Paweł Potoczny to proboszcz parafii pod wezwaniem św. Mikołaja na Żuławach. Ostatnio postanowił odnieść się do wierzeń w magiczną moc czerwonych kokardek, bez których rodzice nie wychodzą z dzieckiem z domu.
Czerwone wstążki i nitki: to magia
Ksiądz Potoczny doskonale wie, że większość mam nieochrzczonych jeszcze dzieci wiąże im do rączek lub wózków czerwone wstążeczki. Lub nitki. Gdy pytał młodych rodziców, dlaczego to robią, słyszał odpowiedź, że „ma to chronić przed urokami”. I to już księdzu nie mieści się w głowie...
Ale przecież jesteście rodzicami wierzącymi. A to [czerwone wstążeczki] to jakaś magia.
- próbuje rodzicom tłumaczyć duszpasterz na Facebooku.
Na próżno. Zdarza się, że młodzi rodzice przynoszą dziecko do chrztu z taką wstążeczką lub nitką. Zachowując się tym samym w myśl zasady: Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. Jakby wyznawali zarówno swoją wiarę i jednocześnie wierzyli w magiczne właściwości czerwonych nitek.
Z czerwoną nitką do chrztu? Co to, to nie!
Ksiądz Paweł Potoczny nie kryje, że na widok czerwonych kokardek czy nitek podczas ceremonii chrztu świętego, nie ma żadnych skrupułów. Po prostu: odwiązuje je lub przecina. I to ostentacyjnie, żeby wszyscy widzieli, że na te zabobony nie ma miejsca w kościele. Ani wśród osób wierzących.
Jezus Chrystus jest twoim Zbawicielem, a nie jakieś dziwne wierzenia - mówiłem to bardzo wyraźnie. Do rodziców, by właśnie oni w to uwierzyli
- podkreśla ksiądz Paweł.
Wśród komentarzy pojawiły się głosy, że czerwone wstążeczki to wcale nie jest pomysł rodziców. Że to babcie i prababcie wiążą kokardki i nitki - i zwłaszcza dotyczy to babć i prababć, które nierzadko uważają się za praktykujące katoliczki.
Jak piszą internauci czasem wręczają rodzicom medaliki lub krzyżyki dla dziecka, przewiązane na... czerwonej wstążeczce.