Aktor wraz ze swoją żoną Zofią Samsel i 9-miesięczną córeczką Tosią podróżują obecnie kamperem po zachodniej Europie. I choć ładnej pogody i pięknych okoliczności przyrody, których doświadczają, można im pozazdrościć, to w trasie nie omijają ich zwyczajne rodzicielskie problemy. Para opowiedziała o nich w swoim ostatnim poście, rozgrzewając przy tym mądrą i wartościową dyskusję.
Jakub Tolak o ząbkowaniu swojej córki: „Dwójki to już konieczna wizyta u psychiatry”
Jak przyznali, małą Tosię (i ich przy okazji) męczy bolesne ząbkowanie. Obawiają się przy tym, że będąc na początku przygody z zębami, przy kolejnych nie dadzą rady. Jak zaznaczają, bardziej doświadczeni rodzice obserwujący ich profil cały czas ich straszą, że im dalej w rodzicielski las, tym trudniej.
„Ząbkowanie. Trudny temat w życiu stacjonarnym. Trudny również w podróży. Nawet jak podróż jest życiem. Wychodzenie jedynek było bezszwowe. Dwójki to już konieczna wizyta u psychiatry. Godzinna sesja na kozetce da radę. Z tego co donosicie, trójki są hardcorem, ale to dopiero piątki sprawdzają wytrzymałość rodzica” – piszą.
„Mamoza? O zgroza!”. Nie! Znacznie gorsza antymamoza
Jakby problemów było mało przy bolesnym ząbkowaniu pojawiła się także mamoza, której Jakub Tolak jako zaangażowany ojciec myślał, że uda się im uniknąć.
„Ach, jeszcze do aktualnego ząbkowania doszła nam "mamoza". Mimo bliskości, jaką zapewniamy Tosi, domaga się jeszcze bliższego "współbycia" blisko mamy. Bardzo blisko mamy. Miłe to, czułe, ale co za dużo, to... i matka nie może. Liczyliśmy na to, że owa mamoza nie pojawi się wcale, ewentualnie dopiero w momencie odstawienia od cyca. A tu cyk, niespodzianka. I jak sobie radzić? Jak być rodzicem i nie zwariować? Czekamy na rady. Inaczej kolejne odcinki na YouTube będziemy nagrywać z oddziału zamkniętego” – żartuje para.
Pod postem od razu posypały się różne rady oraz nieśmiertelne „Małe dziecko mały kłopot…”, ”Poczekajcie jak zostanie nastolatkiem”.
„Prawdziwy hardcore jest dopiero przy nastolatkach. To definicja anty mamozy. Zresztą wszystko jest wtedy anty i wtedy naprawdę królestwo za ząbkującego niemowlaka, a nie pyszczącego na KAŻDYM KROKU nastolatka” – ostrzegała jedna z obserwatorek.
„Określenie mamoza, jest nacechowane negatywnie”
Nie zabrakło jednak głosu rozsądku zaangażowanych rodziców. Jedna z mam słusznie zauważyła, że choć rodzicielstwo nie jest łatwe, należy liczyć się z konsekwencjami, jakie się z nim wiążą:
„Jako rodzic dwójki dzieci wiem, o czym mowa, wszystko przeszłam, łatwo nie jest - wiadomo. Z drugiej strony, mam poczucie, że ludzie decydujący się na dziecko chyba chcieliby, żeby ono było od razu dorosłe, a to przecież niemożliwe. Trochę mam wrażenie, że współcześni dorośli nie rozumieją, czym jest rodzicielstwo i że to jednak jest bycie dla kogoś, czyli dziecka”.
Odniosła się także do samego określenia jakim jest „mamoza”. Uważa je za mocno krzywdzące. Jej zdaniem niesprawiedliwie piętnuje ono małe dzieci, które szukają w ramionach swoich rodziców pomocy i zrozumienia.
„Raczej nie trudno wyobrazić sobie, że tak mała istota, w tym naszym wielkim, dziwnym, często niedostosowanym do niej prędkością życia świecie, potrzebuje bliskości na maksa. Gdy ją coś tak strasznie boli, a ona nie rozumie tego, co się z nią dzieje, szuka ukojenia w ramionach rodzica. I tak wymyślamy te dziwne określenia jak mamoza, nacechowane, mam wrażenie negatywnie, które sugerują, jakoby nasze dzieci to były jakieś potwory ssące z nas energię. Tymczasem z naszymi dziećmi jest wszystko ok. To my nie umiemy do końca podołać roli, nie potrafimy sobie odpuścić niektórych aspektów naszego życia, chcielibyśmy, aby dziecko radziło sobie najlepiej samo już od początku. A odpowiedzią zawsze jest miłość. Na macierzyństwo też. Nasze dzieci nas potrzebują w różnych momentach życia, to normalna sprawa. To ten świat i my dorośli nie jesteśmy dostosowani do ich potrzeb, a powinniśmy”– podsumowała.
Zgadzacie się?