Choć sakrament pierwszej komunii świętej powinien mieć wymiar głównie duchowy, wszyscy wiemy, że od lat tak nie jest, a wyścig rodziców w tym, kto zrobi najlepsze przyjęcie, trwa w najlepsze. Marzec i kwiecień to czas, kiedy w domach tegorocznych „komunistów” dyskusje na temat organizacji przyjęcia komunijnego oraz ubiorów na tę okazję trwają w najlepsze. Nawet, jak dzieci w tym nie uczestniczą, słuchają i przenoszą, to co słyszą z ust rodziców do rozmów w szkole i tu także nakręcają spiralę rywalizacji. Właśnie po jednej z nich rozmów rówieśniczych wróciła do domu córka Dagmary. Dziewczynka była załamana, tym, że będzie miała „najgorsze przyjęcie”.
Jej córka wstydzi się przyjęcia komunijnego w domu
„Za dwa miesiące komunia mojej córki. Od miesięcy się do niej przygotowujemy nie tylko duchowo, ale też finansowo. Koszty są bowiem ogromne – już samo ubranie naszej czteroosobowej rodziny to konkretny koszt. Sukienka, którą ksiądz wybrał 350 zł, dodatki do tego lekką ręką 300, garnitur dla syna i męża – szkoda gadać, w sumie ja mam najbardziej ekonomiczną wersję, ale i tak w za wszystkich nas wyjdzie minimum 2500 tysiąca złotych. Rok temu po przeglądzie ofert lokalnych restauracji, doszliśmy z mężem do wniosku, że przyjęcie komunijne zrobimy w domu. W ten sposób uda nam się zaoszczędzić kilka tysięcy złotych. Od miesięcy obmyślam menu, zamówiłam piękny tort, sama robię dekoracje, zamówiłam fotografa do domu. Robiłam wszystko, by spotkanie miało piękną oprawę, ale bez przesady. W pewnym momencie słowa córki podcięły mi skrzydła” – pisze Dagmara w liście.
Jej córka pewnego dnia wróciła mocno zdenerwowana do domu. „Gdy próbowałam dociec, co się stało. Zbywała mnie, ale jej zły nastrój cały czas się utrzymywał. W końcu wieczorem przed zaśnięciem wyrzuciła z siebie, że komunia w domu to jej zdaniem obciach. Poczułam się, jakby mnie ktoś spoliczkował. Zastrzeliły mnie te słowa. W pierwszym odruchu zrobiło mi się bardzo przykro i chciałam przekonywać córkę do swoich racji. Szybko zorientowałam się jednak, że dla niej to bardzo duży problem” – opisuje dalej swoją sytuację nasza czytelniczka.
Po dłuższej, szczerej rozmowie z córką Dagmara zmieniła całkowicie perspektywę całej sytuacji.
„Moja córka wstydziła powiedzieć koleżankom, że jej przyjęcie będzie w domu. Zrobiło mi się jej bardzo żal. Wiadomo bowiem, że przychyliłabym jej nieba. Z drugiej strony mam świadomość tego, że ten chory wyścig pt. „zastaw się, a postaw się” nie ma najmniejszego sensu i nic dobrego dziecka nie nauczy” – dodaje.
Iść za głosem rozsądku, czy zrobić tak, jak marzy córka?
Kilka dni zajęło kobiecie przegryzienie się z tematem. Mąż był zdania, że nie należy ulegać dziecku i chorej modzie. Ona początkowo też tak myślała. Córka jednak coraz bardziej chodziła pochmurna, przygotowania do komunii oraz rozmowy na ten temat jej nie cieszyły, więc Dagmara zmieniła zdanie.
„Wiem, że to dla niej bardzo ważne. Choć ktoś z boku może powiedzieć, że rozpuszczam swoje dziecko, ja czuję wewnętrznie, że powinnam iść za jej marzeniem, nawet jeśli ma absurdalne według mnie podłoże. To pierwsza bowiem rzecz, na której mojej córce w życiu tak bardzo zależy i o którą tak walczy. Jeśli jej odmówię, utwierdzę ją tylko w przekonaniu, że nie warto w życiu o nic zabiegać, bo i tak czeka nas porażka. Postanowiłam wziąć w pracy pożyczkę pracowniczą na dobrych warunkach. Przez rok będę miała potrącane z pensji, ale damy radę. Czuję się dobrze z tą decyzją” – tymi słowami kończy.