Zabawki malucha - czyli: co dasz radę zrobić sam, co kupisz, a co niepotrzebne do zabawy

2019-12-18 16:09

Nasi dziadkowie bawili się patykami, rodzice drewnianymi klockami, my mieliśmy pluszaki i gumę turbo, a teraz co? Technologia. Zabawki w zabawkach. Gry w smartfonach, konsole, bajery, komputery.

Zabawki malucha twój stary

i

Autor: Getty images

Spis treści

  1. Ustalmy fakty... Kupowanie zabawek nie jest logiczne
  2. Zabawki grające – unikaj jak ognia
  3. Zabawki z cyklu zrób to sam
  4. Zabawki wielkości człowieka
  5. Zabawki przypominające prawdziwe przedmioty

Dawniej zabawa miała wymiar, w którym ważna była wyobraźnia. Teraz tego nie potrzeba, bo wystarczy założyć okulary vi-ar, czteryde czy inne tam hiper-zaawansowane noktowizory i jesteś pilotem myśliwca, operatorem dźwigu czy czołgistą rudego.

Z perspektywy rodzica jesteś na tym polu w kropce. Bo Tobie spodoba się coś innego, a dziecku także coś innego. Mając do zaryzykowania awanturę na środku pełnego ludzi sklepu, kupujesz dla świętego spokoju latające czarownice, plastikowe figurki albo grające dżdżownice.

A przecież nie Twoje, a dziecka oko decyduje, czy zabawka fajna, czy nie. Czy spodoba się kumplom i koleżankom w przedszkolu, czy będzie wstyd. Z drugiej strony pomyśl: jak kupujesz sobie nowy samochód, to czy nie po to, żeby także [w pewnym stopniu] zrobić wrażenie na kumplach z pracy, co jeżdżą starymi fordami i skodami? Lansik. Fura, skóra i pawie pióra. A mówią, że to dzieci są dziecinne...

Ustalmy fakty... Kupowanie zabawek nie jest logiczne

Żadna decyzja zakupowa – poza jedzeniem i odzieniem [choć też, bo po co Ci nowe polo skoro masz stare i nadal jest dobre, tylko troszkę podśmierduje] nie jest logiczna. Bo przecież można żyć bez lalki, samochodzików na baterie czy konika na biegunach. Ale co to za życie – ktoś zaraz powie. I racja.

Kupujemy emocjami, a sprzedawcy dokładnie to wiedzą. To już grubszy temat – ale warto zwrócić uwagę, że całkowicie przypadkiem – gdy stoicie przy kasie – są tam kolorowe cukierki, lizaki, batony – słowem drobiazgi za złotówkę albo dwa.

Dziecko ma czas, żeby zobaczyć, zrobić maślane oczka i myk – wrzuca do koszyka. I co, dziecku nie kupisz czegoś za dwa zeta? Już widzę spojrzenia starych ciotek, co to przychodzą do sklepu po koperek i zamiast szybko skasować towar to próbują ustalić, czy wspomniany koperek nie jest za cienki jak na szczypiorek, co to go docelowo chciały kupić. I tak dwa złote, do dwóch złotych. Grosz do grosza i sprawny biznes słodyczowo-zabawkowy wyciska pieniądze. Ale robi to legalnie, a Ty zawsze dajesz się na to złapać. Emocje. Marketing. Tak się zarabia pieniądze.

Doświadczeni rodzice [nie ja] podpowiadają, że na pewne zabawki trzeba uważać. Niektóre można zrobić samemu, a o innych w ogóle najlepiej nie widzieć, żeby dziecku nie strzeliło do głowy,żeby je mieć. Są też takie, za które nie trzeba płacić milionów monet i hajsu z komunii. Spróbujmy je podzielić [jak czegoś zabraknie to pisać w komentarzach].

Czytaj: Tato kup mi chomika!!! Czyli przygody bohatera za kilkanaście złotych

Przygotowany jak ojciec - czyli co mieć zawsze przy sobie w plecaku, kieszeni i w głowie

Zabawki grające – unikaj jak ognia

Z czasem zobaczysz, że stary Szymon miał rację i już szukasz do mnie namiaru, żeby mi podziękować [wiadomość w redakcji] Grające ustrojstwa to sól na krwawiące nerwy młodych rodziców. Jest tak: jest noc, idziesz zrobić łyka soku do lodówki w nocy, ziewasz sobie, jest pięknie. Cisza. Dziecko śpi.

I nagle potykasz się o ulubioną zabawkę, z której leci "eeeMakarena". Cały dom staje na nogi, dziecko przeraźliwie płacze, żona w popłochu, sąsiedzi dzwonią na policję, a niebieska karta już jest w trakcie wyrabiania.

Nie pozwól sobie na to. Na psucie wspaniałych chwil ciszy. Można wyciągać baterie z zabawek i wkładać dopiero gdy dziecko zechce [czyli np. co 2,5 minuty]. Można chować zabawki i odkładać je na swoje miejsce, ale i tak prędzej czy później na coś wdepniesz. Można samemu takich zabawek unikać.

Jeśli już kupować to raczej z melodyjką, którą lubisz [np. Bohemian Rapsody-omamama mia] A gdy przynoszą je znajomi, to w porę ich uprzedzić, że grające i gadające to nie. Przynieście pieluchy albo przytulanki. Dlatego chyba słynne i popularne klocki [t]ego mają przewagę nad innymi zabawkami. Jak na nie nadepniesz to cierpisz w samotności, a jak potykasz się o grającą, to cały blok o tym wie.

Czytaj: Muzyka dla niemowląt: czego powinny słuchać najmłodsze dzieci?

Zabawki interaktywne: jakie zabawki edukacyjne warto kupić dzieciom?

Zabawki z cyklu zrób to sam

Można zaryzykować, że każde małe dziecko jak zobaczy na suficie albo na ścianie kolorowe światełka to dostaje szału "bombelka" i wariuje z radości połączonej z nadciągającą pełną pieluchą. To super zabawa, bo dziecko gapi się w sufit i masz święty spokój. Nikt w dodatku się nie nudzi, oni dzieci, ani rodzice – bo mogą np. w końcu nie robić nic.

Do owej zabawy potrzebny jest tzw. Projektor. Kalejdoskop. Jak kto woli. Czyli bierzesz światełka jakie masz [np. lampki choinkowe] albo jedno światło i kawałek kartki albo tektury, żeby powycinać wzorki. Potrzebne też jakieś szkiełko [nie do tego] lupa albo coś, co rozszczepia światło.

To samo zrobili z atomem i był z tego nobel, więc gra jest warta świeczki. Sam nobla za taką instalację nie dostaniesz, ale będziesz super tatą – więc co tam noble. Ekstra jak całość zabawki się kręci – można wykorzystać jakiś ruchomy zestawik klocków [t]ego. Od biedy możesz całość na gotowo kupić, ale to oznacza, że masz co najmniej trzy lewe ręce, z czego trzecia na bank służy do drapania się w nos.

Super jest też, by zamiast wydawać ciężkie denary na tablicę manipulacyjną – zrobić ją samemu. Jak się przyjrzysz to jest tam wszystko co znajdziesz w budowlanych sieciówkach. Przyda się też wiertarka albo wkrętarka – bo jakoś wszystko trzeba przytwierdzić.

Jadąc do sklepu bierzesz po jednej rzeczy z każdego działu; tu kontakt i kawałek wtyczki, tam zasuwka od zamka, dalej kółko zębate z drugim do kolekcji, włącznik światła, cymbałki, kalkulator, zamek błyskawiczny, jakieś światełko. Wszystko przyczepiasz. Tylko porządnie, żeby dziecko nie wydłubało sobie oka albo ucha. I dajesz na prezent. Pięć stów w kieszeni, a punkty za własną inicjatywę bezcenne.

Czytaj: Zrób to sama: literki na ścianę. Jak uszyć literki

Domek dla lalek: drewniany, z kartonu, DIY. Ranking domków dla lalek

Zabawki wielkości człowieka

Jeśli wspomniana zabawka jest z tektury i przedstawia np. Krzysztofa Krawczyka, z którym przemierzyłeś cały świat. To okej. Fajne. Byle tylko dziecko było takim samym fanem polskich bardów i zwyczajnie się pana Krzysztofa nie przestraszyły, gdy będzie kukał zza drzwi.

Z innymi postaciami jest podobnie. Trzeba wyczuć upodobania, bo może i Shakira w wersji jeden do jednego [ubrana] bardzo by Ci się podobała to np. kilkuletniej córce już trochę mniej. Generalnie, uważać!

Inna sprawa jest z pluszakami, bo to są największe w całym sklepie. W przypływie gotówki i ojcowskiej miłości lecisz do sklepu i zdyszany wskazujesz na trzymetrowego hipopotama mówiąc – "tego chce". A pani z zabawkowego z sarkazmem pyta: "doliczyć torbę foliową na tego pluszaczka?"

Potem zachodzisz w głowę jak go wpakować do auta, więc ostatecznie, dzwonisz po najlepszego kumpla i obaj wieziecie na lawecie zakupioną zdobycz. Później gdy już wtaszczysz i wręczysz wspaniały prezent okazuje się, że dziecko gdzieś zgubiło się pod pachą pluszaka i potrzebny jest detektyw Krutkowski.

Dobre chęci sprawią, że zagracisz mieszkanie, dziecko może w miśku gdzieś się zatracić, a jak jest całkiem małe to trochę niebezpiecznie się robi, gdy misiek waży swoje. Sumując – kup kilka średnich i też będzie świetnie.

Podobnie jest także z samochodzikami. Podaruj dziecko takie, na które nie potrzeba dodatkowego OC i kolejnego garażu. Furki na baterie to śmiesznostka i fajna zabawa, ale pod warunkiem, że pilnujesz malucha, a w około nie ma ruchliwej ekspresówki podczas szczytu komunikacyjnego.

Czytaj: Pojazdy dla dzieci: które warto wybrać dla dziecka? [GALERIA]

Zabawki przypominające prawdziwe przedmioty

Tutaj jak bumerang wraca temat OC. Bo zabawa w policjantów i złodziei jest stara jak świat. [tak stara jak policja] to niektóre pistolety mogą wyglądać na bardzo realistyczne. I tu nie chodzi o to, że sześcioletni malec zrobi napad na bank i obrobi jubilera w Śródmieściu [oby też na to nie wpadł jego ewentualny ojciec].

Ale przedmioty przypominające broń, to jako zabawka nie do końca dobry plan. Subiektywnie. Pewnie, że jest fun, gdy w Kevinie, Kevin strzela do ludzików, co wpadają do zsypu na pranie. Zwróć uwagę, że potem tej samej broni używa do strzelenia włamywacza prosto w czółko. To Ameryka i tam można.

Ale w Polsce strzelanie pistoletem na kulki może narobić komuś sporo kłopotu. Bo o ile trafienie starej babci w jej szklane oko raczej narazi nas na ochrzan i zarysowane auto, o tyle trafienie rówieśnika – kilkuletniego dziecka, przez inne kilkuletnie dziecko może skończyć się w szpitalu albo nawet na ławie sądowej.

Mniej niebezpieczne, ale równie istotne jest korzystanie z telefonu. Twojego. Żony. Babci czy dziadka. To powszechne i wszyscy to mamy. Ale dziecko, delikatna istota – raz, że nie ma swojego więc świat internetu i piszczących gier to nadal kusząca nowość, dwa – w różnych telefonach są różne rzeczy.

Nie posądzam tutaj o oglądanie nieprzyzwoitych stron [przecież nikt z nas tego nie robi]. Ale internet to bagno i głupie memy, obrazki czy hasełka mogą dziecku sporo namieszać.Poza tym jak zadzwoni szef, albo ze skrzynki mailowej zniknie Ci projekt, za który rzeczony szef urwie Ci głowę przy samym kolanie, to kogo będziesz później obwiniał. Dziecko? Absolutnie nie jego wina. Blokuj ekran i pilnuj haseł. Bądź o dwa kroki do przodu. Przed szefem także.

Czytaj: Zabawy tematyczne – dlaczego są ważne dla rozwoju dziecka?

Więcej artykułów Szymona i innych odjechanych Ojców znajdziesz na stronie jestemtwoimstarym.pl

Szymon Kępka
Szymon Kępka
Reporterski mikrofon z 8 letnim bagażem doświadczeń radiowych i telewizyjnych. Jest tam gdzie trzeba być. Rzeczy niemożliwe realizuje od ręki, cuda natychmiast, paczka pieluch w niehandlową niedzielę? - proszę bardzo! Potrafi spakować wszystko i wszystkich do passata kombi. Prywatnie ojciec kilkumiesięcznej Marii. Pieluchy przewija szybciej niż mechanicy wymieniają koła w formule jeden.