12 lutego w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie urodziły się pięcioraczki (2 chłopców i 3 dziewczynki), dzieci Dominiki i Vince'a Clarków, polsko-brytyjskiego małżeństwa z Horyńca-Zdroju na Podkarpaciu. Takie narodziny zdarzają się raz na 52 miliony urodzeń, nic więc dziwnego, że sprawa stała się bardzo medialna. Niestety trzy dni po narodzinach niespodziewanie zmarł jeden z chłopców - Henry James.
Jego mama musiała poradzić sobie nie tylko z żałobą po stracie dziecka, ale także zmierzyć się z hejtem, jaki wylał się na jej rodzinę.
Mama pięcioraczków o niesprawiedliwych ocenach
Dominika Clarke wyznała, że ludzie oceniają jej dużą rodzinę według krzywdzących stereotypów utartych w polskiej kulturze. Oprócz noworodków, małżeństwo ma także siedmioro starszych dzieci.
- Czytam, że to musi być patologia, bo takie jest w Polsce przeświadczenie, że jak wielodzietna rodzina to od razu patologia. Ale każde nasze dziecko było przemyślane i o każde musieliśmy się starać, bo od lat cierpię na endometriozę, która utrudnia zajście w ciążę – mówi w rozmowie z dziennikarką Onetu.
Po drodze były też poronienia.
- Pomiędzy ciążami zdarzały się też poronienia, więc ta historia nie jest wyłącznie kolorowa. Sami z mężem mieliśmy małe rodziny, jesteśmy teraz tylko we dwoje, chcieliśmy więc mieć dużo dzieci i stworzyć swój własny kawałek nieba – zaznacza.
Ludzie widzą tylko urywek długiej, stresującej historii
Jak podkreśla, otoczenie wie tylko to, co słyszy z przekazów medialnych i tylko na tej podstawie ocenia całą sytuację. Przyznaje przy tym, że ciąża wieloraka była dla niej ogromnym stresem. Na początku żaden lekarz nie dawał szans na jej szczęśliwe zakończenie. Ciąża była bowiem powikłana nadciśnieniem, cukrzycą i łożyskiem przodującym.
Do tego lekarz na USG stwierdził, że blizna po poprzednim cesarskim cięciu się rozchodzi, co zagraża życiu pani Dominiki. - Mówił to tonem, jakby czytał prognozę pogody, a potem odesłał mnie na salę, gdzie byłam sama. Wtedy przeżyłam załamanie. Wiedziałam, że ciąża ma trwać jeszcze 70 dni i że to może być ostatnie 70 dni mojego życia. A co potem? Co zrobi mąż i dzieci? - wspomina mama pięcioraczków.
Na szczęście poród zakończył się sukcesem.
- Ciąża była tak mocno zagrożona, że nikt nie spodziewał się tak szczęśliwego zakończenia. To, że czwórka z piątki dzieci przeżyła, to ogromny sukces lekarzy z krakowskiego szpitala – podkreśla Dominika Clarke.