Szkoła bez obowiązkowych prac domowych? Bez tradycyjnej skali oceniania? Szkoła, w której to uczeń decyduje, czy dana ocena w ogóle pojawi się w dzienniku?
Wydawałoby się to niemożliwe, ale dzięki inicjatywie „Budzącej się szkoły” podejście do edukacji można zmienić. Szkoła nie musi być miejscem, do którego uczniowie przychodzą z obowiązku. Może stać się miejscem, do którego chodzi się z przyjemnością.
Niektóre szkoły w Polsce już stosują jej rozwiązania. Czym jest „Budząca się szkoła”?
Zobacz także: Kolejna szkoła rezygnuje z ocen. Zamiast nich uczniowie otrzymują punkty
Szkolna rzeczywistość
Polski system edukacji jest ukierunkowany przede wszystkim na weryfikowaniu wiedzy poprzez stosowanie szkolnej skali ocen od 1 do 6. Pozytywne wyniki w szkole to cel, do którego dąży większość dzieci. Te, które nie są w stanie mu sprostać, załamują się, bo na każdym kroku są oceniane.
Często dzieci nie mają czasu na rozwijanie swoich zainteresowań i pasji, bo w najbliższym czasie mają trzy kartkówki i dwa sprawdzany, do których muszą się przygotować. Ponadto prace domowe, które odrabiają wieczorami, bo wcześniej uczęszczają na zajęcia dodatkowe, aby podgonić lub często zrozumieć materiał przerabiany w szkole.
Uczeń niekiedy nie ma czasu, aby zastanowić się, co chciałby robić w życiu. W jego głowie pojawiają się pytania, jak i czy w ogóle jest w stanie sprostać stawianym przed nim wymaganiom.
Dr Marzena Żylińska, inicjatorka ruchu „Budząca się szkoła” zaznacza, że każdy człowiek rozwija się w swoim własnym tempie. Uważa, że utrata własnych zainteresowań jest spowodowana faktem, że sadza się wszystkie dzieci w jednej klasie i zakłada, że będą szły w tym samym tempie.
— Jedno z dzieci jeszcze liczy na palcach, pomaga sobie palcami, i nauczyciel, kiedy potrzebuje konkretów, mówi: „zostaw te palce, licz w pamięci”. Inne dziecko już mnoży i mówi się: „my jeszcze nie umiemy mnożyć — dodawaj” — mówi dr Marzena Żylińska.
Na jednej z konferencji naukowych podkreśliła, że później po 12 latach szkoły młoda osoba nie jest w stanie określić, w czym tak naprawdę jest dobra. Wybór drogi zawodowej jest wówczas dużym wyzwaniem.
Badania ankietowe CBOS „Polskie szkoły 2022” pokazują, że rodzice też dostrzegają ten problem. Według nich w szkole jest za dużo nauki pamięciowej, a za mało przydatnych umiejętności. Ponadto obecnie w szkole jest typowe nauczanie nastawione na rozwiązywanie testów. Taki system nie uczy rozwijania własnych talentów.
Na szczęście można go zmienić.
Misja „Budzącej się szkoły”
Oddolną inicjatywą „Budzącej się szkoły” jest wspieranie transformacji kultury szkolnej od przekazu wiedzy do rozwoju potencjału. Co więcej, projekt promuje najlepsze praktyki i najnowsze odkrycia z obszaru edukacji, wierzy w indywidualny potencjał ucznia, nauczyciela i dyrektora każdej placówki.
Pomaga także szkołom nawiązywać relacje i wymieniać się doświadczeniem. Jest także neutralna politycznie, religijnie i światopoglądowo.
„Budząca się szkoła” bez programu
Dr Marzena Żylińska wyjaśnia, że „Budząca się szkoła” nie ma programu i wyjaśnia dlaczego:
— Jeśli mówimy o autonomii uczniów i jeśli podkreślamy, jak ważna w procesie uczenia się jest autonomia uczniów, to nie możemy pozbawić autonomii nauczycieli. Dlatego inspirujemy do zmian, pokazujemy różne przykłady w szkołach, które już są długo w procesie zmian, ale nie mówimy wam, co macie w waszej szkole zrobić — tłumaczy.
Podkreśla, że zmiany trzeba wprowadzać w taki sposób, aby robić to, do czego jest przekonany zespół pracujący w danej szkole. Projekt „Budząca się szkoła” może podpowiedzieć inicjatywę czy zainspirować, ale każda jednostka samodzielnie ją wprowadza.
Rewolucja w nauczaniu
Dr Żylińska wychodzi z założenia, że ludzie, którzy nie mają poczucia tego, że decydują o swoim życiu i poczucia, że od nich zależy, co się z nimi dzieje, są bardzo podatni na choroby psychiczne i źle radzą sobie w życiu.
— Ani nie są efektywni, ani nie są szczęśliwi — podkreśla inicjatorka „Budzącej się szkoły”.
Placówki, które dołączają do projektu, chcą uczyć dzieci odpowiedzialności oraz radzenia sobie w życiu. Dlatego właśnie fundamentem i kluczem całej inicjatywy jest przejście do kultury uczenia się, a nie nauczania.
Jedną ze zmian jest odejście od tradycyjnego dzwonka, który jest elementem systemu pruskiego. Dzięki temu dzieci uczą się korzystać z zegarka i wzięcia odpowiedzialności za siebie. Dr Żylińska zwraca uwagę, że przez to kontrolują własny czas, tak jak będzie to miało miejsce w przyszłości.
Zmiana metod nauczania według projektu „Budząca się szkoła” to również:
- nieobowiązkowe zadania domowe;
- zmniejszenie liczby zadań, aby dzieci miały więcej czasu po szkole;
- oddanie kontroli uczniom – to dziecko decyduje, czy dana ocena jest wpisana do dziennika;
- „metoda zielonego długopisu" – na pracy zaliczeniowej nauczyciel używa zielonego długopisu, zapisuje informację zwrotną, która będzie pomocna dla ucznia;
- zmniejszenie liczby ocen, zastąpienie je informacją zwrotną np. JN – Jeszcze Nie, zamiast oceny niedostatecznej. Taka ocena JN jest oceną otwierającą, a nie zamykającą.
Dr Żylińska podkreśla, że pozwolenie dziecku na błąd zmniejsza presję, a zmniejszenie kontroli daje przestrzeń na rozwój.
— Hasłem, które promujemy, jest „Więcej uczenia się, mniej kontroli”. Zbyt dużo w naszych szkołach jest kontroli. Zbyt dużo sprawdzianów, testów klasówek, kartkówek, diagnoz, a za mało czasu na naukę. Każdy sprawdzian to przerwa w procesie uczenia. Poza tym chcielibyśmy skierować waszą uwagę na to, że w szkole powinno być więcej radości. Więcej satysfakcji, jaką daje rozwój, a mniej stresu — wyjaśnia Dr Żylińska na kanale YouTube @Budząca się szkoła.
Inną rewolucyjną zmianą, proponowaną przez „Budzącą się szkołę”, jest Szkolne Biuro Podróży, gdzie to uczniowie przygotowują wycieczkę szkolną. Dzięki temu same planują, co chciałyby zobaczyć.
Źródło:
- budzacasieszkola.pl
- bankier.pl
Czytaj także: Rewolucja w szkołach. Koniec 45-minutowych lekcji i nauka tylko przez 4 dni?
Fińskie szkoły w Polsce: dlaczego warto zapisać do nich swoje dziecko? [Wywiad]