"Moja córka idzie do komunii, ale to ja się mam spowiadać?!". Oburzenie rodziców mnie rozśmiesza

2023-11-03 15:39

"Się machnie parafkę", "indeks można przecież zgubić"... Pomysłowość niektórych rodziców w tym, jak oszukać system i być sprytniejszym od księdza zbierającego podpisy po mszach czy spowiedziach nie zna granic. Tak tylko na wszelki wypadek zostawię tu pewną informację, bo może nie każdy o tym wie. Otóż komunia dziecka nie jest obowiązkowa. Chyba, że komuś pobożna babcia przyłożyła pistolet do głowy: "sakrament wnuka albo strzelam".

Indeksy i egzaminy to norma przed Komunią.

i

Autor: Archiwum prywatne Indeksy i egzaminy to norma przed Komunią.

Ten rok szkolny z pewnością zapamiętam na długo. Rok przygotowań mojej córki do Pierwszej Komunii Świętej. Używając słowa rok, nie mam na myśli daty komunii. To rzeczywiście będzie wiele miesięcy wypełnionych przygotowaniami.

Lista wymagań w naszej parafii jest długa. Zaczęło się już we wrześniu. Co miesiąc dzieci zdają „egzaminy” z kolejnych modlitw. Obowiązkowa jest obecność na coniedzielnych mszach, po których dzieci dostają podpisy w specjalnie im wręczonych „indeksach”. Sama nazwa tej książeczki budzi powagę, prawda? Swoją drogą jej zawartość pod kątem wymagań też jest zdaniem wielu wyśrubowana…

Październik to miesiąc różańcowy, więc dzieci miały odmawiać różaniec codziennie, kolorując każdego dnia koraliki narysowane w dzienniczku. Na czerwono, gdy były na różańcu w kościele, na zielono, gdy odmawiały go w domu i na czarno, gdy pominęły modlitwę. To dopiero początek. W grudniu dzieci będą miały uczestniczyć w porannych mszach roratnich przed lekcjami i wypisywać w dzienniczku swoją obecność na nich. Później to samo z drogą krzyżową, nabożeństwami majowymi, aż do samej Pierwszej Komunii Świętej.

Zobacz: 9-latka nazwana "dzieckiem diabła". Tylko dlatego, że rodzice nie posłali jej do komunii

Te prezenty na Pierwszą Komunię to przesada! Polacy odpowiadają #EwelinaPyta

Dowiedz się: Mamy odchudzają córki przed komunią. "Przecież ty nie wejdziesz w tę sukienkę"

Milienialni rodzice: wierzący niepraktykujący?

W sumie wiedziałam dobrze, na co się piszę. Legendy pełne straszenia o tym, jakie to żmudne i męczące są przygotowania do komunii słyszałam od rodziców starszych dzieci już od kilku lat. „Jak będzie komunia, to dopiero zobaczycie, ile zamieszania jest ze szkołą”, „Co tam pierwsza klasa. Komunia to dopiero chrzest bojowy dla rodziców”…

Wszystko to mówi pokolenie lat 80. i 90. Nie oszukujmy się. Nasze własne przygotowania do komunii to było poznanie kilku modlitw i stres pierwszej spowiedzi… Potem już tylko wystawne sukienki, bo o skromnych albach nie było wtedy mowy, rowerki i zegarki na przyjęciu komunijnym. W sumie fajne imprezy.

Moje pokolenie wyrosło na całe rzesze osób wierzących niepraktykujących. Jestem jedną z nich. Księdza po kolędzie przyjmuję, w Wigilię dzielimy się opłatkiem, na Wielkanoc idziemy z koszyczkiem, na Wszystkich Świętych odwiedzamy groby bliskich zmarłych. Do kościoła nie chodzimy. Jedynie na śluby, pogrzeby, komunie i chrzty… I w sumie na tym koniec. To takie wygodne chrześcijaństwo, związane jednak w większości z polskimi tradycjami, a nie z religią. Zgodnie z tymi tradycjami moje dziecko idzie do Pierwszej Komunii Świętej.

A może jednak świecka komunia to lepszy pomysł?

Nie ukrywam, że słysząc o wymaganiach księży włos mi się na głowie jeżył i zastanawiałam się, jak ja wcisnę tyle dodatkowych obowiązków w rodzinny grafik. Muszę jednak przyznać, że choć uważam moje podejście do spraw kościelnych za mocno liberalne, to niektórzy rodzice zachowują się, jakby sami byli dziećmi.

Już krążą historie o tym, że indeksy w poprzednich latach dzieciom "ginęły", a księża i tak dopuszczali je do komunii. „Zawsze też możemy zgubić”, żartują co poniektórzy. Najwięcej kontrowersji budzi spowiedź rodziców. Przyznam, że i mi nie jest na rękę chodzenie tam aż cztery razy w roku – w trakcie początków przygotowań do komunii, przed Bożym Narodzeniem, przed Wielkanocą i przed samą komunią. Ale zasłyszane teksty w stylu – „samemu się podpis machnie”, to już inna bajka.

Pośmiać się możemy, ale po niektórych serio widać, że zamierzają tak robić. Tylko po co się wygłupiać?

Patrząc na to wszystko, mam coraz większy szacunek do rodzin, które mają na tyle odwagi cywilnej, by dzieci do komunii nie posyłać, zamiast robić z siebie kombinatora, który tu coś niby niechcący zgubi, tam sam sobie podpisze… Byłoby mi głupio przed samą sobą i przed skądinąd kumatym już dzieckiem, które patrzyłoby na takie chachmęty, które nie są przecież koniecznością.

Bo dla kogo to robimy, posyłając nasze dziecko do komunii? Dla babci, żeby nie było jej przykro. czy dla ciotki, która miałaby temat do plotek na kolejnych dziesięć lat, gdybyśmy z tej tradycji się wyłamali? A może dla samej imprezy rodzinnej, którą wyprawimy? Bez sensu. Coraz częściej przecież ludzie wyprawiają świeckie przyjęcia w roku komunijnym rocznika ich dzieci, które są jak rytuały przejścia w bycie już dużym dzieckiem, prawie nastolatkiem. Choć złośliwi nazywają je „antykomuniami”, to nie mają one nic wspólnego z walką z tradycjami ludzi wierzących. Jest to spotkanie rodzinne, dzieci dostają prezenty, czasami nawet mniej wygórowane i próżne niż te z prawdziwych komunii, jak osławione quady i konsole do gier.

Na swój sposób podziwiam ludzi, którzy mają na tyle odwagi, by przyznać przed sobą i swoją rodziną – „Hej, jestem niewierzący i w sumie ta komunia nie jest mi ani mojemu dziecku do niczego potrzebna, więc do niej nie przystępujemy”. Nie pisze tego, żeby kogoś umoralniać, bo daleka jestem od bycia dla kogokolwiek oprócz własnego dziecka, wzorem.

Przeczytaj: Świecka komunia to nowy trend wśród niewierzących rodzin? Oto jak ją zorganizowała jedna z nich

Co pomyśli o tobie twoje dziecko?

Choć nie chodziliśmy co niedzielę do kościoła i jesteśmy trochę na bakier z typowym praktykowaniem wiary, to sama odczuwam wewnętrzną, duchową potrzebę, by moja córka jednak poszła do komunii. I jakbym miała przy tej okazji ściemniać, coś sobie podpisywać samodzielnie, to wstyd by mi było przed własnym dzieckiem. Warto sobie uświadomić kilka rzeczy.

Dla dzieci pierwsza spowiedź to jest duży stres. Wiele dzieci z klasy mojej córki już mówi o tym, że się boi tego dnia. Jeśli więc rodzice nie dadzą im przykładu, że można bez nerwów, że ksiądz też człowiek, swoje grzechy ma i nie ma co się denerwować przed tym może nieprzyjemnym, ale jednak obowiązkiem, to co one będą czuły? Jeszcze większy stres i to, że w sumie na tych starych to nie można polegać. Każą coś robić, a sami się nie stosują. Nie łudźmy się. W wieku 9 lat większość dzieci wyczuje, czy rodzice byli w tym konfesjonale, czy podpisali sobie indeks sami.

Druga rzecz, to podejście do obowiązków. Skoro dziecko wychwyci, że indeks z lukami w podpisach z coniedzielnych mszy „przez przypadek” się zagubił, to jak możemy później wymagać od niego pracowitości i rzetelności w szkole czy w domu? „Matka, ojciec ściemniają, ja też mogę”, pomyśli sobie dziecko i tylko głupi by je za takie wnioski winił.

Księża zapracowali sobie na ten stan rzeczy

My od dwóch miesięcy regularnie chodzimy do kościoła, w październiku codziennie odmawialiśmy różaniec, choć nie były to tradycje, które znamy z mężem z własnego dzieciństwa. Póki co, nie są to jednak przykre obowiązki, a rodzaj rytuału. To jest trochę tak, jak mówią wszyscy coachowie od uważnego życia, kultywowania wdzięczności.

Taka powtarzalność sprzyja wyciszeniu, dobrze robi na psychikę. Nawet polubiłam te przygotowania do komunii córki. Nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca, bo może jeszcze mnie nasi księża zdążą załamać, zdenerwować i odstraszyć od Kościoła... Czas pokaże. Skoro jednak się do tego zabraliśmy, zrobimy to jak należy, bez „samodzielnie machniętych podpisów”.

Ludzie mają ambiwalentny stosunek do Kościoła nie bez przyczyny. Pamiętam ostatnią mszę, na której byłam bez okazji, przed tym rokiem komunijnym. To było jakieś 5 lat temu. Myślałam, że nie wysiedzę do końca. Proboszcz mówił podczas kazania o młodych ludziach mieszkających ze sobą przed ślubem. Kompletnie bez szacunku, a wręcz z pogardą. Czułam niesmak, choć sama mam ślub kościelny.

Teraz, od początku roku szkolnego, w którym mamy komunię, byliśmy na mszy już 10 razy. Ani razu nie padły słowa, które w jakiś sposób by mnie wzburzyły. Ba, są nawet spokojne i pełne wyrozumiałości prośby, by rodzice dzieci komunijnych, którzy nie mają przeciwwskazań, by wziąć ślub kościelny, postarali się do niego przystąpić, że księża pomogą w formalnościach itp. Może coś się jednak w tym Kościele zmienia na lepsze? A jak nie, to trudno. Ja przynajmniej spojrzę sobie w twarz bez poczucia żenady.

Zobacz też: Czy dziecko może przystąpić do komunii, gdy rodzice są po rozwodzie?