po prostu szybciej jest zrobić tę pracę wspólnie. Tym bardziej, że polecenia bywają trudne do zrozumienia. Podział mamy taki, że ja polecenia czytam, córka sama zastanawia się nad rozwiązaniem, ale często prosi o pomoc. Zawsze pomagam, czasem dyktuję odpowiedź, bo nie zawsze łatwo jest wytłumaczyć tak jak nauczyciel. Wolę, żeby odrobiła pracę domową w pół godziny czy w godzinę, a nie siedziała nad tym do późna. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby poszła nieprzygotowana".

Są rodzice, którzy przekopują się przez zasoby internetowe w poszukiwaniu właściwego rozwiązania, dopytują rodziców pozostałych uczniów w klasie o to, jak poradzili sobie z konkretnym zadaniem. Dosłownie "stają na głowie", by ta praca domowa była odrobiona.

Czy to jednak dobra strategia? Nauczycielka i psycholożka jednogłośnie twierdzą, że tego typu zaangażowanie rodzica przynosi skutek odwrotny do zamierzonego. Nauczyciel, który widzi, że uczniowie świetnie poradzili sobie z odrobieniem pracy domowej nie ma pojęcia, że ta sprawiała jakiekolwiek trudności, a pewne kwestie wymagają wytłumaczenia.

- To jest sytuacja absurdalna, która w ogóle nie powinna mieć miejsca. Bo jaki jest tego cel? Ten uczeń, którego rodzic się mocno angażuje będzie miał wszystko wykonane, ale co to da? Czego się wtedy nauczy? Zadania domowe nie powinny być kolejnym etatem dla rodzica. Oczywiście, można podpowiedzieć, naprowadzić na właściwe tory, pokazać jak się uczyć, jak korzystać z dostępnych źródeł, jak wyszukiwać informacje, ale “stawanie na głowie” , aby dziecko miało idealnie odrobioną pracę domową odradzam. Nie dość, że wtedy to my bierzemy na siebie odpowiedzialność za naukę dziecka (z czasem może być tak, że dziecko w ogóle przestanie próbować, bo przecież nie umie, a mama czy tata wiedzą lepiej, to po co się wysilać), to jeszcze pokazujemy dziecku, że trzeba pracować ponad swoje siły i za wszelką cenę spełniać oczekiwania innych.

Warto tu pokazać dziecku czym jest sprawczość, asertywność i jak dbać o swoje granice. Zachęcam do rozmów z nauczycielami, pisania wiadomości na dzienniku na temat tego jak wygląda u Was w domu odrabianie zadań domowych, jak duże trudności to sprawia itp. Nauczyciele (i mówię tu też na swoim przykładzie) często nie zdają sobie sprawy z tego, jak to wygląda w rzeczywistości. Jeśli jako rodzice nie damy znać, to nie będzie żadnej zmiany, bo nauczyciel widzi odrobioną pracę domową, więc najwyraźniej problemów brak - mówi Aleksandra Jakubczak.

- Niestety często jest tak, że tych prac domowych jest zdecydowanie za dużo. Na pewno wyręczanie dzieci w odrabianiu prac domowych niczemu nie służy. Nie rozwiązuje problemu za dużej ilości prac domowych, ani nie służy utrwaleniu materiału przez ucznia. Warto zawsze porozmawiać z nauczycielem, wychowawcą, jeśli widzimy problem z ilością zadawanego materiału i szukać rozwiązania sytuacji, a nie kamuflować problem - dodaje psycholożka Paulina Mierzejewska.

Czytaj też: Jak rozwijać zdolności matematyczne dziecka? Od kołyski!

Jak powinna wyglądać pomoc rodzica?

Jak powinno wyglądać zdrowe zaangażowanie rodzica w temat prac domowych jego dziecka?

- Jeżeli dziecko dopiero rozpoczyna swój obowiązek szkolny, rodzic będzie bardziej zaangażowany niż w przypadku dziecka starszego. Może sprawdzić, co ma zadane, przypomnieć mu o tym i w razie potrzeby pomoc, ze zrozumieniem polecenia. Natomiast głównym zadaniem rodzica powinno być dążenie do usamodzielniania dziecka i oddawania mu obowiązku pamiętania o zadaniach domowych i ponoszenia konsekwencji.

Im starsze dziecko, tym zaangażowanie rodzica powinno być mniejsze. Często niestety rodzice, boja się oddać dzieciom odpowiedzialności za prace domowe, lub wola wyręczyć dzieci w pamiętaniu o tym - mówi psycholożka Paulina Mierzejewska.

Konkursy, w których wygrywają... rodzice

W konkursach organizowanych przez szkoły i przedszkola czynny udział biorą rodzice uczęszczających do placówek dzieci. Praca wykonana przez mamę kolegi otrzymuje nagrodę, ta wykonana samodzielnie nie ma szans na wyróżnienie. Taką sytuację opisuje Karolina, mama 5-letniej Poli:

"Dzieci miały za zadanie przygotować szopki bożonarodzeniowe, oczywiście w domu. Format pracy przestrzenny, technika dowolna, a więc było spore pole do popisu dla wyobraźni i kreatywności. Wychowawczyni zachęciła do wsparcia dziecka w tym procesie, miała to więc być praca dziecięca wykonana z pomocą rodzica. Szopki miały ozdobić przedszkolny parapet.

Na wykonanie pracy poświęciłyśmy kilka wieczorów. Postacie Pola ulepiła samodzielnie z plasteliny, wspólnie z tektury zrobiłyśmy niewielki budynek, który - nieco niedbale, jednak sama - córka pomalowała farbami. Byłam naprawdę dumna z córki i przekonana, że zostanie doceniona, a szopka stanie w holu placówki.

Zaskoczył nas nie tylko wybór najpiękniejszej szopki, ale też wygląd pozostałych "dziecięcych" prac. W szopkach przyniesionych przez inne przedszkolaki można było podziwiać gwiazdę betlejemską podłączoną do baterii i świecącą, dach innej wypleciony był techniką makramy, zdarzyła się nawet wystrugana z drewna owca. W ich towarzystwie nasza naprawdę wypadała blado. Werdykt Pola przypłaciła płaczem i zapowiedziała, że nie lubi konkursów i w żadnym już udziału nie weźmie".

Jak reagować, gdy w konkursie organizowanym przez szkołę czy przedszkole wygra praca kolegi, któremu ewidentnie pomagała osoba dorosła, a dziecko ma poczucie przegranej, ponieważ jego samodzielna praca nie została doceniona? O to pytam psycholożkę Paulinę Mierzejewską:

- Wytłumaczyć dziecku, że ważne jest to, że zrobił pracę samodzielnie, pokazać mu jego mocne strony i docenić jego zaangażowanie. Zrozumieć jego emocje i okazać mu wsparcie. Jeśli konkurs był organizowany przez szkolę, można porozmawiać o tym z nauczycielem.

To także ważna lekcja dla nas, dorosłych. Lekcja tego, jaki przykład dajemy dzieciakom. Czy potrafimy przegrywać, odpuszczać, odpoczywać, a przy tym pozwalać dzieciom na samodzielność. Także wtedy gdy wiemy, że może nie zdobędą najwyższej oceny, za to dowiedzą się czegoś na swój temat. Na przykład tego, że nie trzeba walczyć o podium do upadłego.

Czytaj więcej: Cała prawda o przedszkolnych konkursach. Psycholog komentuje: "Odbierasz coś ważnego swojemu dziecku"