Bobas pojawi się za kilka miesięcy. Kiedy już się otrząśniesz z tego, że świat spada Ci trochę na głowę: odmalujesz już mieszkanie, wymontujesz butlę z gazem z bagażnika, powiesz rodzicom o tym, że będą dziadkami, kumplom oświadczysz, że to ostatnie chwile spokojnego czilu na ławce i weźmiesz dodatkową pracę – przychodzi czas żniw. Zakupy, a dokładnie szał zakupów.
Wiele zależy od budżetu: bo jeśli jesteś naftowym baronem to nic się nie przejmuj, kupuj wszystko jak leci. Jak nie wykorzystasz to oddasz bardziej potrzebującym. Jeśli z kolei raczej oszczędzasz niż wydajesz, to po prostu przyjdzie czas na uszczuplenie zgromadzonych zasobów. Zbieranie na nową konsole warto odłożyć na później, bo jest sporo rzeczy, które po prostu trzeba mieć. W chwili gdy jeszcze oczekujecie na dziecko, wszystko co w sklepie dla dzieci jest ciekawe. Serio.
Często pierwszy raz widzisz składaną wanienkę, drapiesz się po głowie gdy wózek jest wart tyle co używana skoda, zaskakujesz się że fotelik może składać się jak transformers, grające zabawki wydają się super śmieszne, a ubranka niby takie tanie jak barszcz.
Problem leży w ilości. Najczęściej w emocjach myślisz sobie: wszystkiego trzeba dużo. Tutaj wyjątkowo liczy się jakość, nie zawsze ilość. Pampersów fura, pajacyków piętnaście, dwadzieścia cztery pary skarpetek i pięć butelek. Stop. Słowem, kupowanie na zapas to wcale nie jest dobra metoda. Nagle z dwóch dych robi się pięć, jak wydasz już siedem to wydasz też i stówę. I tak dalej. Łatwo wpaść w spiralę, wyczyścić konto i upaść na głowę. A przecież głowa rodziny to Ty i nie czas na upadki.
Podpowiedź: Nie warto kupować kosmetyków dla dziecka kiedy to, jeszcze nie przyszło na świat. Nakupisz oliwek, kremów, kropelek, stretów-beretów a później się okaże, że małe ma jakieś uczulenie albo inne coś.
Spokojnie. Trzeba będzie to kupisz. Kto wie, może zyskasz krótkie wolne wychodząc do sklepu i odrywając się od obowiązków domowych? Najczęściej na wieść o dziecku nie tylko przyszli rodzice wariują. W podobną euforię wpadają także przyszli dziadkowie, wujkowie i ciocie. Więc prawie każda wizyta towarzyska może oznaczać kolejny mały prezencik. Po paru miesiącach szafa łatwo się zapycha. Stąd warto mówić na głos o swoich potrzebach i jeśli mamy już śpiworek, kołderkę albo inne coś tam – to po co nam kolejne. Pewnie ktoś powie – wrzucę do neta i sprzedam. Biznesu nie odmawiam, bo każda kombinacja – jeśli działa – to jest dobra.
Alternatywą dla mniej zasobnego portfela są komisy. Najczęściej mało używane rzeczy trafiają tam od tych, którzy wpadli w szału zakupów i mają wszystkiego za dużo. Stąd chcą się pozbyć rupieci i jeszcze zgarnąć kasę. Dla poszukujących fajnych rzeczy to dobra szansa, bo ubranka paromiesięcznych dzieci raczej rzadko są zniszczone. Kurtki, buty i kombinezony zapewne ubrane ze dwa razy. Uwaga też na serwisy internetowe oferujące taniutkie akcesoria dla dzieci. Czasem można upolować nie lada okazję, ale zdarza się że tanie, nie oznacza dobre. Nie wszędzie widać atesty albo zalecenia producentów. Poza tym, kupisz tanio – kupisz dwa razy.
Podpowiedź: W zakupowy szał najłatwiej wpada się w sieci. Do tego gorszy humor, lody z zamrażarki, serialowy tasiemiec, smartfon w dłoń i parę stów w plecy. Internet to podstępna bestia: reklamy kontekstowe, targetowanie, uprawnienia aplikacji. Jedna wizyta w sklepie dziecięcym może zaśmiecić tablicę na fejsie i na stałe wprowadzić reklamy do przeglądarek. Warto sprawdzić ustawienia w telefonie, jeśli cenimy sobie prywatność.
Polecany artykuł:
Gdy dziecko, razem z matką szczęśliwie wrócą ze szpitala do domu warto mieć wszystko pod ręką. Ubranka, akcesoria, kosmetyki. Albo przynajmniej wiedzieć gdzie co jest. Raz, że łatwiej wtedy dokupić to, o czym się zapomniało. Dwa, trudniej zdublować się w zakupie maści przeciwodparzeniowej albo kremu po kąpieli. Trzy, unikanie chaosu w chaosie to szansa na skrawek normalności i świętego spokoju. Jest też kilka rzeczy, które na pewno się przydadzą na początku i może być tak, że ich przemysłowa ilość na pewno nie wystarczy:
Podkłady – to to, na co kładziesz dziecko podczas przewijania. Tak żeby brązowe, żółte albo zielone kolory tęczy nie pobrudziły krańcowo kanapy albo przewijaka;
Chusteczki, waciki – to czym przemywa się dziecko – walka z kupą nie skończy się na jednej paczce. Poza tym jeśli nie wykorzystasz to chusteczki dla dzieci potrafią świetnie czyścić piłki do siatkówki halowej. [sprawdzony patent];
Pieluchy – tych nigdy dość, warto jednak patrzeć na rozmiary bo dziecko szybko rośnie. Z zerówek może wyrosnąć w tydzień, w kolejny z jedynek i nagle z góry pampersów zostaje Ci jedna zakitrana na przyszłość paczka o większym rozmiarze. Dodaj do tego, że całodobowy przechodzi inwentaryzację i kłopoty gotowe;
Ubranka, co się je łatwo zdejmuje – na początku umiejętności obchodzenia się z delikatnym bobasem mogą być ograniczone. Nie ma co utrudniać sobie życia i walczyć z ubrankami przez głowę. Rozpinasz, ubierasz bobo, zapinasz i gotowe. Zaoszczędzisz dużo zdrowia.
Będziecie niedługo kompletować wyprawkę? Wydrukuj sobie tego pdf-a z podpowiedzią.
Większe wydatki, czyli wózek, fotelik, łóżeczko – to też warto przemyśleć i brać pod uwagę, że dziecko rośnie. Przykład: kupujesz super wózek za miliony. Jeździcie w luksusie przez cztery miesiące i nagle wózek okazuje się za mały, nie składa się, już nie pasuje. Niby można sprzedać ale wtedy zawsze parę stów w plecy.
Podobnie z łóżeczkiem i fotelikami. Trzeba mądrze, bez decyzji pod wpływem emocji. Chłodna kalkulacja zwykle popłaca. Ponadto jest jakaś dziwna sprawa związana z rodzicami, którzy mają małe dzieci. Przyciągają oni do siebie – innych rodziców, którzy też mają dzieci. Nikt tego jeszcze nie zbadał, ale magnetyzm jest zdecydowanie zauważalny. Stąd warto rozpuścić wici wśród znajomych czy akurat nie mają do oddania wózka, wanienki albo paczki rzeczy, które nabyli w zakupowym szale. Tutaj do przeprowadzenia transakcji może nie być potrzebny portfel.
Poza tym pamiętajmy: żyjemy w dostatnim, cudownym, mlekiem i miodem płynącym kraju, gdzie sklepy najczęściej otwarte są bardzo długo, nie ma problemów z dostępem do akcesoriów dziecięcych a dyskonty, średnio raz w tygodniu szaleją z promocjami. Chyba, że akurat wypada niedziela niehandlowa. Wtedy klops bo, kupić na stacji benzynowej paczkę pieluch to wyczyn porównywalny z gazem zamontowanym w dieslu.
Więcej artykułów Szymona i innych odjechanych Ojców znajdziesz na stronie jestemtwoimstarym.pl