Dla wielu dorosłych góry to przygoda, odpoczynek dla umysłu, satysfakcjonujące wyzwania i pretekst, by wyjść z własnej strefy komfortu. To pasja zwłaszcza dla tych, którzy na co dzień zmęczeni pracą, szukają odskoczni, ale nie mogą usiedzieć w miejscu, wylegując się na plaży. Dla dzieci jednak, w większości przypadków chodzenie po górach nie jest ulubioną formą wypoczynku.
Choć wiele osób szuka kompromisu i decyduje się na rodzinne wypady w góry, to nasza czytelniczka, radzi nie zmuszać do niczego ani siebie, ani dzieci. Pani Justyna, przekonuje -
"Wyjechałam w góry bez dzieciaków. Na szlaku pogratulowałam sobie tej decyzji. Ciągłe płacze, jęki i stęki napotykanych po drodze dzieciaków zdjęły ze mnie wszelkie wyrzuty sumienia, że jestem bez swoich w tak pięknym miejscu".
To jednak niejedyne jej spostrzeżenia, bo jak zauważa, chęć przeżycia przygody, wielu rodzicom odbiera trzeźwe myślenie.
"Urlop dla masochistów"?
Rodzinne konflikty to nie jedyne, co rzuciło się w oczy mamie dwójki dzieci w wieku 9 i 12 lat, która mimochodem przyglądała się rodzicom z dziećmi, napotkanym na trasach.
"Na początku coś chwyciło mnie za serce. Szliśmy do Murowańca, więc początek trasy jest płaski i mijając uśmiechnięte, wesołe rodziny miałam taką myśl, że przez własną wygodę zabieram dzieciom cenne doświadczenia. Wyjechałam w góry bez dzieciaków myśląc, że dla nich to nie radość a udręka, więc zaczynałam trochę żałować. Tylko przez chwilę. Na szlaku pogratulowałam sobie tej decyzji. Ciągłe płacze, jęki i stęki napotykanych po drodze dzieciaków zdjęły ze mnie wszelkie wyrzuty sumienia, że jestem bez swoich w tak pięknym miejscu. "Po co mnie tu zabraliście", "Nienawidzę was", "Ile jeszcze", "Nogi mnie bolą, nie dam rady"... I tak w kółko. Taki urlop to dobry chyba tylko dla masochistów"
- komentuje z przekąsem nasza czytelniczka.
Rodzice idą w góry z dziećmi za wszelką cenę?
Rodzinne perypetie nie są jednak tym, co zwróciło naszą największą uwagę w liście Pani Justyny. Jak zauważa, ludzie czasami tak bardzo chcą wrócić do dawnych pasji, nie rezygnując przy tym z rodzinnego czasu, że podejmują duże ryzyko, zabierając w góry dzieci, albo idąc z maluchami bez odpowiedniego przygotowania.
"Na szlaku nie było chyba osoby, która nie obejrzałaby się za pewnym ojcem. Szedł z dwójką dzieci w nosidłach turystycznych. 2-3 latka miał z tyłu, a z przodu na oko półroczne niemowlę. Jakby tego było mało, w ekipie miał też chłopca w wieku około 8-9 lat. I z tym wszystkim on sam. Jak wracaliśmy była mżawka, trasa była bardzo śliska. Myślałam o nich kilkakrotnie, czy dotrą bezpiecznie... Inna osobliwa rodzinka to byli dobrze wyposażeni rodzice, których dzieci w wieku przedszkolnym szły w zwykłych wsuwanych butach sportowych. Takich skarpetowych z lekką podeszwą, która w większości przypadków jest okropnie śliska, a do tego stopa jest niestabilna. "Starzy" mieli kijki, buty trekkingowe, plecaki turystyczne ze zbiornikami na wodę, a dzieci... Gdy schodzili w dół po tych mokrych kamieniach widać było po nich samych, że są wystraszeni i ledwo są w stanie utrzymać idące niestabilnie maluchy"
- opisuje w liście mama dwójki dzieci.
Byliście ostatnio w górach? Zgadzacie się z opiniami naszej czytelniczki?
Polecany artykuł: